Cztery zwycięstwa, dwa remisy i czternaście porażek – tak brzmi bilans szesnastej drużyny tabeli PKO BP Ekstraklasy. ŁKS od niedzieli rozpoczyna walkę o utrzymanie w lidze. Droga, którą trzeba będzie przejść, żeby to osiągnąć, z pewnością okaże się bardziej zawiła niż ta, która pozwoliła im tu trafić. Klub chce przy tym jednak pozostać wierny filozofii trenera Kazimierza Moskala, któremu władze ufają w stu procentach.
ŁKS w tym sezonie ligowym przegrał już czternaście razy, a także odpadł z Pucharu Polski. Miał serię ośmiu porażek z rzędu w Ekstraklasie, którą potrafił przerwać, ale niekorzystne rezultaty wróciły. Obecnie nie wygrywał już od czterech spotkań. W czasie tych niechlubnych dla klubu dni dziennikarzy bardzo interesowała kwestia kondycji mentalnej zawodników. Łódzka drużyna nie korzystała z usług psychologa, a zawodnicy powtarzali, że bezpośrednich przyczyn porażek nie trzeba szukać w ich głowach. Błędy indywidualne, które do nich doprowadzały dawały jednak obraz tego, że było nieco inaczej. Niektórym nerwowość i niepewność w trudnych sytuacjach wtopiła się w codzienną dyspozycję.
Zimą klub dokonał aż sześciu transferów. Przyszło trzech Hiszpanów – obrońca Carlos Moros Garcia i napastnicy Samuel Corral oraz Antonio Dominguez, a do tego jeszcze jedno wsparcie ataku Jakub Wróbel i dwóch defensorów – Maciej Dąbrowski i Tadej Vidmajer. - Nie było jeszcze czasu na chrzest, ani specjalne powitania – śmiał się napastnik ŁKS-u, Łukasz Sekulski na pytanie o wdrożenie nowych twarzy do drużyny. - Coś już śpiewali i tańczyli, w wolniejszych momentach, kiedy był czas na żarty i zabawę. Liczymy, że oficjalnie zorganizujemy im to dopiero teraz – zdradził. Odeszło natomiast dziewięciu graczy, w tym legenda drugoligowego ŁKS-u, Jewhen Radionow, czy młodzi Koprowski oraz Dampc na wypożyczenia.
- W sporcie ważne jest reagować na porażki - mówił na konferencji prasowej przed wznowieniem rozgrywek trener Łódzkiego Klubu Sportowego, Kaizmierz Moskal. - Te zmiany, które nastąpiły w zimowym oknie, były przeprowadzone po to, żeby uodpornić się na takie sytuacje. Chcemy, żeby zawodnicy uważali na nawyk popełniania tych samych błędów i sprowadziliśmy takich, których uważamy za silnych psychicznie. Kwestia mentalna zawsze jest ważna. Punkty w pierwszej kolejce po powrocie do gry byłyby motywujące dla zespołu. Wygrywając jeden mecz niczego jeszcze nie osiągniemy, ale przegrywając jeszcze nie spadniemy. Są kolejne spotkania i tak na to musimy patrzeć – wyjaśniał szkoleniowiec.
ŁKS w ostatnich chwilach przed wznowieniem rundy wiosennej Ekstraklasy sprzedał swojego najlepszego zawodnika. Dani Ramirez wzmocnił skład Lecha Poznań, zostawiając w Łodzi świetny bilans swoich 52 spotkań, w których zdobył 15 goli i zaliczył 19 asyst. - Jak zastąpić Daniego? Wszyscy są do tego kandydatami. Czasami bywa tak, że, gdy z zespołu odejdzie jedna wielka gwiazda, to pozwala to na wyzwolenie u innych ich potencjału. Biorą na siebie więcej odpowiedzialności i mam nadzieję, że tak będzie też z naszym zespołem. Musimy kogoś wykreować na jego miejsce – mówi szkoleniowiec. - Ten transfer to nie było jednak coś, co sprawiało, że nie spałem w nocy. Musimy to zaakceptować.
Następcą Ramireza w ŁKS-ie nazywa się już po cichu Antonio Domingueza. Jednak transfer Hiszpana ogłoszono tuż przed odejściem gwiazdy łódzkiego klubu do Lecha i jak mówi sam Moskal, niełatwo ocenić go po zaledwie jednym treningu, jaki odbył z drużyną.
Natomiast podczas zgrupowania w Side, szkoleniowiec testował rozwiązania z młodzieżowcami, którzy grali na pozycjach podobnych do Ramireza. - Szukamy różnych rozwiązań, bo musimy być przygotowani na wszystko. Testowaliśmy ustawienia z dwoma kolejnymi młodzieżowcami – Adamem Ratajczykiem i Przemkiem Sajdakiem, bo jeśli jeden wypadnie, drugi musi być gotowy go zastąpić – wskazuje Moskal. - Jestem ich postawą pozytywnie zaskoczony. Obrońcę Janka Sobocińskiego, który do tej pory grał jako młodzieżowiec znam już z wielu występów w tym sezonie i wiem, na ile go stać, ale tych dwóch zawodników w moim przekonaniu zrobiło krok do przodu – stwierdza.
