Byłą 7. minuta niedzielnego meczu Arki Gdynia z ŁKS-em Łódź, gdy boisko musiał opuścić Maciej Dąbrowski. Doświadczony obrońca, który wzmocnił łódzką drużynę zimą, doznał kuriozalnej kontuzji nosa. Na początku meczu, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, zawodnik chciał oddać strzał przewrotką. Dąbrowski nie trafił jednak w piłkę, a kolanem we własny nos. Piłkarz musiał opuścić boisko, a jego miejsce zajął Jan Sobociński.
Sytuację dostrzegły m.in. brytyjskie media. "To była komiczna sytuacja, nie był ani trochę blisko kontaktu z piłką. Zamiast tego uderzył kolanem prosto w nos" - napisało "The Sun", które zamieściło również szydzące komentarze kibiców. Jeden z nich stwierdził, że "tylko polska ekstraklasa zapewnia takie atrakcje".
Do sprawy odniósł się też sam jej bohater. - Dziś już podchodzę do całej sytuacji na luzie i sam się z niej śmieję. Zresztą, jeszcze w trakcie meczu w Gdyni, kiedy już zostałem opatrzony przez lekarza i usiadłem na ławce, też nie mogłem powstrzymać śmiechu. Nie mogłem uwierzyć, że sam sobie zrobiłem krzywdę. Na boisku nie było mi jednak wesoło, bo uraz był bolesny - powiedział Dąbrowski na łamach "Super Expressu".
- Na szczęście żadnego złamania nie ma. Oderwała mi się tylko jedna z chrząstek. Uprzedzając – czuję się bardzo dobrze. Już nic mnie nie boli - dodał zawodnik.
Dąbrowski na boisko wrócił już w środę. Jego ŁKS pokonał wtedy u siebie Zagłębie Lubin 3:2.