Amerykanie oszaleli na punkcie Polaków! "Topowy klub MLS lepszy od tego z Bundesligi"

Kiedyś był Drogba, Ibrahimović czy Beckham. Teraz jest Buksa i Niezgoda. MLS chce stawiać na piłkarzy perspektywicznych, a nie emerytowanych. - Uważaliśmy, że lepiej było pójść do topowego klubu MLS niż walczyć o utrzymanie w Bundeslidze - słyszymy od menadżera byłego gracza ekstraklasy. Czy w Ameryce zaczęła się moda na Polaków?

Najpierw Adam Buksa, teraz Jarosław Niezgoda, a propozycje mieli też inni. Ameryka chce polskich piłkarzy, a oni coraz częściej chcą grać w Ameryce. Nie dlatego, że alternatywy były przeciętne. Odprawieni z kwitkiem zostali przecież Włosi czy Niemcy. Adam Buksa propozycji zmian barw klubowych miał sporo.

Zobacz wideo

- Konkretnie zainteresowany był klub z Serie A. Włosi byli zawiedzeni, gdy oznajmiliśmy, że nie skorzystamy z ich oferty - przyznaje Sport.pl menadżer zawodnika Przemysław Pańtak. Dodaje, że to nie wszystko. - Był także temat od klubów z drugiej połowy tabeli Bundesligi. Były zapytania od klubów, które chciały Buksę latem, czyli kilku topowych drużyn z Championship walczących o awans. Była jedna opcja z Hiszpanii, ale od razu z dużymi rozbieżnościami dotyczącymi odstępnego. Była też odrzucona przez nas oferta z Chin i luźniejsze zapytanie z Rosji - wylicza szef agencji F-MG. Jeden z ciekawszych zawodników naszej ekstraklasy wybrał jednak ofertę New England Revolution. Nie on jeden.

Na amerykański kierunek zdecydował się też najlepszy strzelec Ekstraklasy. Też miał w czym wybierać. O Jarosława Niezgodę pytało niemal 10 klubów m.in. z Hiszpanii, Belgii, Włoch, Rosji i Niemiec. Napastnik po uporządkowaniu spraw zdrowotnych podpisał ostatecznie kontrakt w Portland Timbers. Klubowa strona opisuje go krótko: to polska sensacja.

Polaków w MLS obecnie mamy zatem pięciu. To Niezgoda, Buksa, Przemysław Frankowski, Przemysław Tytoń i Kacper Przybyłko, a grupa ta mogła być większa. Zapytania w sprawie przenosin za ocean dostali też tej zimy Jacek Góralski (ostatecznie wybrał Kajrat Ałmaty), Damian Kądzior (na razie dalej gra w Dinamie Zagrzeb), oraz według naszych informacji Patryk Klimala (przeniósł się do Celtiku). Amerykańskie kluby coraz chętniej patrzą na ekstraklasę i Polaków.

Dlaczego dystans między Polską i MLS zaczął się skracać i kto na tym zyska? A może to chwilowe zauroczenie?

Gracz pożądany w MLS? Młody, utalentowany i głodny sukcesu

Kiedyś w MLS najbardziej liczyły się gwiazdy. Andrea Pirlo, Frank Lampard, Steven Gerrard, Didier Drogba, Kaka, Zlatan Ibrahmović czy David Beckham budzili zainteresowanie, sprzedawali bilety, mieli wciągać amerykański futbol na wyższy poziom. Czasem “tylko” dodawali kolorytu spektaklowi.

Kluby oczywiście płaciły za to duże pieniądze - zbliżający się do emerytury gracze jechali do Ameryki po dobrą wypłatę. Kibice po pewnym czasie zostawali ze wspomnieniami ładnych goli, a kluby sprzedawały pamiątki. Na kończących karierę, czy odchodzących po zakończeniu kontraktu gwiazdach nie zarabiały.

