Więcej bramek w ekstraklasie? Ekspert ma pomysł. "Notorycznie padałoby po 6, 8 goli"

- Co by się stało, gdybyśmy zrobili bramkę o pół metra szerszą? To, że takich Bartków Sliszów byłoby więcej. Każdy próbowałby strzelać z dystansu, byłoby więcej goli. Promowany byłby futbol ofensywny - mówi Football Live Remigiusz Jezierski. Piłkarz, który komentował mecz Śląska z Zagłębiem (4:4) szuka pomysłów, by takie spotkania jak w 9. kolejce zdarzały się częściej.

Szymon Jadczak: Grupka kibiców Wisły Kraków nadal mnie szokuje. To policyjni donosiciele [SEKCJA PIŁKARSKA]

Zobacz wideo

8 goli, w tym kilka bardzo efektownych, dramaturgia do ostatnich minut i wielkie brawa dla obu ekip po końcowym gwizdku. To wszystko było na derbach Dolnego Śląska. Wrocław zremisował z Lubinem 4:4. Taki wynik w XXI wieku zdarzył się w Ekstraklasie dopiero po raz piąty.

- To był jeden z lepszych meczów jakie komentowałem podczas mojej 8-letniej kariery. Oczywiście wpływ na to miała atrakcyjność spotkania - mówi Football Live Remigiusz Jezierski, niegdyś gracz Śląska, obecnie komentator Canal+. Ekspert zastanawia się jak pomóc piłce w jej uatrakcyjnieniu. Sprawić, by takie mecze jak we Wrocławiu nie zdarzały się tylko od święta.

- Wciąż dźwięczy mi w głowie to, co myślę od jakiegoś czasu: co zrobić by futbol bardziej wciągał? Niby jest to proste. W meczach musi padać więcej goli, musi być w nich więcej sytuacji. Co się stanie jakbyśmy z każdej strony zrobili bramkę o pól metra szerszą? To, że takich Bartków Sliszów byłoby więcej. Każdy chętniej próbowałby strzelać z dystansu. Bramkarzowi trudniej byłoby pokryć powierzchnię bramki, więc goli - pewnie też takich efektownych - padałoby więcej. Oczywiście to spowodowałoby, że broniąca się drużyna wychodziłaby wyżej. Większe bramki promowałoby grę do przodu, chęć bycia na połowie przeciwnika, próby zaskoczeń bramkarza, a nie skupianie się na obronie i klepaniu piłki. Goli nie dałoby się raczej wtedy uniknąć, więc obrona Częstochowy i bezpieczna gra nie miałaby sensu – przedstawia swój pomysł Jezierski. Porównuje to do basketu.

- W koszykówce nie ma możliwości takiego przypilnowania przeciwnika, by w meczu nie rzucił żadnego kosza. Zawsze coś wpadnie. Tak samo trzeba zrobić w piłce - by niemal nie było możliwości, by uporczywie broniąc się zachować czyste konto. Przy większych bramkach ktoś zawsze strzeli. Coś wpadnie nawet z 40 metrów. Na meczach notorycznie padałoby po 6, 8 goli - mówi nam Jezierski.

Płacheta z gazem

Piłkarską ucztę we Wrocławiu, pierwszą taką od 5 lat (ostatnio taki wynik w Ekstraklasie padł w 2014 roku na meczu Jagiellonii z Koroną) oglądał z trybun Czesław Michniewicz, trener reprezentacji młodzieżowej. Obserwować mógł m.in. Bartosza Slisza z Zagłębia i Przemysława Płachetę ze Śląska. To tych graczy powołał na ostatnie zgrupowanie.

- To nie był najlepszy występ w krótkiej historii Slisza i Płachety, ale oni i tak się w tym meczu wyróżniali. Dla mnie mają potencjał fizyczny, by iść za granicę. U Płachety świetne jest to, że zagrywa i wychodzi. Nie raz tylko cały czas. Jak wychodzi to gazem. On w ekipie Śląska robi największą liczbę sprintów - zauważa Jezierski. Zresztą w meczu z Zagłębiem był trzecim piłkarzem, który u gospodarzy pokonał też największy dystans. Slisz za to popisał się wspaniałym uderzeniem z około 25 metrów i zdobył swą drugą bramkę w sezonie.

Śląsk na mistrzowskiej ścieżce?

Naszego rozmówce zapytaliśmy też czy wicelider tabeli z Wrocławia ma szansę powtórzyć sukcesy ekipy Oresta Lenczyka. Obecny szkoleniowiec Śląska Vitezslav Lavicka pod względem temperamentu, metod pracy jest przeciwieństwem polskiego szkoleniowca.

- Ten trener i tamten, który doprowadził do mistrzostwa to dwie zupełnie inne osoby. Orest Lenczyk był zaklinaczem koni trenerem, który lubił zarządzać przez konflikt. Człowiekiem charakternym. To czego dokonał w klubie bardzo szanuję, może wtedy tak właśnie było trzeba. Jeśli miarą sukcesów Śląska jest stopień spokoju trenera, to mistrza Wrocław nie zdobędzie - żartuje Jezierski.

- Ci spokojniejsi trenerzy nie zawsze są na świeczniku, nie zawsze odnoszą sukcesy, dlatego myślę sobie, że spokój Lavicki gwarantem tytułów nie jest. Atmosfera w drużynie i to, że zawodnicy na razie dobrze się pod jego wodzą czują już tak. We Wrocławiu jest ciekawy zespół - docenia Jezierski.

Grę Śląska docenili też kibice. W tym sezonie na mecze przychodzi ich dwa razy więcej niż w sezonie ubiegłym. Po ostatnim 4:4 na pewno na obiekt powrócą.

- Na stadionie jest teraz 10 tys. zagorzałych fanów, czyli tych którzy przychodzą tam zawsze i 10 tysięcy kibiców sukcesu, ściąganych na trybuny przez wyniki i pozycję lidera, czy wicelidera. Dla piłkarzy to jednak ważne. Zupełni inaczej wygląda wtedy stadion. Inaczej się też na nim gra – opisuje. Z ciekawością czeka na kolejny mecz we Wrocławiu. 4 października Śląsk podejmował będzie bramkostrzelną Jagiellonię.

Więcej o:
Copyright © Agora SA