Wisła Kraków walczy o przeżycie. Kulisy konfliktu trwającego wewnątrz klubu

Wciąż nie wiadomo, kto w przyszłym roku będzie właścicielem piłkarskiej Wisły. Czy nadal będą to pożyczkodawcy: Jakub Błaszczykowski, Tomasz Jażdżyński i Jarosław Królewski, czy może Towarzystwo Sportowe, z którym trio ratowników od kilku tygodni pozostaje w otwartym sporze.

Walka o istnienie Wisły rozgrywa się dziś na boiskach Ekstraklasy i trzech innych frontach. Miejskim, bo to miasto jest właścicielem stadionu. Myślenickim, bo po czasach, gdy Tele-Fonika była właścicielem klubu, zostało wspomnienie w postaci 40 mln zł zobowiązań obciążających TS Wisła. I wreszcie na froncie wewnętrznym: w relacjach z TS, wielosekcyjnym stowarzyszeniem, które bardziej niż z towarzystwem sportowym kojarzone było w ostatnich latach z szemranym towarzystwem i wpływami gangsterów. Nie od dziś wiadomo, że obecną Wisłę łączą z Tele-Foniką relacje trudne i chłodne. Jeszcze trudniejsze - z miastem. Długo nikt jednak nie zakładał konfliktu z TS-em, czyli de facto wciąż właścicielem sekcji piłkarskiej.

Wisła płynie do 1. ligi. "Spadek grozi bankructwem"

Zobacz wideo

„Vanna Ly dostał kontrolę nad długiem, my nie”

TS Wisła i Wisła Kraków SA są właśnie na etapie negocjowania warunków rozstania. Według umowy, która została zawarta między nimi w styczniu, decyzje w piłkarskiej spółce podejmują teraz trzy osoby: Jakub Błaszczykowski (w radzie nadzorczej zasiada jego brat Dawid), Tomasz Jażdżyński i Jarosław Królewski. To oni wkrótce mogą przejąć pakiet 100 proc. akcji piłkarskiej Wisły. Mogą, ale nie ma pewności, czy to zrobią. Nie mogą porozumieć się z TS-em w kilku kwestiach. Trzy są kluczowe. Akademia piłkarska, którą Wisła SA chce przejąć w całości. Prawa do herbu i nazwy TS Wisła, których Wisła SA w tej chwili nie posiada. Oraz kontrola nad długiem wobec Tele-Foniki, której Jażdżyński, Królewski i Błaszczykowski również nie mają.

Dług wobec Tele-Foniki jest kwestią najbardziej złożoną. To tzw. martwy dług, którego nikt nie zamierzał egzekwować. Chodzi o prawie 40 mln zł zobowiązań, które wziął na siebie TS, kiedy trzy lata temu odbijał spółkę z rąk Jakuba M., oszusta bez grosza przy duszy, który przy kupnie Wisły posłużył się sfałszowanymi gwarancjami bankowymi. Wtedy Tele-Fonika po 19 latach oddała sekcję piłkarską TS-owi. Właśnie razem z długiem - wirtualnym, który teraz w każdej chwili może zostać umorzony, ale to wiązałoby się z zapłaceniem 19 proc. podatku od kwoty. A na to nie stać ani TS-u, ani Wisły SA, która na dodatek nie ma żadnej kontroli nad długiem. I to właśnie rodzi jej obawy, że dług trafi w niepowołane ręce i ktoś będzie próbował go egzekwować. W TS-ie niby obiecują, że nic z tym długiem nie zrobią, ale kontroli nad nim oddać nie chcą. A dlaczego nie chcą? Jak się pojawią duże pieniądze na kontach Wisły to też nie zechcą? - pytają w Wiśle SA, dla której 40 mln zł wirtualnych zobowiązań to też problem w księgach, gdzie ten dług - choć niewymagalny: wirtualny - wciąż jest widoczny. Odstrasza potencjalnych inwestorów.

- Ten dług został przez TS sprzedany, choć nieskutecznie, inwestorom związanym z Vanną Ly za 3 złote niecały rok temu. Nie rozumiemy, czemu nie jest to możliwe teraz w stosunku do nas. Dług jest wprawdzie zabezpieczony specjalną umową i TS nie może go windykować oraz musi umarzać na każde żądanie, ale to wciąż tkwi w bilansie, psuje obraz spółki i odstrasza inwestorów. Umorzenia w przyszłości będą też opodatkowane. My mamy pomysł, co z tym zrobić, ale do tego potrzebna jest pełna kontrola, a na razie nie możemy jej uzyskać - wskazywał ostatnio Jażdżyński.

