Wisła Płock po raz pierwszy w historii liderem ekstraklasy. W roli głównej - system VAR. W drugoplanowych: Furman i Szwoch

Po raz pierwszy w historii Wisła Płock została liderem ekstraklasy. W meczu z Jagiellonią padło sześć bramek, ale uznane zostały cztery. To pozwoliło Wiśle wygrać 3:1 i zostać liderem bez ujemnego bilansu bramkowego.

Do drużyny, która wygrała ostatnich siedem meczów, przyjechał zespół wciąż niepokonany na wyjazdach. Mecz zapowiadał się świetnie, a ciekawie zaczęło się robić, zanim jeszcze się rozpoczął. Konkretnie - gdy kapitanowie – Dominik Furman i Taras Romanczuk spotkali się podczas losowania. Spotkali się po raz pierwszy od lutego. Wtedy, po meczu, Romanczuk skarżył się, że Furman podczas gry nazywał go banderowcem. Kapitan Wisły do winy się nie przyznał. W końcu obaj wystosowali wspólne oświadczenie, że między nimi jest już wszystko w porządku. Ale sytuacja sprzed niedzielnego meczu pokazuje, że to nieprawda. Furman dwa razy wyciągał rękę na przywitania, ale Romanczuk dwa razy ten gest „przegapił”.

Obie drużyny przez 20 minut wzajemnie się badały. Aż wreszcie, Jesus Imaz podał do Patryka Klimali, ten przed strzałem minął jeszcze Jakuba Rzeźniczka i bez problemu trafił do siatki. Sędzia VAR z linijką w ręku podjął decyzję, że jednak był spalony. A już w kolejnej akcji to Wisła trafiła do siatki. Klasycznie: Furman dośrodkował na głowę Alana Urygi, a ten trafił tuż przy słupku.

FIFA zmienia przepisy. Agentom się nie spodobają:

Zobacz wideo

Do przerwy Wisła trafiła raz jeszcze: świetną kontrę celnym strzałem do pustej bramki wykończył Suad Sahiti. Ale radość trwała tylko przez chwilę, bo znów interweniował sędzia VAR, który słusznie zauważył, że na początku akcji pomocnik z Kosowa faulował Jakuba Wójcickiego. Wisła po pierwszej połowie wygrywała, ale tylko 1:0.

Wisła Płock poprawiła bilans bramkowy i została liderem

I co ciekawe – piłkarze obu drużyn w przerwie narzekali na wynik. O niedosycie na antenie „Canal+” mówił i Patryk Klimala, i Alan Uryga. A to zwiastowało ciekawą drugą połowę. Na początku ruszyła Jagiellonia: jedna akcja, druga, wreszcie dośrodkowanie Tomasa Prikryla wykończył Klimala. Tym razem ewidentnie bez spalonego, bo zagapił się Furman i za późno wyszedł z pola karnego. Jagiellonia atakowała dalej. Wisła zaatakowała raz, ale skutecznie. Mateusz Szwoch cudownie uderzył będącą w powietrzu piłkę i trafił prosto w okienko. Ozdobił ten mecz, ale znów wydawało się, że ten gol nie przejdzie przez sito VAR-u. Romanczuk leżał w polu karnym i trzymał się za twarz. Sugerował, że Szwoch zanim uderzył w piłkę, trafił go w twarz. Arbiter uwierzył, zamiast gola odgwizdał faul, ale poprawił go sędzia VAR. Nie było faulu, był gol. Wisła prowadziła 2:1.

W 81. minucie znów do rzutu wolnego podszedł Furman. Dośrodkował w pole karne, piłka szczęśliwie dotarła aż do zamykającego akcję Jakuba Rzeźniczaka, a on uderzył głową i podwyższył prowadzenie. To o tyle ważne, że „Nafciarze” wygrywając dwoma golami zostawali liderem bez ujemnego bilansu bramkowego. Wynik 3:1 utrzymał się do końca meczu. Wisła awansowała więc na pierwsze miejsce i wyszła na zero.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.