Dariusz Mioduski: Ten trener ma spokój pod tym względem [z prezesem Legii rozmawialiśmy przed meczem z Piastem Gliwice]. Wiem, że za chwilę wszyscy powiedzą: "Skoro Mioduski tak mówi i wspiera szkoleniowca, to pewnie za chwilę wyrzuci Vukovicia". Nie. Vuković wie i rozumie, w którym kierunku ma iść Legia. Wpisuje się w zespół, który na to pracuje. Dlatego ja nie patrzę wyłącznie na to, czy uda mu się jakiś mecz, czy nie. Vuko jest ważną częścią Legii. Czasem może robi rzeczy, które nie są optymalne z dzisiejszego punktu widzenia, ale są takimi na przyszłość, z punktu widzenia rozwoju klubu. Tak samo jest z Radkiem Kucharskim, Tomkiem Kiełbowiczem, Jackiem Zielińskim, Richardem Grootscholtenem itd. Czuję, że po stronie sportowej w klubie też wreszcie mam zespół.
- Gdybym patrzył tylko na to, co "tu i teraz", nie byłoby nas w tym momencie w gminie Grodzisk Mazowiecki. Nie oglądalibyśmy teraz efektów ciężkiej pracy, która została tutaj wykonana. Kibic, który interesuje się wyłącznie wynikami i grą pierwszego zespołu, nie do końca rozumie, co robimy. Dla niego liczy się rezultat. Dla mnie też jest bardzo istotny. Jako prezes i właściciel, który nie jest wyłącznie urzędnikiem bez szerszego spojrzenia, myślę też o przyszłości. Dlatego inwestujemy w rzeczy, które nie są na dziś, teraz, a na jutro, pojutrze. Dla mnie Legia Training Center będzie tak samo ważna dla klubu, jak był i jest stadion. Wiele można mówić o poprzednich właścicielach - ale bez względu na to, czy się ich lubi, czy nie - trzeba pochylić głowę i powiedzieć "dziękuję bardzo". Bo dzięki nim gramy na nowoczesnym stadionie, który zmienił Legię. Dzięki niemu mamy dużo lepszą pozycję, bez niego moglibyśmy tylko o czymś takim marzyć. Następnym projektem, który zmieni Legię, jest ten w Książenicach. Za pięć, dziesięć lat klub będzie najlepszym w Polsce w dużej mierze właśnie dzięki temu projektowi.
- Tak, jest. To jest najtrudniejsze w mojej roli, że przejmuję się tym, co dzieje się dzisiaj, każdym kolejnym meczem. Bardzo przeżywam, jeśli nie idzie tak, jak powinno. W tym sezonie też jeszcze nie jest jeszcze tak, jak bym chciał. Ale po raz pierwszy od trzech lat widzę, że idziemy w tym kierunku, w którym powinniśmy iść. Uwolniliśmy się od ciężarów spowodowanych przeszłością, od piłkarzy na bardzo wysokich kontraktach. Mamy czystą kartkę. Drużyna jest budowana w odpowiedni sposób. Procesy wewnętrzne działają. Jest współpraca pierwszej drużyny między działem sportowym i akademią oraz resztą klubu. Wiadomo, że nie wszystko działa perfekcyjnie, ale tak nie będzie nigdy. Najważniejsze, że idzie to w dobrym kierunku. A wyniki? Lepsze wyniki też przyjdą. Jestem optymistą, naprawdę. Wiemy, co trzeba zrobić i w tym kierunku idziemy. Sporo dzieje się z tyłu: w Książenicach powstaje piękny ośrodek, zmienia się internetowa strona klubowa, idziemy w stronę digitalizacji, lepszego kontaktu z kibicami, pokazywania, czym jest klub, w którym kierunku się rozwija. Rezultaty przyjdą. Wtedy wszyscy będą mądrzy i powiedzą: "tak musiało być". Nie musiało. Ale będzie.