Teraz model biznesu się zmienił. Typ gracza pożądanego przez piłkarską ligę w Ameryce to: młody, utalentowany i głodny sukcesu. Taki jest nie tylko tańszy w utrzymaniu, ale też można go wypromować i za jakiś czas sprzedać z zyskiem lub za znaczące pieniądze. To się już zaczyna dziać, choć powoli. Najlepszym przykładem tego jest choćby Miguel Almiron (puszczony do Newcastle za 24 mln euro), Alphonso Davies (oddany za 10 mln euro do Bayernu) czy Zack Steffen, który poszedł do Manchesteru City za 8 mln. Kluby MLS oprócz rozwijania swoich akademii, chętnie penetrują rynki Ameryki Południowej. Tamten kierunek jest jednak mocno obsadzony skautami i nie jest tani. To dlatego w Ameryce chętniej patrzą też w stronę mniejszych lig europejskich. Interesują się zatem graczami ze Skandynawii czy zaplecza Ligue 1, czasem Championship oraz polskiej Ekstraklasy.

Piłkarz z Ekstraklasy? "Tania opcja"

Tegoroczne transfery w MLS nie zaskakują. W pierwszej dziesiątce najdroższych piłkarzy znów są ci z Ameryki Południowej: głównie Argentyny, Meksyku, Urugwaju. W większości młodzi lub bliżej środka kariery. Jest Alan (za 9,5 mln) czy Lukas Zelarayan (za 7,2 mln) Tyle, że teraz w pierwszej dziesiątce zestawienia pojawiają się też Polacy.

- Wyciągnięcie niezłego piłkarza z ekstraklasy jest stosunkowo tanią opcją. Znacznie więcej kosztuje transfer zawodników z Ameryki Południowej, nie mówiąc już o czołowych ligach w Europie - mówi Katarzyna Przepiórka, redaktor naczelna portalu amerykanskapilka.pl. Potwierdzają to liczby.

Trzy lata temu do Chicago Fire poszedł król strzelców najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Nemanja Nikolić po przeprowadzce do USA bramki zdobywał z taką samą częstotliwością jak nad Wisłą. Jako pierwszy zawodnik w historii swego klubu zapracował na Złotego Buta MLS. Trafił też do drużyny gwiazd. Przez trzy lata w 96 meczach zdobył dla swojej drużyny 51 goli. Zainwestowane w niego 3 mln euro były dobrze wydanymi pieniędzmi. Trudno było mówić jednak o tym, że Węgier rozpalił zainteresowanie naszą ekstraklasą.

Po zeszłorocznym transferze reprezentanta Polski Przemysława Frankowskiego za ok. 1,5 mln euro (również do Chicago Fire) w tym roku New England Revolution zdecydowało się na wyróżniającego się napastnika Ekstraklasy i byłego gracza kadry U-21. Adam Buksa kosztował 4 mln euro.

- Z tego co się dowiedziałem, Pogoń była bardzo zadowolona z sumy transferowej, a Adam z zapisów kontraktu i przede wszystkim z wyzwań i warunków rozwoju czekających go w MLS. Po współpracy z trenerem Kostą Runjaiciem, Adam cieszył się z możliwości gry u innego wybitnego szkoleniowca Bruce'a Areny. On bardzo chciał i cenił Buksę – opisuje niedawną sytuację menadżer zawodnika Przemysław Pańtak. 23-letni piłkarz ma podpisany kontrakt gwiazdorski, czyli taki, w którym nie obowiązują limity wynagrodzeń. To może oznaczać pensję dochodzącą do miliona dolarów rocznie. Buksą interesowała się połowa Europy, ale MLS wydawała się dla niego rozwiązaniem dobrym sportowo. 

Topowy klub MLS lepszy od tego z dołu Bundesligi

- Chcieliśmy wybrać miejsce przyjazne dla napastnika. Uważaliśmy, że korzystniej niż walczyć np. o utrzymanie w Bundeslidze będzie pójść do topowego klubu MLS, gdzie gra się spektakularną, otwartą piłkę, która dla graczy ofensywnych stwarza sporo możliwości. Amerykanie lubią spektakl, a Adam w Revolution za pewne będzie miał szanse, aby kibicom sprawić dużo radości - uzasadnia Pańtak.

