Nowy piłkarz Arki Gdynia w przeszłości sprawiał spore problemy. Przestroga z Danii

Kłopoty z dyscypliną to dla niego nie pierwszyzna. Gruzin wielokrotnie lądował na dywaniku u szkoleniowca, z treningów był odsyłany do domu i zdarzało się, że powiedział kilka słów za dużo. Teraz Davit Skhirtladze ma szansę udowodnić, że wyrósł ze szczeniackich wybryków. Z Arką związał się umową, która obowiązuje do końca czerwca 2020 roku.

Jak grochem o ścianę

- Ja i wszyscy inni, którzy są częścią świata piłki nożnej, znajdujemy się na uprzywilejowanej pozycji. Tylko że czasem zapominamy, że dostajemy pieniądze za to, co kochamy. I właśnie to jest ten przywilej. Ale zdarza się, że jakiś zawodnik, tak jak właśnie Davit, nagle się wypala – tłumaczył sześć lat temu Peter Sorensen na łamach portalu „Stiften”. Ówczesny trener AGF ważył słowa i dobierał je na tyle starannie, żeby nie powiedzieć za dużo. Nie wdawał się w szczegóły – już zdążył się tego nauczyć.

Duńska prasa raczej brała z niego przykład. Pojawiało się mnóstwo eufemizmów: „Davit został wysłany do kąta”, „jego podejście jest dla nas sporym wyzwaniem” czy „otrzymał czas na przemyślenie swojego zachowania”. Upodobano sobie zwłaszcza ostatni zwrot. – Jeśli to mu nie pomoże, co oczywiście może się zdarzyć, to znajdziemy inne rozwiązanie – szkoleniowiec uzupełnił wypowiedź. Asekuracyjny ton nie wziął się znikąd. Efekty zawsze były tymczasowe. Kiedy już wydawało się, że Davit dojrzał, to po chwili wracał do starych nawyków. Tak było zarówno po powyższej wypowiedzi, jak i przed nią.

– Po nowym roku wyraźnie widać u niego zmianę. Pokazuje się na treningach i jest w znacznie lepszej formie, a to znajduje swoje odzwierciedlenie w jego grze – zaznaczał na początku 2012 roku Peter Sorensen w rozmowie z „More than a club”. Starał się być cierpliwy, bo wiedział, że Gruzin ma talent i gdyby tylko chciał, mógłby stanowić istotne ogniwo ekipy z Aarhus. – Jest bardzo nieprzewidywalny. Coś jak Davit Dewdariani, bo obaj mają w swoim repertuarze ten „gruziński ruch”. Cały czas ma się wrażenie, że zaraz stracą piłkę, a oni właśnie w ten sposób przedzierają się przez obronę rywala – wyjaśniał szkoleniowiec. Naprawdę wierzył, że jego zawodnik w końcu wziął się w garść i pozwolił talentowi rozkwitnąć.

Twardy orzech do zgryzienia

Tylko że później było znacznie gorzej. Chociaż metoda pod nazwą „czas na przemyślenie” sprawdziła się półtora roku wcześniej, to w 2013 roku sytuacja była skomplikowana. Trzykrotnie w ciągu roku (2013) wylądował na dywaniku u trenera, trzykrotnie został odesłany do domu, raz w pogadance uczestniczył dyrektor sportowy, Brian Steen Nielsen. Już za drugim razem rozmowa przybrała bardzo poważny ton.

– Zawodnicy są na treningach zaledwie kilka godzin w ciągu dnia i wymagam, żeby przez cały czas pokazywali na co ich stać. Muszą mieć ten błysk w oku, którego tak brakuje Davitowi – podkreślał Peter Sorensen na łamach „Stiften”. Szkoleniowiec tłumaczył, że chce mieć zaangażowanych graczy z pasją, którzy wiedzą, że są uprzywilejowani, bo mogą żyć ze sportu i są częścią ekipy, do której wiele chciałoby należeć. – Dlatego muszą być gotowi dać z siebie więcej niż maksimum – podsumował. Mimo że Davit był wzywany do pokoju trenera średnio co kilka miesięcy, to nie do końca przemawiały do niego jego argumenty. Przez długi czas nie był świadomy, co robi nie tak. – Jestem rozczarowany, że nie dostaję więcej szans, ale istnieje tylko jedna droga, żeby to zmienić. Dlatego codziennie na treningach próbuję pokazywać się z jak najlepszej strony. I myślę, że zawsze tak robiłem – mówił w rozmowie z „Aarhus Stiftstidende”.