Gangsterskie powiązania

Jażdżyński jest liderem rozmów z TS-em i po jego wywiadzie negocjacje przerodziły się w medialny konflikt. Konflikt, gdzie po drugiej stronie barykady stoi Rafał Wisłocki. W niewygodnej roli, bo to też jest człowiek związany z odbudową Wisły. Był prezesem SA podczas akcji ratunkowej, potem wrócił do TS. Nikt w piłkarskiej spółce nie posądza go o złe intencje. Ale też nie ma zaufania do TS-u, gdzie nie doszło do pełnego odcięcia wpływów bojówki Wisła Sharks. Wciąż zatrudnione są tam partnerki gangsterów, którzy zostali skazani za handel narkotykami (Marcin M. ps. Chudy), usiłowanie zabójstwa (Mateusz O. ps. Opal) czy za pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia (Marek Z. ps. Korek).

Wisłocki kilka dni temu w rozmowie ze sport.tvp.pl przyznał, że choć był już wtedy w TS-ie, nie podpisał żadnych z tych umów i że jedna z nich została rozwiązana. A w przypadku dwóch pozostałych ma związane ręce. Jak usłyszeliśmy w TS na pytanie o te umowy, "prawo pracy chroni kobiety w ciąży".

W Wiśle SA uważają, że wokół TS-u kręcą się też inni podszeptywacze, którzy zobaczyli w ostatnich miesiącach, że na tym klubie jednak można uczciwie zarobić. I teraz robią wszystko, by do przejęcia Wisły przez trzech pożyczkodawców nie doszło. Kwestionują warunki brzegowe, które stawia Wisła SA - akademia, prawo do nazwy i herbu oraz kontrola nad długiem - a przy tym rozpuszczają plotki o wewnętrznym konflikcie między pożyczkodawcami, a więc Jażdżyńskim, Królewskim i Błaszczykowskim. - To niepotrzebna nerwówka, ale nie między nami, tylko między kibicami. Ale widocznie komuś na tym zależy - słyszymy od grupy ratowników.

Wieczny Ludwik

W TS-ie kłopot jest jeszcze jeden. Dwa kroki za Wisłockim, a może nawet obok, wciąż kroczy honorowy prezes: 87-letni Ludwik Miętta-Mikołajewicz. To on w czerwcu zgłosił kandydaturę Wisłockiego na stanowisko prezesa TS-u. To on był też na jednym ze spotkań z Wisłą SA i sugerował kształt porozumienia. To on był też jedną z osób, która wprowadziła do Wisły Pawła M (ps. Misiek) i na długie lata wynajęła mu siłownię. To on mówił o resocjalizacji, dobroczynnym wpływie sekcji Trenuj Sporty Walki na wychowanie i "dyscyplinowanie młodzieży". To on jeszcze w grudniu 2018 roku w wywiadzie dla Sport.pl twierdził, że doniesienia o opanowaniu klubu przez kiboli są wyolbrzymione, a "TS sporo kibicom zawdzięcza". Teraz spora część kibiców, ale zapewne też trzech ratowników, Miętty-Mikołajewicza wolałaby w Wiśle nie widzieć.

Ale nie jest tak łatwo odciąć się od dawnych czasów, o czym przekonuje się teraz Rafał Wisłocki. To Wisłocki najpierw razem z byłą prezes Wisły Marzeną S. (w połowie września została zatrzymana przez CBŚ) i ówczesnym wiceprezesem Szymonem Michlowiczem polecieli rok temu do Zurychu oddawać Wisłę w ręce Vanny Ly i Matsa Hartlinga. Potem, gdy ślad po kambodżańskim biznesmenie zaginął, Wisłocki sam został prezesem będącej o krok od upadku Wisły. W nową funkcję wchodził wraz Michlowiczem i Łukaszem Kwaśniewskim, którzy posądzani są o powiązania z kibolskim światkiem. To oni towarzyszyli mu 4 stycznia na konferencji. A potem byli w klubie aż do połowy tego roku. Nie weszli do nowego zarządu, ale prawdopodobnie to oni podpisali umowy z partnerkami osadzonych.

