Kibice krzyczeli "wstyd i hańba" do piłkarzy Jagiellonii. Romanczuk: Co ja mam wam powiedzieć?

- Wstyd i hańba - krzyczeli kibice gości w kierunku piłkarzy Jagiellonii Białystok, którzy w sobotę przegrali przy Łazienkowskiej z Legią aż 0:4. - Wcale się kibicom nie dziwię. W pełni zasłużyliśmy na te okrzyki - komentował po meczu Taras Romanczuk.

- Nie, nie chcę. Naprawdę. No, bo co ja mam wam powiedzieć? To kolejny taki mecz, to nie ma sensu - wzbraniał się Taras Romanczuk. Kapitan Jagiellonii Białystok po sobotniej porażce z Legią Warszawa (0:4) nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Zatrzymał się już poza wyznaczoną strefą do wywiadów. - Zrobiłem to tylko ze względu na pana Jurka [Jurka, a więc Jerzego Kułakowskiego, dziennikarza Radia Białystok] - wyznał na koniec.

Wcześniej przez kilka minut przybitym głosem odpowiadał na pytania dziennikarzy. - Pytacie co się z nami dzieje? Ja nie wiem, naprawdę nie wiem. Dzisiaj w każdym elemencie wypadliśmy słabo. Legia była dwa razy bardziej dynamiczna. Chęć gry? Cztery razy większa z jej strony. Zaangażowanie? Trzy razy większe - stopniował Romanczuk. Po czym wrócił do meczu: - Jeśli grasz z Legią, nie możesz odstawić nogi. A jeśli pierwszą dobrą sytuację stwarzasz w 92. minucie, to nie możesz też mówić o braku szczęścia. To był kolejny mecz, w którym nie możemy strzelić gola. Nie potrafimy sobie stworzyć dobrych sytuacji. Ja nie wiem, naprawdę nie wiem, co się z nami dzieje.

A dzieje się źle. Zero goli w trzech ostatnich meczach, siedem straconych i tylko jeden punkt (bezbramkowy remis z Koroną). To dorobek Jagiellonii z 2020 roku. Zespół z Białegostoku jest jedynym w Ekstraklasie, który w trzech ostatnich meczach nie strzelił gola. W sobotę nawet za bardzo nie próbował, niespecjalnie pozorował walkę. Po tym, jak w 7. minucie na 1:0 dla Legii trafił Marko Vesović, piłkarze gości spuścili głowy. Jeszcze wtedy na duchu starał się podnieść ich trener. Iwajło Petew krzyczał, podpowiadał przy linii, motywował drużynę, czasem też rozkładał ręce. W każdym razie coś robił, próbował. W końcu jednak zrezygnował. W drugiej połowie, kiedy w 57. minucie na 3:0 dla Legii trafił Jose Kante, usiadł zniechęcony na ławce rezerwowych.

Zobacz wideo

Trener Jagiellonii po porażce z Legią. "Chcę to widzieć po raz ostatni"

- Z czego wynikają te nasze problemy? To kwestia mentalności. U rywali gramy o 30-40 procent gorzej niż na własnym stadionie. Jakość spada, gdy brakuje pewności siebie. Dziś przegraliśmy przez to, że graliśmy na wyjeździe, a nie że mierzyliśmy się z Legią. Ale to diagnoza na gorąco, chcę jeszcze poznać zdanie moich zawodników - powiedział Petew, który na pomeczowej konferencji nie chciał zdradzić, co w szatni usłyszeli od niego piłkarze. - Ale w niedzielę i poniedziałek będę rozmawiał z nimi znowu i tutaj akurat mogę powiedzieć, że wtedy na pewno usłyszą ode mnie, że po raz ostatni chcę widzieć zespół, który gra na wyjeździe tak, jak w sobotę zagrał z Legią - dodał Petew.

- Z Legią było to samo, co dwa tygodnie temu z Wisłą [Jagiellonia przegrała tamten mecz 0:3]. Niby rozmawiamy ze sobą, motywujemy się, każdy przed wyjściem na boisko przekonuje, że wie, co ma robić, a potem przychodzi mecz i nic nam nie wychodzi. Nie umiem tego wytłumaczyć, naprawdę - dalej bezradnie rozkładał ręce Romanczuk.

Taras Romanczuk: Nie ma co się obrażać

To właśnie Romanczuk - jak na kapitana przystało - w sobotę po ostatnim gwizdku zawołał drużynę, by ta razem z nim podeszła pod trybunę gości. - Wstyd i hańba - usłyszeli wtedy piłkarze Jagiellonii od kibiców z Białegostoku, którzy w sobotę wypełnili praktycznie cały sektor. Na odchodne w kierunku zawodników krzyknęli jeszcze: - „Jaga grać, k…a mać!”. Po raz kolejny, bo to akurat można było już usłyszeć w trakcie meczu. Zaraz po czwartej straconej bramce, którą dla Legii zdobył debiutujący w sobotę przy Łazienkowskiej Tomas Pekhart. - Nie ma co się obrażać. Te słowa nam się dzisiaj po prostu należały. Dlatego wcale się kibicom nie dziwię. W pełni zasłużyliśmy na te okrzyki - tłumaczył Romanczuk.

Jagiellonia mimo porażki z Legią wciąż zajmuje dziewiąte miejsce w tabeli. - Tu na razie nie ma co patrzeć w tabelę. Trzeba spojrzeć na to, jak gramy. Bo jeśli tutaj nic się nie zmieni, to nie wróżę nam nic dobrego. Najwyższa pora się otrząsnąć, zacząć walczyć, zdać sobie sprawę, o co gramy, co jest naszym celem. Bo bez chęci, bez zaangażowania, nic nie osiągniemy - zakończył kapitan Jagiellonii, która w następnej kolejce podejmie Lecha. Początek meczu w piątek o 20.30.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.