- Nigdy nie zginie, Wisełka nigdy nie zginie - krzyknął Jakub Błaszczykowski w kierunku trybun po meczu z Pogonią Szczecin (1:0). Meczu szczególnym. Nie tylko dla Wisły, która przełamała fatalną serię dziesięciu porażek z rzędu, ale też dla samego Kuby, który w sobotę świętował 34. urodziny. A nawet już w piątek, bo po meczu z Pogonią najpierw usłyszał z trybun "Sto lat", a potem wysłuchał serdecznej przemowy, która wyraźnie go rozczuliła.
- Kuba, posłuchaj. Kibice Wisły chcieli ci złożyć najserdeczniejsze życzenia urodzinowe. Życzymy ci szczęścia, żeby uśmiech zawsze gościł na twojej twarzy. Życzymy ci pomyślności, realizacji swoich marzeń i celów. Życzymy ci przede wszystkim zdrowia, żeby zdrowie cię nie opuszczało, żebyś pojechał w przyszłym roku na mistrzostwa Europy i przywiózł stamtąd najlepiej złoty medal! - mówił przez megafon jeden z kibiców.
Błaszczykowski dalej słuchał ze łzami w oczach. - Posłuchaj, Kubuś. Życzymy ci przede wszystkim jeszcze wytrwałości i cierpliwości w ratowaniu naszego klubu. Wiemy, jesteśmy przekonani o tym, że z tobą u sterów Wisła nigdy nie zginie. Że będziesz naszym kapitanem zawsze. Bądź sobą, nigdy się nie zmieniaj, bo jesteś naszą nadzieją na lepsze jutro.
Choć mecz odbył się piątek, kulisy z tego spotkania opublikowane zostały w niedzielę. Oto fragment:
Błaszczykowski stał się twarzą odbudowy Wisły. Zimą 34-letni skrzydłowy rozwiązał kontrakt z Wolfsburgiem i wrócił do Krakowa. Do Wisły, z której 13 lat temu wyjeżdżał podbijać Zachód. Teraz wrócił w wielkim stylu, bo zanim podpisał kontrakt, pożyczył Wiśle 1,33 mln zł. W dużej mierze dzięki tym pieniądzom klub odbił się od dna i odzyskał licencję na grę w ekstraklasie. A potem Kuba podpisał z Wisłą kontrakt. A raczej "kontrakt", bo otrzymał najniższą możliwą pensję dla piłkarza zawodowego, czyli 500 zł netto. Całość tej kwoty zdecydował się przekazywać na bilety na mecze Wisły dla Domów Dziecka.