Michał Koj wrócił do gry po kilkumiesięcznej przerwie. Obrońca Górnika Zabrze zagrał w sparingu z MFK Karwina (2:1), a po meczu opowiedział o dramatycznych wydarzeniach z kwietnia. - Obudziłem się o czwartej rano, bo strasznie bolał mnie brzuch, pojechałem do klubu, ale wieczorem wylądowałem na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Nie mogłem już nawet wtedy chodzić. Miałem wyciętego guza na jelicie, dziurę w jelicie oraz zapalenie otrzewnej. To była bardzo poważna operacja, lekarz powiedział, że otarłem się o śmierć - wyznał piłkarz cytowany przez "Przegląd Sportowy".
To nie pierwsza sytuacja, w której 25-latek miał poważne problemy ze zdrowiem. W 2016 roku doznał urazu głowy, a lekarze mieli obawy, że nie wróci już na boisko. - Byłem wtedy sparaliżowany od pasa w dół. Były obawy, że nie będę chodził. Ten pech mnie prześladował, ale wciąż mogę grać w piłkę, kontynuować karierę. Mam nadzieję, że fatum mam już za sobą. Udało mi się wygrać dwa razy - dodał piłkarz Górnika Zabrze.
Zabrzański zespół może niebawem stracić trenera. Jak informuje serwis 2x45.info, Marcin Brosz zagroził nieprzedłużeniem wygasającego z końcem czerwca kontraktu. "Przegląd Sportowy" informuje, że Brosz swoje pozostanie w klubie uzależnił od kilku kwestii. 46-letni szkoleniowiec chce, aby w Zabrzu wybudowano boisko treningowe z podgrzewaną murawą i oświetleniem. Oczekuje również wzmocnienia składu i konkretnej wizji rozwoju klubu na najbliższe lata. - Trener wkłada całe serce w swoją pracę, to bardzo dobry fachowiec - zaznaczył Michał Koj. Nieoficjalnie mówi się, że gdyby Brosz nie podpisał kontraktu, to Górnika w nowym sezonie mógłby poprowadzić Adam Nawałka lub Marcin Parsoł, trener trzecioligowych rezerw zabrzańskiego klubu.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!