Waldemar Fornalik: trener "za mały" na wielkie kluby jest o pół kroku od mistrzostwa Polski

Od kilku lat za Waldemarem Fornalikiem ciągnie się opinia trenera, który jest za mały na wielkie kluby. Szkoleniowca Piasta Gliwice łatka uwierała tak bardzo, że postanowił utrzeć nosa tym, którzy go zlekceważyli. W niedzielę jego Piast może zdobyć mistrzostwo Polski.

Wspomnieniem szalejącego ze wściekłości Waldemara Fornalika może pochwalić się niewielu. Jedną z takich osób jest Maciej Sadlok, dziś piłkarz Wisły Kraków, dziewięć lat temu obrońca Ruchu Chorzów. Tuż przed wylotem Ruchu na mecz eliminacji Ligi Europy do Kazachstanu Sadlok niespodziewanie odmówił wejścia na pokład niewielkiego embraera. Właściwie to odmówił nie wejścia, a powrotu do maszyny, z której chwilę wcześniej wyprowadzili go koledzy, gdy zrobił się biały jak ściana i dostał mdłości. Okazało się, że Sadlok boi się latać. Mimo namów działaczy nie zgodził się na powrót do samolotu. Obsługa z portu Pyrzowice wypakowała więc jego bagaże, Sadlok pojechał taksówką do domu, a czerwony ze złości trener poleciał do Karagandy. Jeszcze na lotnisku odgrażał się, że piłkarz może już nie przychodzić na jego treningi. I wcale nie musiały to być strachy na lachy, bo w Widzewie Fornalik nie bał się pożegnać ulubieńca trybun Stefano Napoleoniego, a w Gliwicach mającego rekordowy kontrakt Konstantina Vassiljeva. Ale Ruch wygrał 2:1, później poprawił w Chorzowie i Fornalikowi przeszło.

Zobacz wideo

Widok zdenerwowanego Fornalika to jednak rzadkość. To trener, który raczej nie krzyczy, nie obraża piłkarzy, choć od jego ostrego spojrzenia miękną kolana. 56-latek jest synonimem spokoju. Słucha Mahlera, Beethovena, Bacha, lubi gołębie, relaksuje się biegając z nartami, do czego zainspirowały go sukcesy Justyny Kowalczyk. Ale potrafi wybuchnąć, eksplodować. Tak jak po obronionej jedenastce Jesusa Imaza w meczu z Jagiellonią Białystok. Fornalik wyskoczył z ławki, poślizgnął się i rozerwał mięsień brzuchaty łydki na długości dwunastu centymetrów. Tuż po spotkaniu poważną kontuzję zbył żartem, bo dzięki interwencji Jakuba Szmatuły Piast awansował na fotel lidera Ekstraklasy. Jeśli w meczu z Lechem Poznań gliwiczanie znów wygrają, będą mieli okazję zobaczyć inną, także znaną do tej pory przez niewielu twarz Fornalika. Twarz mistrza Polski.

Mistrzostwo zdobyte w rytmie bijatyki

Polska usłyszała o Fornaliku na długo przed tym, gdy ktokolwiek mógł wpaść na pomysł, że chłopak z Myślenic zostanie trenerem. W nakręconym w 1978 roku filmie „Gra o wszystko”, którego bohaterem jest legendarny Gerard Cieślik, piętnastoletni Fornalik, trampkarz Ruchu, przekonuje, że młodzi piłkarze za występy powinni dostawać czekoladę. Chorzów to miejsce w jego życiu szczególne, bez którego nie byłoby sukcesu osiągniętego z Piastem. Na Cichej Fornalik nauczył się piłkarskiego rzemiosła, które opanował na tyle, że starczyło mu na ponad dwieście ligowych meczów.

– Gdybym szukał do swojej drużyny wirtuozerii, to Fornalika bym nie wziął – powiedział kiedyś sam o sobie. Wirtuoza miał jednak u boku: Krzysztofa Warzychę, który w sezonie 1988/1989 został królem strzelców. Głównie dzięki niemu Ruch zdobył tytuł, choć feta nawet się nie zaczęła, zamiast niej była bitwą z milicjantami. W ruch poszły sześciometrowe rury służące do nawadniania murawy. Później zadyma przeniosła się na ulice Chorzowa. Takie były czasy, komuna upadała, napięcie znajdowało ujście na stadionach. To było ostatnie mistrzostwo Polski dla Ruchu, dla jakiegokolwiek klubu ze Śląska i Fornalika.