Za Buksę wydano 4 mln. Za Niezgodę około 3,5 mln plus kilkaset tysięcy w możliwych bonusach. Trudno przy tym mówić, że Amerykanie w lidze, której 55,5 procent graczy stanowią obcokrajowcy, jakoś specjalnie szastają pieniędzmi. Ich ruchy zwykle są bardzo przemyślane.

- Trzy kluby, które nie słyną z wydawania dużych pieniędzy, szybko pobiły swoje rekordy transferowe (Sporting KC, Vancouver Whitecaps, Columbus Crew). Co prawda wartość drużyn MLS rośnie z każdym kolejnym rokiem, ale rozsądni włodarze duże pieniądze na transfery wykładają w wyjątkowych sytuacjach, licząc na sprzedaż z zyskiem – uważa Przepiórka. Te miliony wydawane m.in. na Polaków to też forma inwestycji, ale zdecydowanie większym zainteresowaniem do wyłapywania przyszłych talentów cieszy się Francja (ma 12 graczy w MLS) Anglia (10), Hiszpania (9) czy Niemcy i Szwecja (7). Polskę w tym zestawieniu wyprzedza też Holandia i Dania.

Francuzi, Hiszpanie i Anglicy to zwykle gracze z zaplecza Ligue 1, Primera Division i Premier League oraz - co ciekawe - zawodnicy przechodzący przez ligi belgijskie. Trudno tu mówić o jakiejś modzie na Polaków.

- Dyrektor sportowy Revolution powiedział mi, że jego ulubionym krajem na pozyskiwanie piłkarzy do Ameryki jest Belgia. Gracze z Jupiler League zawsze sprawdzali się w jego klubach pod względem taktycznym, technicznym, nie mieli problemów z fizycznością. Z Polakami nie mieli na razie większej styczności, więc przecieramy szlaki – przyznaje nam Pańtak.

Menedżer Mariusz Mowlik, który w ostatnich 12 miesiącach pomógł dwóm polskim graczom przenieść się za ocean podkreśla, że Amerykanie decyzje transferowe poprzedzają dobrą analizą i długą obserwacją.

- Po Przemysława Frankowskiego zgłosili się już na początku 2018 roku. Ich wysłannicy obserwowali go regularnie. Finalizacja tego transferu trwała w zasadzie rok. Z Sacramento o Dariuszu Formelli (niegdyś Raków - przyp. red.) rozmawialiśmy 5 miesięcy – mówi nam agent obydwu zawodników. Dodajmy, że Sacramento to klub z zaplecza MLS. Pańtakowi w transferze swego zawodnika do USA pomogła natomiast wcześniejsza współpraca z ludźmi z Revolution, z którymi kooperował jeszcze w Ajaksie.

- Dave van den Bergh (asystent Bruce'a Areny - przyp. red). szybko się Buksą zainteresował. Holender kilka razy przyjeżdżał do Polski by go oglądać. Polak zrobił na nim bardzo dobre wrażenie. Szczególnie podobało mu się, jak pracował dla zespołu, że wykonywał dużo pracy w obronie, a do tego miał spory udział w bramkach Pogoni, około 50 procent. Dla Amerykanów ważne było to, co znajdowało się obok liczb, czyli ogólny wpływ Buksy na drużynę - mówi nam Pańtak.

- Niezgoda ma naturalny instynkt do strzelania goli, umie to robić na wiele różnych sposobów. To też mądry i dynamiczny napastnik, który pokazał, że potrafi być egzekutorem. Nie tylko pozyskaliśmy znakomitego piłkarza, ale również osobę, która będzie idealnie pasowała do kultury panującej w naszej szatni - komentował natomiast sprowadzenie gracza Legii Gavin Wilkinson, menedżer generalny i szef sekcji piłkarskiej Timbers.