W czasie rundy jesiennej w programie „Piłka meczowa” na antenie TV TOYA prezes Tomasz Salski wypowiedział długo cytowane później słowa. „Jeśli spadniemy z Kazimierzem Moskalem po tym sezonie, to właśnie z nim wrócimy do Ekstraklasy” - to zdanie na jakie niewielu zarządzających klubami polskiej ligi mogłoby sobie pozwolić. W Łodzi to jednak nic dziwnego. Moskal ma zaufanie i chce konsekwentnie grać wedle własnej filozofii. Ładnego futbolu, który musi pozostawać jednak skuteczny. W innym przypadku każdy z przeciwników będzie mógł się zaśmiać, murując własne pole karne i wciskając przypadkową bramkę w końcówce. Dobre chęci często potrafią być brutalnie powstrzymywane.
- Nie chcemy zmieniać naszego sposobu gry. Inaczej powinna wyglądać tylko rola poszczególnych zawodników, którzy dostaną do udźwignięcia większą odpowiedzialność. Myślę, że pomimo wielu zmian uda nam się to osiągnąć. Nawet sprowadzając do klubu nowych obrońców, myśleliśmy nad tym, jak oni wyprowadzają piłkę, a nie tylko, czy skutecznie bronią – wskazuje Moskal. - Zmiany są spore, ale nie mieliśmy nic do stracenia i dzięki nim chcemy walczyć o utrzymanie.
Na przerwę zimową łodzianie zaplanowali obóz w Side. Czternaście dni spokojnego treningu i sparingów w dobrych warunkach pogodowych, których klub zdecydowanie nie miałby zagwarantowanych w kraju. - Pracowaliśmy przede wszystkim nad grą w defensywie, bo tam popełnialiśmy najwięcej błędów. Stąd też sprowadziliśmy trzech obrońców. Dogrywaliśmy też naturalnie ten nasz sposób gry, żeby jeszcze konsekwentniej realizować pewne elementy. W tym nic się nie zmienia - nasze spojrzenie na piłkę i sposób, w jaki chcemy grać pozostają takie, jak na początku sezonu i w I lidze – mówił Moskal.
Podczas zgrupowania w Turcji ŁKS rozegrał sześć spotkań, z których w trzech wygrał, jedno zremisował, a w dwóch przegrał. Przeciwnikami były drużyny z Ukrainy, Rumunii, Serbii i Azerbejdżanu. - Każdy z przeciwników, z którymi się zmierzyliśmy, grał dość agresywnie, czego spodziewamy się od Legii, przeciwko której wrócimy do ligowej rywalizacji. W Polsce trudno byłoby o takiego przeciwnika. Wiemy, jaki to będzie mecz, bo oni chcą zdobyć mistrzostwo i żeby pokazać, jak im na tym zależy, z nami też będą musieli wygrać. Nie będziemy im niczego ułatwiać – zapewnia Moskal, który w Warszawie nie będzie mógł skorzystać z Maksymiliana Rozwandowicza oraz Adriana Klimczaka. Antonio Dominguez pojedzie tam jedynie poznać klubową atmosferę.
W rundzie jesiennej drużyna Aleksandara Vukovicia wygrała w Łodzi 3:2, wystawiając bardzo eksperymentalny skład ze względu na wyjazd na rewanżowy mecz eliminacji Ligi Europy z Rangers do Glasgow. To wtedy narodziła się nowa nadzieja Legii i całej ligi – Michał Karbownik. Teraz Legia jest w nieco łatwiejszej sytuacji, bo gra u siebie i zachowała kilku kluczowych zawodników w trakcie zimowej przerwy. Łodzianie to niewiadoma, choć w Warszawie na pewno nie będą faworytem. Porażka lidera ligi z ostatnią drużyną w pierwszej kolejce od powrotu rozgrywek brzmi jednak wyjątkowo w stylu Ekstraklasy.
Na dziś jest bardzo mało prawdopodobna, ale plan ŁKS-u zakłada skupianie się na każdym kolejnym meczu, a nie głównym celu, jakim miałoby być utrzymanie. Do tego trzeba dojść małymi krokami, czyli zdobywając nawet pojedyncze punkty w kolejnych meczach. Oczywiście grając przyjemnie dla oka, bo bez tego Kazimierz Moskal nigdy nie pozbędzie się uczucia niedosytu. W tym sezonie ma go już zdecydowanie dość.