Waldek jest King

To w Chorzowie Fornalik został „Kingiem”. Taki transparent wywiesili kiedyś kibice Ruchu i pseudonim, który Fornalik bardzo lubi, przylgnął do niego na dobre. Z klubem, który dziś jest na skraju upadku, zdobywał medale mistrzostw kraju, grał w finałach Pucharu Polski. Spod jego skrzydeł wyszli późniejsi reprezentanci: Artur Sobiech, Tomasz Brzyski i Sadlok, który nie poleciał do Karagandy, a kilku piłkarzy dzięki metodom Fornalika wróciło do wysokiej formy. To choćby Marek Zieńczuk, Andrzej Niedzielan, Arkadiusz Piech. W 2009 roku Fornalik został wybrany trenerem roku w plebiscycie tygodnika „Piłka Nożna”, trzy lata później został najlepszym szkoleniowcem Ekstraklasy. To właśnie wtedy jego Ruch był o pół kroku od wygrania ligi. W grudniu chorzowianie zaatakowali podium, wygrywali mecz za meczem. Na finiszu zabrakło im tylko jednego punktu. Tytuł zdobył Śląsk Wrocław Oresta Lenczyka, byłego trenera Fornalika, mentora, promotora. To Lenczyk pozwolił zadebiutować w lidze 20-letniemu obrońcy Waldemarowi Fornalikowi w meczu Ruchu ze Stalą Mielec. I co tam, że nie na jego pozycji, bo młokos wystąpił jako defensywny pomocnik. To ciekawy przykład poplątania losów. Kilka lat później o mistrzostwo znów zmierzyli się mistrz z uczeniem: mistrz-Fornalik i jego były asystent z Widzewa Łódź, uczeń-Piotr Stokowiec.

 – Brakuje mi tego, najbardziej żałuje mistrzostwa z Ruchem, zabrakło nam jednej bramki. Bardzo bym chciał je zdobyć teraz i będziemy o to walczyć – mówił kilka tygodni w „Sekcji Piłkarskiej” Fornalik. Teraz jest o krok od wymarzonego tytułu. Tym sukcesem odda hołd doktorowi Jerzemu Wielkoszyńskiemu, który zmarł dziewięć lat temu. Choć przeminęło życie doktora, to jego filozofia wciąż jest żywa. To wymowne: jego uczniowie prowadzą aktualnie najważniejsze drużyny w naszym futbolu: lidera Ekstraklasy i reprezentację Polski.

Wyznawcy kościoła doktora Jerzego

Jeśli w polskiej piłce jest jakiś kościół, to jest to kościół doktora Jerzego Wielkoszyńskiego. Przez wielu uważany za futbolowego szamana, Wielkoszyński dla garstki wyznawców jest prawdziwym guru. Zrewolucjonizował przygotowania polskich piłkarzy odrzucając bieganie po górach na rzecz przygotowania szybkościowego. Był pionierem: pomagał reprezentacji Antoniego Piechniczka, która zdobyła brązowy medal na mistrzostwach świata, wspierał Aleksandra Skibę, który z Płomieniem Milowice wygrał siatkarski Puchar Europy. W kościele Wielkoszyńskiego są Jerzy Brzęczek, trener przygotowania fizycznego Leszek Dyja, Marek Wleciałowski, Jakub Błaszczykowski, Lenczyk, Fornalik. Ten ostatni przyznał, że skuteczność metod doktora zrozumiał dopiero, gdy wypróbował je na własnym organizmie. Fornalik skończył zresztą katowicką AWF, na której doktor wykładał. W jego zespołach od lat widać ducha Wielkoszyńskiego. W przedostatnim meczu Ekstraklasy Piast w Szczecinie biegał tak, jakby to był pierwszy mecz sezonu. Przygotowaniem fizycznym przez kilka lat imponował także Ruch, metody Fornalika chwalili piłkarze Polonii i Widzewa.

Trener, który czyta

– Jestem trenerem, który czyta – mówi o sobie Fornalik. Najbardziej boli go nazywanie „trenerem, który nie nadaje się do pracy w wielkich klubach”. A nie jest to jedynie slogan, bo nieoficjalnie szefowie czołowych polskich drużyn przyznawali, że Fornalik niezbyt pasował do ich koncepcji. Miał kiedyś ofertę z mocnej Wisły Kraków, chciał go Śląsk, ale poważnego zainteresowania Legii czy Lecha zabrakło. Teraz Fornalik może czuć satysfakcję, bo obu klubom już utarł nosa.