Wisłocki w wakacje przestał być prezesem Wisły SA i trafił do TS-u. Nieoficjalnie wiadomo, że trudno jest mu przystać na nowy sposób postępowania oraz prowadzenia przez SA rozmów z miastem. Sam woli załatwiać sprawy po krakowsku. Osoby, które go znają, opisują, że z każdym stara się porozumiewać w przyjaznej atmosferze, nie wojuje i szuka kompromisów. Trochę jak Jakub Błaszczykowski, któremu w pewnym momencie za słowa i czyny swych wspólników wobec magistratu zrobiło się głupio. Starał się nawet łagodzić sprawę. Dlatego jeśli ktoś szuka jakichś nieporozumień w grupie ratowników Wisły, to najszybciej znajdzie je w kwestiach relacji z miastem.

Wisłocki, ustępując na początku lipca z funkcji prezesa SA, najpóźniej do jesieni miał znaleźć się w jej radzie nadzorczej. Ale się nie znalazł. Do dzisiaj. I trudno mu się z tym pogodzić, bo wciąż realne jest, że spółka za miesiąc wróci pod skrzydła TS-u, a TS nic nie wie dziś o tym, co dzieje się w SA. Tylko że to działa też w drugą stronę, bo Wisła SA też nie wie, co dzieje się w TS-ie. Też miała otrzymać miejsce w jego zarządzie, ale nie otrzymała. Transakcja miała być wiązana. W ostatnim czasie miały też ochłodzić się relacje Wisłockiego z Królewskim, kolegą z liceum, prezesem firmy Synrise, który w styczniu ze względu na dawną przyjaźń zaproponował Wisłockiemu pomoc i dołączył do grupy ratowników. Zrobił sporo dobrego. Razem zrobili. Setki zebrań, dyskusji, włączanie do pomocy kolejnych osób, licencje, sponsorzy, szukanie środków na egzystencję, spotkania z piłkarzami. Jaka była zima, przypominać nie trzeba. Teraz idzie kolejna, ale wszystko wskazuje, że dużo chłodniejsza, bo Królewski niedawno w ten sposób skomentował pojawienie się Wisłockiego w towarzystwie Miętty-Mikołajewicza: Nie jest to bycie celowo po złej stronie mocy. Czasami po prostu ma się złe momenty, złych doradców lub chce się na siłę uszczęśliwić, lub zmieniać coś, czego się nie da.

Wisłocki mógł odebrać to jako protekcjonalne traktowanie. Niby wzięcie w obronę, ale z wbiciem szpileczki. W obecnych sporach o Wisłę wiele rzeczy dzieje się na poziomie takich emocji. W sporach z miastem też. To, jak kto kogo potraktował, jaki był ton rozmów, a nie meritum. Osobiste urazy często blokują porozumienie w kluczowych sprawach.

Bez obecnego zarządu nie będzie złotówek

Gdy w środę 27 listopada Wisła Kraków SA organizowała konferencję dotyczącą nowego sponsora, Wisłocki był na treningu. Firma Nowak-Mosty to drugi co do wielkości darczyńca klubu. Można szacować, że rocznie zostawi w nim ponad milion złotych. Umowę z małopolską firmą dopinał obecny zarząd, ale szef Mostów do klubu zgłosił się w pierwszej połowie roku. Nietrudno się domyślić, z kim prowadził rozmowy, kto do niego oddzwaniał pierwszy i ile czasu zajęło wypracowywanie obecnej relacji. Zresztą najpierw Nowak-Mosty zdecydował się na wynajęcie skyboksu, jeszcze za kadencji starego prezesa. Na konferencji prasowej wspomniano o tym zdawkowo. Bo dla klubu i kibiców najważniejsza jest sama obecność sponsora. Ale ona jest uzależniona od pozostania w Wiśle Jakuba Błaszczykowskiego. Jako właściciela, współwłaściciela albo piłkarza. Nie będzie Kuby, Mosty znikną razem z nim. - Kuba to nasze dobro narodowe - usłyszeliśmy od prezesa Mostów Władysława Nowaka.

- Takie były oczekiwania sponsora - potwierdza nam Dawid Błaszczykowski. - Myślę, że osoba mojego brata gwarantuje, że pieniądze, które ktoś wniesie do klubu, nie będą marnotrawione, tylko przeznaczane na rozwój. Z tego co wiem, przedstawiciele firmy Nowak-Mosty są wielkimi fanami Kuby, chcieli się z nim spotkać. Bardzo mu kibicują i to jest całe uzasadnienie połączenia tego sponsoringu z osobą mojego brata - dodaje Dawid Błaszczykowski i sugeruje nam, że jeśli wszystko pójdzie w dobrym kierunku, niebawem w Wiśle pojawi się kolejny sponsor.

