Po ciężkiej kontuzji i rehabilitacji zawodnik Leicester City metodą małych kroków wraca do żywych. Najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu rozstrzygnie się jego najbliższa przyszłość. Jak dowiedział się Sport.pl, opcja rozważana najpoważniej to pozostanie w klubie do końca sezonu. O powrocie do Ekstraklasy nie ma mowy.
Drugą połowę minionej dekady wspomina jako ciągłą walkę. Na przestrzeni lat o udowodnienie, że Gary Lineker w trakcie EURO 2016 się jednak nie mylił – Polak ma wielki talent i jest w stanie go spełnić. Tej historii nie trzeba szeroko opowiadać od początku. Była wystarczająco głośna. Znany angielski komentator wzniecił burzę wokół nastolatka po świetnym występie przeciwko Irlandii Północnej (1:0). Konsekwencje słownej zawieruchy – transfer do ówczesnego mistrza Anglii – był jak spełnienie marzeń. Później przyszła rzeczywistość. Odbijanie się od pierwszego zespołu „Lisów” i kolejne wypożyczenia. Niespełnienie w grającym fizyczny futbol SC Freiburg, na co nie był do końca przygotowany, a potem – może to mocne stwierdzenie – zsyłka do siostrzanego, belgijskiego zespołu, którego nazwa jest trudniejsza do wymówienia niż poziom gry na zapleczu Jupiler League. Mimo to w Oud–Heverlee Leuven zaczęło dla Kapustki wychodzić słońce. Miał na horyzoncie lepsze perspektywy – jak choćby przeprowadzkę do Holandii. Wiele mówiło się o zainteresowaniu Ajaksu Amsterdam i innych holenderskich zespołów. Do konkretów jednak nie doszło, także przez wymagania Anglików. W każdym razie zaczęło być dobrze. Aż do końcówki marca ubiegłego roku, gdy komunikat lekarzy – „zerwanie więzadeł” – zawala świat każdemu piłkarzowi.
Kapustce przede wszystkim przepadły młodzieżowe mistrzostwa Europy, na które bardzo liczył. Jeszcze przed nimi, dzięki udanym eliminacjom, do Leicester wpływały coraz poważniejsze zapytania. Mimo belgijskiej „zsyłki” gra i przebywanie z kadrą prowadzoną przez Czesława Michniewicza dodawała mu wiele energii. Wywoływała znacznie mocniejsze bicie serca niż tułanie się po belgijskich wioskach. Selekcjoner, który oczywiście zadzwonił także w dniu urodzin z wiadomymi życzeniami, wykroczył w trudnym czasie znacznie poza swoje normalne kompetencje. Wsparł podopiecznego. Zaprosił na zgrupowania przed turniejem do Grodziska i Wronek, a potem na turniej do Włoch. PZPN przygotował „powołanemu” sprzęt, aby czuł się integralną częścią ekipy. Wygłosił nawet przemowę: – Mogę tylko powiedzieć od siebie, że Wam cholernie zazdroszczę i marzę o tym, żeby znów znaleźć się w takiej sytuacji i wiem, że takie coś w końcu przyjdzie – mówił przed meczem o wszystko z Hiszpanią (0:5) w sali odpraw, nagrany przez kamery „Łączy nas piłka”.
W takim pozytywnym myśleniu pomaga mu praca z psychologiem Damianem Salwinem, który współpracuje także z selekcjonerem Jerzym Brzęczkiem w reprezentacji Polski. To odcięcie się od przeszłości – tej dobrej i tej złej. Wyznaczanie sobie celów – krótko i długoterminowych.
Krótsza oś czasu wskazuje ponowne znalezienie sił, żeby wspiąć się na górę z której zrzucił go poważny uraz. Już na miejscu, w Leicester, wspina się na nią ponownie od lipca. Zaczął od mocnej indywidualizacji zajęć. – Dzięki temu mógł popracować nad innymi aspektami. Na przykład masą mięśniową. Dziś sam patrzę z podziwem. To już zupełnie innych Bartek – wyznaje Michniewicz. W okolicach października dorzucono mu obciążenia. Zaczął wychodzić na treningi z drużyną, ale to nie była jeszcze stacja końcowa. Pociąg Kapustki jechał powoli i ostrożnie. Od niecałych dwóch miesięcy pracuje na pełnych obrotach, a nawet ma dorzucane dodatkowe jednostki. Wyniki testów potwierdzają słowa Michniewicza. Kapustka sam przyznaje, że bardzo dawno nie czuł się tak dobrze, a jeśli chodzi o moc czy skoczność – nigdy nie było lepiej.
W powrocie wspierał go także dobrym słowem Brendan Rodgers – menedżer pierwszej drużyny. Bez obietnic, bez konkretów, bez odpowiedzi na temat jego przyszłości, ale często zaczepiał na stołówce. Motywował i pytał o postępy. Kapustce już takie gesty bardzo pomagały. Pierwszy raz spotkał się z taką otwartością w klubie. Wkrótce dojdzie do rozmowy znacznie poważniejszej. Najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu, kiedy jego menedżer, Bartłomiej Bolek, przedyskutuje sytuację i opcje dla Kapustki w trwającym zimowym oknie transferowym. Czy wypożyczenie wchodzi w grę? Tak. Czy jest bardzo prawdopodobne? Raczej nie, zważywszy na etap powrotu zawodnika na boisko oraz przyspieszony koniec sezonu ze względu na EURO 2020, które rozpoczyna się 12 czerwca. Przeprowadzka na raptem kilka miesięcy wiąże się z dużym zamieszaniem. A pomocnikowi są potrzebne teraz spokojne ruchy. Kibice pytają i podpowiadają („Przyjdź do Legii czy Lecha. Wróć do Cracovii”), ale na pewno nie ma mowy o powrocie do Ekstraklasy. Takie rozwiązanie z marszu odrzuca Leicester.
Od bohatera meczu otwarcia EURO 2016 do wyjścia na murawę w spotkaniu zespołu drużyny do lat 23. Punkt siedzenia mocno zmienia punkt widzenia. Kapustkę bardzo ucieszył ten powrót – jak prawie nic w ostatnim czasie. Znów mógł rywalizować, biegać bez bólu – choć on doskwierał dość długo po operacji, aż Bartosz zaczął dzwonić do kolegów po podobnych przejściach i pytać, czy to normalne – czując się zdrowym i silnym. Zaliczył ładną asystę. W meczu rezerw. W nieistotnej lidze. Ale to smakowało po prostu dobrze. Kapustka nie ma wątpliwości. Niech nie opuszcza zdrowie, niech swoje zrobi szczęście, a będzie jeszcze pięknie.