- Zależy nam na tym, by odpowiednie proporcje zostały zachowane, a nie żeby było tak, jak całkiem niedawno. Mamy na oku kilku zawodników z polskiej ligi i oni wcale nie są z pierwszych stron gazet. W tej chwili, jeżeli chcemy mieć na każdą pozycję po dwóch piłkarzy, rozglądamy się najbardziej za skrzydłowymi. Chcielibyśmy nieco odciążyć Luquinhasa i korzystać z niego nie tylko na boku pomocy, lecz również w środku - mówił nam w grudniu Aleksandar Vuković, trener Legii Warszawa.
I Legia rzeczywiście na razie proporcje zachowuje. Do klubu dołączyli dotychczas tylko Mateusz Cholewiak i Piotr Pyrdoł. Początkowo ten drugi miał trafić na Łazienkowską dopiero latem, ale ostatecznie udało się go sprowadzić już w styczniu.
Po przyjściu Cholewiaka i Pyrdoła na liście życzeń warszawskiego zespołu zostali tylko środkowy pomocnik i napastnik. Ale też nie są to pozycje, które priorytetowo wymagają wzmocnień. Środkowego pomocnika Legia będzie szukać tylko w sytuacji, gdy nowego kontraktu nie podpisze Cafu. Wówczas Portugalczyka w Warszawie spróbują sprzedać w styczniu, aby cokolwiek na nim zarobić. Nowy napastnik potrzebny będzie w przypadku odejścia Jarosława Niezgody. 25-latek jest bardzo blisko Portland Timbers, więc jego następca już jest poszukiwany. Ale jeśli nie uda się go znaleźć, to wielkiego dramatu nie będzie - w drużynie wciąż będzie Jose Kante, który z meczu na mecz w rundzie jesiennej prezentował się lepiej. W dodatku do zdrowia wraca Vamara Sanogo, którego być może zobaczymy na boisku w wiosennych meczach.
Rozwaga i spokój, z jakim do ruchów transferowych w tym roku podchodzi Legia, mogą imponować. Vukoviciowi udało się zbudować solidną kadrę, a klub ma rozwiązania na różne sytuacje. Jeśli dojdzie do wspomnianego odejścia Cafu, do Warszawy być może trafi Damian Szymański, któremu nie wiedzie się zbyt dobrze w Achmacie Groznym (rozegrał cztery na piętnaście możliwych spotkań). Ofensywę może natomiast uzupełnić Jakub Świerczok, który w Łudogorcu co prawda rozegranych meczów ma całkiem sporo, ale minut na boisku już nie. W większości spotkań na murawę wchodzi z ławki rezerwowych, co Legia może wykorzystać, oferując mu więcej gry.
I nawet jeśli do Legii rzeczywiście trafią zarówno Szymański, jak i Świerczok, nie będą to niewiadome. Obydwaj zawodnicy doskonale znają realia ekstraklasy i szybko powinni zaaklimatyzować się w nowej drużynie. Znajomość ligi to zresztą wyznacznik na zimowe transfery Legii. Dlatego trafił do niej Cholewiak, dlatego kontrakt podpisał Pyrdoł i dlatego w kontekście wzmocnienia ataku przez chwilę mówiło się o Igorze Angulo z Górnika Zabrze.
Legia wreszcie uniknie bezsensownej łapanki i hurtowego ściągania piłkarzy, których obserwowała zbyt krótko, zamiast tego ufając intuicji trenerów, po których przy Łazienkowskiej nie ma już śladu. Wystarczy spojrzeć na to, kto trafiał do warszawskiego zespołu w trzech ostatnich zimowych oknach transferowych. Byli to kolejno Salvador Agra, Luis Rocha, Iuri Medeiros (sezon 18/19), Chris Philipps, Eduardo, Mauricio (17/18) czy Tomas Necid i Daniel Chima Chukwu (16/17).
Brak zagranicznych "wynalazków" sprowadzanych do klubu to oczywiście efekt braku zmiany szkoleniowca w trakcie rundy jesiennej, co w ostatnich latach w Legii zdarzało się bardzo często. Efekt ten pokazuje, że wicemistrzowie Polski wreszcie stawiają na stabilizację i spokojny rozwój, zamiast rewolucji przeprowadzanych z regularnością kilku miesięcy. Stabilizacja ta może im dać sukces w lidze, co pokazuje druga połowa rundy jesiennej, w której drużyna Vukovicia prezentowała się bardzo dobrze, wygrywając siedem na dziesięć rozegranych spotkań. Pomogło w tym właśnie konsekwentne budowanie drużyny i brak radykalnych i nagłych zmian. Jeśli w Legii tendencja stabilizacji się utrzyma, na koniec sezonu da to z pewnością pozytywne efekty.