Zimą MLS ma przewagę nad Europą

- To zainteresowanie Amerykanów jest od dwóch lat. Kluby z MLS mają skautów odpowiedzialnych również za różne regiony w Europie. Dobrą robotę zrobił tam dla Polaków też Kacper Przybyłko (15 goli w 26 meczach – przyp. red.). Wydaje mi się, że nasi piłkarze dobrze czują się w Ameryce, nie mają problemów z aklimatyzacją. Specyficzne jest tamtejsze zimowe okienko transferowe. Zawodnicy, którzy przychodzą tam w styczniu czy lutym, mają dużo czasu na wejście w drużynę. Przygotowania do sezonu zaczynają się pod koniec stycznia. Liga rusza zwykle na początku marca. MLS zimą ma przewagę nad najlepszymi ligami w Europie, gdzie w praktyce czasu na wejście w drużynę brak – podkreśla Mowlik.

Menedżer przyznaje, że przy przenosinach z Ekstraklasy do topowych europejskich lig, żaden klub nie zaproponowałby graczom takich pieniędzy, jakie dają w MLS. Kwoty są zresztą upubliczniane.

Przybyłko w Philadelphii Union otrzymuje 277 tysiące dolarów. Przemysław Tytoń, bramkarz FC Cincinnati, zarabia niespełna 330 tysięcy dolarów. Przemysław Frankowski ma 661 tysięcy rocznej pensji. Jak się dowiedzieliśmy, w nowym sezonie ta kwota na pewno wzrośnie, bo jego kontrakt jest progresywny. Dodajmy, że Nemanja Nikolić w ostatnim roku dostał od Chicago Fire pensję wynoszącą 1,9 mln dolarów. Jeśli Niezgoda zarobi około miliona dolarów, to będzie to czterokrotność tego, co dostawał ostatnio w Warszawie. Amerykanie pod względem wypłat przebijają też inne solidne europejskie kluby, w których grają nasi.

Portal tportal.hr, podał, że jeden z klubów MLS kusił Damiana Kądziora. Reprezentant Polski mógł ponoć liczyć w Ameryce na wyższe wynagrodzenie niż dostaje obecnie w Dinamie Zagrzeb.

Według naszych informacji jeden z amerykańskich klubów wyrażał też zainteresowane usługami Patryka Klimali. Napastnik Jagiellonii wolał jednak grać w Europie. Według informacji „Przeglądu Sportowego” zapytanie o Jacka Góralskiego składało też m.in. Seattle Sounders, aktualny mistrz MLS. Polak wybrał jednak Kazachstan. Z kolejnymi sezonami przekonanie biało-czerwonych do Ameryki będzie jednak większe.

- Coraz częstsze transfery Polaków do MLS mogą zmienić opinię naszych piłkarzy o tych rozgrywkach. Nie będziemy ich odbierać jako liga na zakończenie kariery tylko ta, w której można uczynić krok do przodu. Nie tylko zarobić, ale też pokazać się na poziomie zdecydowanie wyższym od ekstraklasowego i potem pójść do TOP 5 najmocniejszych lig w Europie – podsumowuje Pańtak.

Wszyscy wygrywają?

Ci, którzy wyjechali do Stanów Zjednoczonych, opinię o MLS wystawią raczej pochlebną. - Jeśli chodzi o mój wybór, to oceniam go na szóstkę. Cieszę się z transferu. To była dobra decyzja dla mnie i dla rodziny, która jest w Chicago i mnie tam wspiera - mówił nam w niedawnej rozmowie Przemysław Frankowski przekonując, że amerykańska liga z roku na rok będzie silniejsza. Amerykański sen zweryfikuje jednak, co dalej stanie się z Frankowskim, Niezgodą i Buksą.

- Na razie wydaje się, że wszyscy na tych transferach wygrywają. Polskie kluby dostają dobre pieniądze, zawodnicy dobrą pensję i możliwość gry na znacznie wyższym poziomie od ekstraklasy. Amerykańskie drużyny podbierają nam naszych najciekawszych graczy i wzmacniają swój skład. Weryfikacją będzie jednak to, co z Polakami stanie się za jakiś czas. Może Europa straci ich z oczu i ci sami gracze po dwóch latach nie będą mieli już takiego wyboru w propozycjach walki o utrzymanie w Bundeslidze, Serie A lub Premier Lidze w Rosji? - zastanawia się jeden z agentów, który za ocean graczy jeszcze nie posyłał.

Pierwsze mecze sezonu 2020 MLS od 29 lutego.

Więcej o:
Copyright © Agora SA