- Mecze bez publiczności to nawet kilkadziesiąt milionów strat dla klubów - mówi Sport.pl prezes PKO BP Ekstraklasy, Marcin Animucki. Zdradza, dlaczego spółka nie zdecydowała się na przekładanie meczów, jak chronieni będą podczas nich zawodnicy i trenerzy oraz jak UEFA współdziała z ligami, by dograć sezon do końca.
Marcin Animucki: Od kilku tygodni jesteśmy w kontakcie z szefami prawie wszystkich lig z krajów zagrożonych koronawirusem. Rozmawiałem z prezesem ligi francuskiej, włoskiej i szwajcarskiej. Marcin Stefański jest w kontakcie z władzami Bundesligi. Wszystko po to, by poznać, jakie mają procedury i jak one się sprawdzają. Przygotowywaliśmy się na wszystkie scenariusze. Na poniedziałkowym spotkaniu potwierdziliśmy, że sytuacja jest poważna, wysłuchaliśmy wyjaśnień od inspektora sanitarnego i od premiera. W rezultacie wdrażamy opcję taką jak kilka innych lig europejskich: francuska, bułgarska, rumuńska i grecka. Gramy, ale bez publiczności. Nie jest to najbardziej komfortowe rozwiązanie, bo ono oczywiście boli nas oraz wszystkie kluby i ich kibiców. Zdrowie jest jednak najważniejsze. Dostosowujemy się do decyzji administracyjnych i dalej będziemy się dostosowywać.
Byliśmy przygotowani m.in. na czasowe zawieszenie rozgrywek i przekładanie meczów. Tylko że nikt nie był w stanie określić, jak długo trwać będzie sytuacja związana z zagrożeniem koronawirusem. Na początku poszczególne mecze próbowali przekładać Włosi, ale spowodowało to kłopoty. Ogłaszano zmiany z dnia na dzień, co wprowadzało duży chaos dla piłkarzy i kibiców. Nie wiadomo było kto, kiedy gra. Decyzja związana z graniem bez publiczności ma ten plus, że nie powoduje bałaganu. Jest podjęta z wyprzedzeniem. Wiemy, na czym stoimy.
Podeszły do sprawy z dużym zrozumieniem. Są zresztą w kontakcie z wojewodami i prezydentami miast. Pozostaje przecież jeszcze ważna kwestia - organizacji meczu zamkniętego. Ileś osób przecież w nim uczestniczy. Decyzje, ile tych osób będzie i kto, będą podejmowane przez kluby po konsultacjach z miejscowym sanepidem. Na pewno zmniejszy się jednak liczba jakiejkolwiek aktywności ze sztabami i zawodnikami. Może nie być konferencji czy wywiadów z graczami, ale podkreślam, że to decyzje indywidualne leżące w gestii miejscowych działaczy i jednostek sanitarnych. My jako PKO BP Ekstraklasa wraz z Live Parkiem, producentem sygnału telewizyjnego, też wdrożyliśmy szereg procedur minimalizujących ryzyko zakażenia naszych pracowników. Każde spotkanie będzie jednak transmitowane na żywo, a w najbliższej kolejce Canal+ pokaże w paśmie niekodowanym wszystkie nasze mecze.
Nie. Jesteśmy jednak w stałym kontakcie z naszymi partnerami telewizyjnymi i oni tę sytuację dobrze rozumieją. Zdają sobie sprawę, że my, tak jak inne ligi w Europie, chcemy dograć sezon do końca, bo jest to ważne z punktu widzenia kalendarza europejskiego i samych lig. Rozstrzygnięcia kwestii mistrzostwa, spraw spadków i awansów jest bardzo ważna. Oczywiście przy zminimalizowanym ryzyku i ochronie zdrowia kibiców oraz samych graczy i trenerów.
Takiej sytuacji w zasadzie nigdy nie było. Pamiętamy oczywiście przypadek z 1920 r. i II wojny światowej i przerwanie rozgrywek z tego powodu, ale takiego rozwiązania w przepisach teraz nie znajdziemy. Dzisiaj jesteśmy na etapie dyskusji. Większość lig chce rozegrać rundę do końca. Nawet kosztem wydłużenia sezonu. Jednak przy zachowaniu względów bezpieczeństwa dla ich uczestników
Obecnie nie przewidują tam scenariusza zakończenia sezonu przed końcem. Planowane jest przełożenie meczów na późniejsze terminy. Jest kilka dat w kalendarzu, które na to pozwolą.
Byłem na Kongresie UEFA w Amsterdamie. Przedyskutowano tam z ligami powołanie grupy roboczej po to, by nad rozstrzygnięciami pracować razem. O kalendarzu międzynarodowym będą zatem rozmawiać wspólnie przedstawiciele UEFA i lig europejskich. Rozważa się wykorzystywanie terminów zastrzeżonych do tej pory dla Ligi Mistrzów, tak by ligowe spotkania odbywały się także w tym czasie. Zresztą takie przykłady, choć niezwiązane z koronawirusem, zdarzały się już ostatnio. Najtrudniejszym obszarem jest jednak kwestia dokończenia rozgrywek pucharowych z drużynami objętymi różnego rodzaju zakazami no i oczywiście Euro 2020 w 12 różnych miastach. We Włoszech, które objęte są zakazem przemieszczania dużych grup ludzkich, trudno wyobrazić sobie obecnie inaugurację mistrzostw. Pozytywne jest jednak szukanie rozwiązań w tej kwestii, wzajemne wspieranie się. Tak dobrego i częstego kontaktu przedstawicieli lig nie pamiętam.
Frekwencja na tegorocznych meczach ekstraklasy rosła o kilka, czy nawet kilkanaście procent w stosunku do ostatniego sezonu. Przewidywaliśmy, że w ciągu 11 najbliższych kolejek na meczach pojawi się 1,1 mln fanów. Potencjalne straty, przy założeniu, że do końca sezonu kluby zagrają bez publiczności, to od kilkunastu do kilkudziesięciu milionów złotych.
To decyzje pozostające w gestii klubów. Kluby już przygotowują na to procedury. Komunikujemy się różnymi ligami i wiemy, że są przypadki, w których kibice, rozumiejąc sytuację swej drużyny, rezygnują z żądania zwrotu części pieniędzy za karnety czy nawet bilety. To przypadek z Włoch. Myślę jednak, że niebawem podobne będziemy mieć w Polsce.
Myślę, że na to kluby są przygotowane. Stadiony czy części stadionów są w Polsce zamykane, więc umowy z partnerami pewnie uwzględniają tego typu zapisy. Oczywiście nigdy nie było precedensu na taką skalę. Wiem, że zamknięte stadiony to kłopotliwe rozwiązania, nad czym ubolewam, ale w tym momencie wydaje się, że jedyne słuszne.