Kariera 56-latka miała też jednak i gorsze momenty. Poza Ruchem i Piastem zwiedził kilka klubów w których nie osiągnął tyle, ile mógł i chciał. Z Polonii wyrzucił go Józef Wojciechowski, a Fornalika dotknęło to tak mocno, że dwie kolejne propozycje powrotu na Konwiktorską odrzucił. W Widzewie grał efektywnie, ale niezbyt efektownie i został zwolniony jako lider 1. ligi, o czym dowiedział się z gazety. Pojawił się w Odrze Wodzisław, gdzie zastąpił Franciszka Smudę (tak jak kilka lat później w kadrze), trenował również Młodą Ekstraklasę w Bełchatowie, gdzie pierwszą drużynę prowadził stary znajomy Lenczyk.

Fornalik Team: brat asystent i syn prawnik

Lenczyka poznał w Chorzowie, Piechniczka na katowickiej AWF, gdzie przez pierwszy rok studiował dziennie grając jednocześnie w piłkę. Sporo zawdzięcza też Edwardowi Klejndinstowi. Każdego z nich ceni, choć jego najnowszym wzorem jest Mauricio Pochettino, którego mógł podglądać na stażu w Southampton, który załatwił mu Artur Boruc. Wcześniej Fornalik obserwował w Interze Mediolan Luciano Spalettiego, ale to Pochettino, który już niedługo zagra z Tottenhamem w finale Ligi Mistrzów, skradł jego serce. A w uczuciach trener Piasta jest stały. Klub? Ruch. Mentorzy? Lenczyk, Piechniczek, Wielkoszyński. Sztab? Od wielu lat brat Tomasz, także trener, były piłkarz i szkoleniowiec Ruchu, który jest jego prawą ręką. Coraz ważniejszą rolę w sportowym życiu Fornalika zaczyna odgrywać także syn Kuba, absolwent prawa, który niedawno założył swoją kancelarię Fornalik Law. On też kibicuje tacie, który w końcu przeskoczył mistrza-Lenczyka. Lenczyk, mimo sukcesów, nigdy nie poprowadził reprezentacji Polski. A Fornalik, choć mistrzostwa wciąż nie ma, tak,

Lewandowski: Nie burzmy tego

Słowa Roberta Lewandowskiego przeszły niezauważone, a mówiły wiele o tym, jak piłkarze reprezentacji ocenili pracę Fornalika. – Coś jest w tej kadrze… Ważne, by nie zburzyć tego, byłaby to sytuacja całkowicie bez sensu. Nie twórzmy wszystkiego od nowa – przekonywał na finiszu nieudanych eliminacji mistrzostw świata w Brazylii Lewandowski i dodawał: – Graliśmy, mieliśmy sytuacje, ale nie zdobywaliśmy punktów. Do poprawienia są szczegóły. Te elementy, które spowodują, że zaczniemy wygrywać – mówił „Przeglądowi Sportowemu”.

Fornalik nie dostał jednak okazji na poprawę „elementów”, jego los przesądził nowy prezes PZPN Zbigniew Boniek. Gdyby szkoleniowiec przystał na jego ofertę, to na dwa mecze przed końcem kwalifikacji mógłby wyjechać na urlop. Ale na rozwiązanie kontraktu się nie zgodził i spróbował walki do końca. Bez powodzenia, bo z Ukrainą i Anglią przegraliśmy, ale styl obu meczów był daleki od wstydliwego remisu z Mołdawią w Kiszyniowie. Zauważył to Lewandowski, zauważyli inni kadrowicze. Ale decyzja była już podjęta: przez Bońka i przez kibiców. Fornalik musiał odejść. W blokach startowych czekał namaszczony Adam Nawałka.

Randka w ciemno

Boniek tuż po nominacji Fornalika na następcę Franciszka Smudy powiedział w Radiu Zet, że „powierzenie Fornalikowi kadry to randka w ciemno”. Na myśli miał pewnie brak doświadczenia międzynarodowego, choć ten sam problem mieli Nawałka i Brzęczek, na których Boniek odważnie postawił. Nie do końca miał rację, bo Fornalik był w szatni Wisły Kraków, gdy ta ograła u siebie Real Saragossa w legendarnym meczu Pucharu UEFA. To on, a nie Lenczyk, przekazał Sosinowi, Nicińskiemu i Iheanacho, że za chwilę wejdą na boisko. Był też na mundialach w Niemczech i Republice Południowej Afryki jako obserwator.

Cechy Fornalika pasują do profilu, który Boniek ceni: pracowity, skromny, sumienny, bez potrzeby afiszowania się w mediach. Ale o jego nominacji w 2012 roku zdecydował nie Boniek, który wtedy dopiero szykował się do przejęcia PZPN, a wiceprezes związku Antoni Piechniczek, stary znajomy Fornalika, który uczynił wszystko, aby to Ślązak został nowym szkoleniowcem kadry. To on kierował komisją, która na kolejnego selekcjonera wytypowała Jacka Zielińskiego, Jerzego Engela i właśnie Fornalika. W końcu padło słynne „nie jesteśmy tacy głupi, na jakich wyglądamy” autorstwa Piechniczka i Fornalik wygrał, choć za kulisami nie obyło się bez szeptów. Zdaniem części obserwatorów nominacja Fornalika była próbą „kupienia” przez ówczesnego prezesa PZPN Grzegorza Lato wyborczych głosów Śląska.

