W 30. minucie meczu Bartłomiej Kalinkowski otrzymał piłkę na prawym skrzydle i spróbował wrzucić ją do lepiej ustawionych partnerów, jednak tor jej lotu przeciął Janicki. Paweł Raczkowski, który prowadził to spotkanie, początkowo puścił grę, jednak po otrzymaniu sygnału z wozu VAR pobiegł do monitora, aby obejrzeć powtórkę. Ostatecznie podyktował rzut karny, który wywołał ogromne kontrowersje.
Na podstawie powtórek telewizyjnych trudno było jednoznacznie ocenić, czy piłka trafiła Rafała Janickiego w klatkę piersiową, rękę czy bark. Sam piłkarz zarzekał się, że piłkę zagrał zgodnie z przepisami. Powtórki VAR - który korzystał m.in. z kamery stacjonarnej, ustawionej za bramką w prawym dolnym rogu - wskazały jednak, że obrońca Wisły popełnił przewinienie.
Szymon Marciniak, obsługujący w tym spotkaniu system VAR, przyznał w rozmowie ze Sport.pl, że sytuacja była jednoznaczna. - Z powtórek które mieliśmy do dyspozycji wynikało, że Janicki został trafiony piłką w biceps. Nie ma znaczenia, czy w tej sytuacji został wcześniej trafiony w klatkę piersiową, czy nie, bo mówimy o paradzie pseudobramkarskiej. Obejrzeliśmy powtórkę i byliśmy pewni, że piłka trafiła też w rękę - przyznał Marciniak.
Jak udało się nam dowiedzieć, w styczniu mają zapaść ważne decyzje dotyczące zmiany w transmisjach telewizyjnych, aby uniknąć sytuacji, w których widzowie przed telewizorami otrzymują inne powtórki niż te, z których korzystają sędziowie w wozie VAR. Niejednokrotnie zdarzało się w przeszłości, że z tego powodu widzowie nie mieli możliwości oceny sytuacji w prawidłowy sposób.