Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Tomas Pekhart: Nie ma ich zbyt wiele. Przyleciałem w piątek wieczorem i nie miałem jeszcze czasu, by przyjrzeć się miastu. Zwiedziłem tylko stadion przy okazji meczu z ŁKS. Moi przyjaciele mówią mi jednak, że Warszawa przypomina moją ukochaną Pragę.
- Przypomina Spartę Praga. Jest świetnie zorganizowana, co było widać od razu. Już na etapie naszych negocjacji, które przebiegły bardzo sprawnie i profesjonalnie.
- Nie, było ich więcej, ale mam malutką córkę i w negocjacjach brałem pod uwagę również tę kwestię. Oczywiście najważniejsze były sprawy sportowe, ale ważne było dla mnie też, by nowe miejsce było dobre dla mojej rodziny. Decyzję podjęliśmy wspólnie.
- Na pewno było widać, że to był pierwszy mecz po dłuższej przerwie - obie drużyny był nieco spięte, grały cierpliwie. Zwycięstwo Legii było jednak w pełni zasłużone. Przyglądałem się też fanom na trybunach. Atmosfera na meczu? To było absolutne szaleństwo, coś wyjątkowego! Grałem w wielu krajach, ale coś takiego widziałem tylko w Grecji. Oba kraje mają podobny styl kibicowania, co bardzo doceniam i lubię. Ale koledzy z zespołu mówili mi już, że najlepsze oprawy fani zostawiają na najważniejsze mecze. Tym bardziej nie mogę doczekać się walki o mistrzostwo.
- Adam to mój przyjaciel, graliśmy razem w Bundeslidze. Sam trochę zwiedził niemieckich klubów, grał w Stuttgarcie i Norymberdze. O Legii mówił, że organizacja, możliwości, infrastruktura są tu na takim samym poziomie, jak w Niemczech. Że ma stąd same dobre wspomnienia.
- Tak, zgadza się. Dorastaliśmy razem, graliśmy przez wiele lat w młodzieżowych reprezentacjach Czech. No i wspólnie wystąpiliśmy też przecież w Polsce na Euro 2012, ale to już wszystko odległe czasy… Oczywiście wiem, że później grał w Legii, ale Necid nie ma tylu wspomnień, co Hlousek, bo spędził tu tylko pół roku. Nasze żony mają jednak ze sobą dobry kontakt - rozmawiają ze sobą, parę dni temu wymieniały esemesy, które tylko potwierdziły słowa Adama.
- Nie widziałem, jak radził sobie w Warszawie, ale pamiętam, że trafił tutaj po ciężkiej kontuzji - po zerwaniu więzadeł. Takie rzeczy często mają wpływ na piłkarza, na jego powrót do formy. Poza tym wypożyczenie a transfer definitywny, to też dwie różne sytuacje. Ale nie chciałbym tego teraz oceniać. Tomas to świetny piłkarz, a do tego świetny gość, z którym dorastałem i razem grałem w ataku.
- Wiele osób pyta mnie, czemu czescy napastnicy grają podobnie? Nie umiem odpowiedzieć. Myślę, że tak po prostu byliśmy szkoleni tu, we wschodniej Europie. Tak uczy się tutaj napastników, by umieli odnaleźć się w polu karnym, wykańczali sytuacje. Dlatego dobrze gramy w powietrzu, często wyróżniają nas też warunki fizyczne [Pekhart ma 194 cm wzrostu].
- O to też pyta mnie wiele osób… Ale ja nie myślę i nie skupiam się na reprezentacji. Był czas, kiedy strzelałem mnóstwo goli w Grecji. Tak samo było, gdy grałem w najlepszym klubie z Izraela [Hapoel Beer Szewa]. A i tak nie dostałem zaproszenia do kadry. Powołania dostawali za to gracze, którzy na co dzień grali w lidze czeskiej. No i w porządku, szanuję to. Jeśli powołanie przyjdzie, oczywiście będę szczęśliwy. Ale nie zaprzątam sobie teraz tym głowy, to nie jest mój główny cel. Skupiam się tylko na Legii.
- Wszyscy są dla mnie bardzo przyjacielscy - większość mówi po angielsku, część po hiszpańsku, więc też jest mi trochę łatwiej. Ale jestem tu dopiero kilka dni. Początki nigdy nie są łatwe, bo trzeba wejść do znającej się grupy, która ma swoje zwyczaje, zachowania, swój styl. Do tego dochodzi mieszkanka języków, charakterów. To wszystko trzeba poznać, jakoś się dopasować. I ja to właśnie poznaję.
- Wydaje mi się, że jest bardzo podobna do ligi czeskiej, w której czułem się dobrze. Gra jest fizyczna, oparta przede wszystkim na waleczności. W Hiszpanii, w której grałem ostatnio, było zupełnie inaczej. Tam wszyscy są rozmiłowani w tiki-tace. W Las Palmas mieliśmy przede wszystkim długo utrzymywać się przy piłce, ale to czasami nie przynosiło rezultatu. W Legii wiem, że trener Vuković zwraca uwagę na doskok po stracie piłki i próbę jej natychmiastowego odzyskania. Chce szybko przenosić ciężar gry w okolice pola karnego rywali. Znam ten styl, myślę, że będzie mi odpowiadał.
- Rzeczywiście, trochę pozwiedzałem… Jeśli chodzi o poziom sportowy, nic nie równa się z Bundesligą. Jeśli chodzi o miejsce do życia, zakochaliśmy się z żoną w Grecji. Kiedy skończę grać w piłkę, chcielibyśmy tam zamieszkać.
- Tak, ale na razie utknęła w Las Palmas. Nasze dziecko ma ledwie miesiąc, nie zdążyliśmy załatwić wszystkich papierów. Żona powiedziała mi nawet, że wybrałem najgorszy moment na zmianę klubu.
No cóż, taka jest piłka - nigdy nie wiesz, gdzie rzuci cię życie. Natrafiła się okazja, żeby trafić do Legii i chciałem z niej skorzystać. Na razie jestem tutaj sam, to jest dla mnie trudny moment, ale to niebawem się zmieni. Wierzę, że w Warszawie będziemy szczęśliwi.
- Mam nadzieję, że wypełnię kontrakt w Legii [jest ważny do czerwca 2022 r.]. Ale jak mówiłem wcześniej, nigdy nie wiesz, co się wydarzy. Z Las Palmas też miałem jeszcze ważną umowę, byłem jednym z najlepszych strzelców w zespole, czułem się tam świetnie, a z dnia na dzień musiałem się wyprowadzić. A moja żona i córeczka są dziś trzy tysiące kilometrów stąd. Taka jest właśnie piłka.
- Od zawsze ceniłem Petera Croucha i Dimitara Berbatowa, ale najlepszy ze wszystkich był Tomas Rosicky. W ostatnich miesiącach zachwycił mnie z kolei Johantan Viera, który trafił do Las Palmas na wypożyczenie z chińskiego Beijing Guo’an. Uważam, że to piłkarz na tym samym poziomie, co Rosicky.
- Nie. Oczywiście chcę, by było ich jak najwięcej. Chcę pomagać drużynie swoimi golami, ale to ona jest najważniejsza. Zawsze jest na pierwszym miejscu.