Smutny Waldek czy Waldek King?

Eliminacje mistrzostw świata wciąż siedzą w Fornaliku. Przez kilka miesięcy wypominano mu jego olbrzymi kontrakt, który w rzeczywistości był niższy niż to opisywano (podobno wynosił aż 160 tys. zł miesięcznie), kpiono, że jeździ wyłącznie do Dortmundu, gdzie przesiaduje w loży patrząc na Lewandowskiego, Piszczka i Błaszczykowskiego, którzy i tak byli pewniakami do powołań, wytykano mu introwertyczną osobowość. Wtedy przylgnął do niego nieco złośliwy przydomek „Smutny Waldek”, jakby na kontrze do chorzowskiego „Waldek Kinga”. – Nie było takiego wsparcia mediów, czasami byliśmy osaczeni, ale to pewnie wina wyników… – tłumaczył w rozmowie z Polsatem Sport.

Mało kto pamiętał, że Fornalik w reprezentacji trafił na okres burz: Lewandowski w kadrze nie strzelał tak, jak w klubie, grupa odepchnęła wyalienowanego Ludovica Obraniaka, większość zawodników mistrzostwa świata znała tylko z telewizyjnych przekazów, eliminacje do turnieju też były im obce, bo przecież przed Euro 2012 grali tylko mecze towarzyskie. Brak doświadczenia z eliminacji Fornalik podkreślał zresztą wielokrotnie.

Wtedy też – w trakcie towarzyskiego meczu z Danią – Lewandowski dał upust frustracji: ignorował polecenia, wymachiwał rękoma, aż w końcu machnął ręką na trenera i poprosił o zmianę. Robert nie strzelał, inni też nie strzelali i wyniki reprezentacji były słabe. W grupie Polska wyprzedziła tylko Mołdawię i San Marino. Po latach Fornalik w Lidze+Extra powiedział, że gdyby wtedy Lewandowski był w takiej formie, jak w 2015 czy 2016 roku, kadra pojechałaby do Brazylii.

Ludzie Fornalika: Milik, Zieliński, Krychowiak

Sporo o potencjale tamtej reprezentacji mówi fakt, że w drużynie Nawałki wiodące role odegrali w większości zawodnicy, którzy grali u Fornalika. To on odkopał dla kadry nieoczywistego Łukasza Szukałę, w spotkaniu z Anglią dał zadebiutować osiemnastoletniemu Arkadiuszowi Milikowi, w Gdańsku przeciwko Danii wypróbował obok siebie duet Piotr Zieliński-Mateusz Klich. Z drugiej strony pożegnał się z „farbowanymi lisami” Smudy: Damien Perquis zagrał u niego tylko cztery raz, Sebastian Boenisch pięć, a Obraniak – sześć razy. Ten ostatni w złości zapowiedział, że póki Fornalik będzie selekcjonerem, on w kadrze nie wystąpi. A trener w tym samym czasie oświadczył, że ma podobną filozofię, co Boniek: reprezentanci muszą mówić po polsku. Obraniak nie mówił i miejsca dla niego nie było. Fornalik planował za to stawiać na młodych: Milika, Zielińskiego, Rafała Wolskiego, Pawła Wszołka, Bartosza Salamona. W rozmowie z naTemat.pl mówił: – Liczę na nich, ale mnie rozlicza się z dnia bieżącego. Im brakuje może roku, pół roku, i wtedy się przydadzą…

Kadry już nie poprowadzi?

W rytmie dobrych wyników Piasta urosła grupa, która twierdzi, że pozostawienie Fornalika w kadrze mogłoby skończyć się podobnymi sukcesami, co te, które osiągnął Nawałka. W tym tonie wypowiada się Piechniczek, który w rozmowie z „PS” mówił: – Nie miałby gorszych wyników niż Nawałka, Brzęczek. Kiedy pełnił funkcję selekcjonera, Lewandowski nie był w tak wysokiej formie, jak później, podobnie kilku innych kadrowiczów. W reprezentacji nie trafił na dobry moment, a mógł być selekcjonerem na lata… Tego już nie sprawdzimy. Sam Fornalik uważa, że drugiej szansy poprowadzenia reprezentacji nigdy nie otrzyma. Szkoda, bo po raz kolejny udowodnia, że jest jednym z najlepszych polskich szkoleniowców.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.