Takich finansowo-osobowych powiązań w Wiśle SA jest obecnie więcej. Umowa inwestycyjna między klubem a częścią grupy krakowskich biznesmenów, opiewająca na 2 mln złotych (potocznie nazywana funduszem transferowym), też opiera się na dżentelmeńskim porozumieniu, które dotyczy obecności w klubie prezesa Piotra Obidzińskiego. Podobnie jest z wynajmem skyboksów, z czego też czerpane są coraz większe zyski. Te umowy z jednej strony zabezpieczają potencjalnych klientów i sponsorów na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń. Z drugiej zapewniają dopływ sporej gotówki do spółki, która wciąż ma problemy, ale z każdym miesiącem jest silniejsza. Tnie koszty, zwiększa przychody, uzyskuje porozumienia z kolejnymi wierzycielami. W radzeniu sobie z kłopotami musi jeszcze tylko uporać się z miastem i dogadać z TS-em. Ta ostatnia sprawa jest priorytetowa. A czasu jest coraz mniej, bo obie strony dały go sobie do końca roku. Tyle, że jak słyszymy, ostatniego dnia nikt negocjować nie zamierza, w święta też nie, dlatego najlepiej byłoby wszystko wyjaśnić przed Bożym Narodzeniem. Tego przynajmniej chce grupa ratunkowa, czyli obecne władze spółki, które twierdzą, że najbliższe tygodnie będą "najważniejszym czasem dla Wisły, odkąd oni są w klubie".

TS ma, teoretycznie, wybór. Jeśli znowu będzie chciał przejąć kontrolę nad spółką, musi do 31 grudnia spłacić 4,5 mln zł pożyczki, którą klubowi udzielili Jażdżyński, Królewski i Błaszczykowski. Ale TS takich pieniędzy nie ma, sam jest zadłużony po uszy i uwikłany w wiele brudnych historii z przeszłości. Rozmowy idą wolno, ale na razie idą, bo - według naszych informacji - w sprawie długu wobec Tele-Foniki strony są już bliżej porozumienia. Następna w kolejce jest kwestia szkolenia. Tutaj być może też znajdzie się kompromisowe rozwiązanie, czyli SA przejmie akademię, ale TS dalej będzie prowadził szkółkę i trenował najmłodszych.

Ze znakami towarowymi przeprawa ma być najtrudniejsza. W mediacje chciało włączyć się Socios Wisła. Zaproponowało spotkanie z dwiema stronami. I nawet doszło do rozmów, ale oddzielnie z TS-em i oddzielnie z Jażdzyńskim. Socios przekazało uwagi jednej i drugiej stronie. Teraz czeka na efekty, komentować przebiegu rozmów jednak nie chce. Były szef Socios Witold Ekielski sygnalizuje, żeby wczuć się w sytuację Wisłockiego. - To on w styczniu ryzykował najbardziej. Pokazał, że ważniejsza była dla niego Wisła niż to, czego się dorobił. W przypadku problemów spółki jako jej prezes narażał swój majątek. Chodziło mu o dobro klubu. Dlatego teraz bardzo nie podoba mi się poddawanie go presji i te wszystkie ataki. Dawniej, kiedy TS lekką ręką sprzedał Wisłę za złotówkę, zrobiono z tego zarzut. Teraz, kiedy Wisłocki próbuje przekazać związane z transakcją obawy i stara się negocjować warunki rozstania, wielu się to nie podoba - mówi Ekielski.

- Wisła wciąż jest realnie zagrożona spadkiem do pierwszej ligi. Panowie Jażdżyński i Obidziński powtarzają, że jak spadnie, to prawdopodobnie upadnie. Przekazanie na własność praw do nazwy spółki może być wtedy ogromnym niebezpieczeństwem - zwraca uwagę Ekielski. Ale w Wiśle SA tych praw na własność nikt nie chce. Z tego, co słyszymy, chcieliby podzielić je z TS-em po połowie, bo TS jest tak samo zagrożony upadkiem, jak spółka. Taki podział miałby dodatkowo zabezpieczyć (czytaj: w razie upadku klubu i licytacji przez syndyka) znak towarowy, a więc herb Wisły, dla każdego kibica znak najcenniejszy. Teraz równie cenne, a chyba nawet cenniejsze są jednak punkty w ekstraklasie. Wisła nie wygrała w lidze od 31 sierpnia. Właśnie przegrała dziewiąty mecz z rzędu (0:1 z Lechią), jest na ostatnim miejscu w tabeli. W najbliższej kolejce zagra arcyważny mecz: na wyjeździe z Górnikiem Zabrze (piątek, 20.30), który próbuje uciec na bezpieczną odległość od strefy spadkowej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.