Gruzin nie był przekonany, że ma jakiekolwiek problemy z nastawieniem do ćwiczeń. – Sam tego nie zauważyłem. Oczywiście to jasne, że jak poza trenerem, jeszcze dwie-trzy osoby mówią ci, że jest jakiś kłopot, to może faktycznie jest o czym rozmawiać. Zawsze myślałem, że dobrze trenuję – odparował zawodnik, by po chwili dodać, że skoro inni tego nie dostrzegają, to faktycznie trzeba coś zmienić. – Może muszę być nieco bardziej agresywny i szalony. Pewnie od tego zacznę. To był dla mnie niesamowicie trudny czas, dlatego postaram się pokazać, że naprawdę chcę tutaj być – podkreślił na zakończenie.

Nie tylko Peter Sorensen dostrzegał, że w Gruzinie drzemie wielki talent. Morten Wieghorst, który przejął ekipę z Aarhus w 2014 r., również był pod wrażeniem jego umiejętności. Na łamach „Jyllands-Posten” zaznaczał, że ciężko trenuje i świetnie operuje piłką, ale wciąż trzeba z nim dużo pracować. – Notuje mało strat, ale musi się nauczyć grać na jeden-dwa kontakty – wypunktował. Widać było, że powoli coś zaczyna się zmieniać. Davit był bardziej skoncentrowany na grze, więcej uwagi poświęcał poszczególnym ćwiczeniom. Paradoksalnie jednak to nie Wieghorst dał mu największą szansę w jego dotychczasowej karierze.

Stare nawyki

Zrządzenie losu sprawiło, że drogi Gruzina i Petera Sorensena przecięły się jeszcze raz. Tym razem w Silkeborgu. To właśnie tam Davit zaczął grać regularnie – pod okiem trenera, który wielokrotnie stracił do niego cierpliwość. – W AGF jego nastawienie było dla mnie potężnym wyzwaniem. Nie dawał z siebie tego, czego od niego oczekiwaliśmy. Po wielu kazaniach w końcu odwiesił swoje złe podejście na kołek i zaczął zarządzać swoim talentem w odpowiedni sposób. Teraz, w swoim najlepszym wydaniu, jest najistotniejszym graczem Silkeborga – chwalił go szkoleniowiec na łamach „Jyllands-Posten”. Nie bez przyczyny zaznaczył, że chodzi mu o „najlepsze wydanie” jego zawodnika. Davit dobre mecze przeplatał znacznie gorszymi. – Jest humorzastym piłkarzem. W jednej chwili wygląda na powolnego i leniwego, by za chwilę tryskać energią – pisał Niels O. Hansen na portalu „BT”, mając na myśli hattricka, którego zdobył w meczu z Viborgiem.

 

Nie oznacza to jednak, że gracz przeszedł całkowitą metamorfozę. Wywołał spore poruszenie w Danii, zabierając głos w sprawie kampanii przeciwko homofobii. Kiedy Guram Kashia grał jeszcze w Vitesse, wyszedł na boisko z tęczową opaską na ramieniu, za co spotkało go mnóstwo krytyki w gruzińskich mediach społecznościowych. Pojawiły się głosy, że „zdradził narodowe tradycje” (za portalem „Tabula”). I chociaż obrońca twardo obstawał przy swoim, że należy wspierać takie akcje, to Davit miał na ten temat zupełnie inne zdanie. – Oczywiście, że to nie była inicjatywa Gurama. Federacja go do tego zmusiła. Tak samo wygląda to w Danii. Kapitan mojej drużyny był przeciwko LGBT, a i tak musiał założyć tęczową opaskę. Nie miał innego wyjścia. Też jestem przeciwko, ale zachowałbym się tak samo jak Guram, bo przecież nie jestem w stanie zmienić opinii całego ugrupowania – powiedział bez cienia zawahania w rozmowie z „AdjaraSport”.

W ten sposób ściągnął na siebie uwagę duńskich mediów, które szybko zainteresowały się sprawą. Gruzin na łamach „Politiken” zaczął się tłumaczyć, że wcale nie jest kategorycznie przeciwko homoseksualistom, a jego reakcja była przesadzona. – Według Nielsa Frydenlunda, który jest rzecznikiem prasowym Silkeborga, dwóch zagranicznych graczy, którzy grają na najwyższym poziomie rozgrywkowym, nie chciało wziąć udziału w akcji „wykopmy homofobię ze stadionów” w obawie przed reakcją swoich rodaków. Nie wiadomo jednak, czy w tej dwójce znalazł się Davit – kontynuował Niels O. Hansen w swoim artykule na „BT”. Niezależnie od jego poglądów, należy mieć na uwadze, że nowy zawodnik Arki Gdynia nie jest wolny od wahań formy. Dobre mecze przeplata znacznie gorszymi i istnieje spora szansa, że nie zawsze będzie grał na 100 procent. Lub po prostu będzie sprawiał wrażenie ospałego.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.