- Zszedłem z Twittera. Wciąż mam tam konto, ale w ogóle tam nie zaglądam. Niestety, ale stał się rzeką hejtu, a nie normalnym, konstruktywnym narzędziem do komunikacji i wymiany poglądów. Z punktu widzenia kibica, który nie jest wewnątrz klubu i nie rozumie pewnych rzeczy, a jeszcze jest dodatkowo stymulowany poprzez różne ośrodki czy osoby, które nie życzą nam dobrze, można myśleć, że w klubie panuje chaos. Nie mówię, że wszystko jest idealnie. Przechodzimy przez bardzo przyspieszony proces transformacji. I popełniamy błędy. Czasem nam się wydaje, że ktoś tutaj pasuje, a szybko okazuje się, że jednak nie. Ja mam zasadę, aby w tego typu sytuacjach działać szybko. Niech to, co złe, nie ciągnie się niepotrzebnie. Skoro widzę, że coś nie działa, nie będę czekał miesiącami z nadzieją, że może zadziała, tylko idę dalej. Nie jest idealnie, ale sytuacja się stabilizuje. Chcemy być w stanie konkurować nie tylko w Polsce, ale też poza nią.
Ile Wisła Kraków dostała od Legii za Carlitosa? Prezes: Oczekiwania były większe
- Nie wiem, zobaczymy. Mam nadzieję, że nie oznacza to istotnych zmian w sposobie zarządzania. Bo to, co do tej pory robiliśmy, przyniosło wymierne efekty. A nawet osiągnęliśmy więcej, niż zakładaliśmy - prawa telewizyjne sprzedaliśmy za kwotę najwyższą w historii, pozyskaliśmy sponsorów. W biznesie zwykle jest tak, że jeśli prezes zarządu dowozi wynik ponad oczekiwania, to jest nagradzany. Dlatego rozstanie z Karolem wydaje mi się dziwne.
- Nie zawsze zgadzam się z prezesem, ale w tym przypadku ma rację. Spodziewałem się merytorycznej dyskusji. Od nowych kandydatów do Rady Nadzorczej chciałem usłyszeć, co zamierzają zmienić. Jaki mają plan, by zarabiać więcej pieniędzy, poprawić pozycję polskiej ligi oraz funkcjonowanie klubów. Tego nie było. Nie usłyszałem żadnej takiej dyskusji. Były rozmowy o procedurach... O procedurach to mogą rozmawiać prawnicy, a poważni szefowie oraz właściciele drużyn ekstraklasy powinni zajmować się kwestiami fundamentalnymi i strategicznymi. Mam nadzieję, że to w tę stronę pójdzie. Już za dwa tygodnie mamy pierwsze posiedzenie, wybierzemy wtedy przewodniczącego.
- Nie myślałem o tym, bo w ogóle się nie spodziewałem, że Karola w tej Radzie zabraknie. Wykonywał dobrą pracę jako przewodniczący i sądziłem, że będzie ją kontynuował. Poza tym uważam, że akurat procesy związane z wyborem Rady powinniśmy odpolitycznić. Docelowo przewodniczącym powinien być prezes aktualnego mistrza Polski.
- Najpierw trzeba się skoncentrować na tym, by ten tort, czyli pieniądze ze sprzedaży praw medialnych, był jak największy. To robiliśmy i do tego doprowadziliśmy - skorzystali wszyscy. Jeśli mniejsze kluby myślą, że tak będzie zawsze i nie trzeba przy tym pracować, tylko samo się stanie, to... mogą się mylić. Poza tym wszędzie w Europie są "konie pociągowe" ligi, dzięki którym atrakcyjność meczów rośnie, jest więcej pieniędzy i kibiców. Na końcu małe kluby są beneficjentem tego, co uda się zrobić tym większym. A nie odwrotnie.
- W niektórych rozumieją, jest wiele rozsądnych osób. Inni nie patrzą strategicznie, co będzie za trzy-pięć lat, tylko na to, co tu i teraz. Takie myślenie zwykle prowadzi do nie najlepszych rozwiązań dotyczących przyszłości.