W październiku ubiegłego roku Radosław Majewski doznał bardzo poważnej kontuzji. Polski pomocnik podczas gierki treningowej w Western Sydney zerwał więzadło krzyżowe przednie i więzadło poboczne piszczelowe. Dla piłkarza taki uraz oznaczało to kilka miesięcy przerwy w treningach. Majewski kontuzji nie nabawił się ze swojej winy. Spowodował ją jego kolega z zespołu, który podczas treningu ostro zaatakował Polaka.
- Od tygodnia mogę już biegać. Lekarze mówią, że jest to wręcz wskazane. Dlatego chodzę codziennie do lasu. Gram też z kolegą w siatkonogę. Koronawirus trochę spowalnia proces powrotu do formy, ponieważ codzienna rehabilitacja trwa krócej: zamiast po trzech godzinach salę muszę opuszczać już po godzinie, bo czekają inni pacjenci - powiedział Majewski w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
Nie wiadomo jednak, gdzie Majewski będzie grał w przyszłym sezonie - jego kontrakt z australijskim zespołem obowiązuje tylko do końca czerwca bieżącego roku. W umowie piłkarza z klubem widnieje co prawda zapis o przedłużeniu porozumienia o kolejny rok, ale tylko w przypadku rozegrania 21 spotkań. To, ze względu na kontuzję jest jednak niemożliwe. 33-letni Majewski twierdzi zaś, że jego kariera może dobiegać końca.
Przyszedł czas na myślenie, co będzie ze mną po zakończeniu kariery. To chyba dobry moment, prawda? Chcę być na to przygotowany. Żeby nie okazało się, że pewnego dnia wstanę rano i zadam sobie dramatyczne pytanie: „Radek, i co teraz?”. Mam już plany na siebie – twierdzi. Plan pierwszy – telewizja. Majewski już pojawia się w niej jako ekspert i zamierza dalej iść tą drogą. Plan drugi – wynajmowanie boiska ze sztuczną nawierzchnią. W październiku były zawodnik m.in. Nottingham Forest otworzył „Arenę Piłkarską Pruszków”, czyli plac do gry pod specjalnym balonem, który każdy może wynająć podczas zimy. I wreszcie plan trzeci, najważniejszy. – Od półtora roku buduję restaurację z salą bankietową. To duża inwestycja, największa w moim życiu - dodał.