Złoty laur Ekstraklasy. Pavels Steinbors - najbardziej samotny bramkarz w lidze

Łotysz to synonim koncentracji. Zostaje na posterunku nawet wtedy, kiedy wszyscy inni już skapitulowali. A wcale nie ma lekko, bo obrońcy Arki pilnują, żeby nie nudził się między słupkami.

Bramkarski paradoks

153 próby – tyle razy przeciwnicy uderzali na bramkę Pavelsa Steinborsa, co daje drugi wynik w Ekstraklasie (stan na 35. kolejkę). Gdyby nie on, arkowcy już dawno mogliby zająć się planowaniem strategii na grę w 1. lidze. Nie można jednak uznać tego za koronny argument w dyskusji, który bramkarz był w tym sezonie najlepszy. Wszak gdynianie mogą drżeć do ostatniej kolejki o swoje być albo nie być na najwyższym poziomie rozgrywkowym i stracili aż 46 goli. Nie jest to najgorszy rezultat, ale niewątpliwie plasuje ich daleko od czołowej trójki. Zestawienie zamyka Zagłębie Sosnowiec z 76 golami, a najlepiej poradziły sobie drużyny Piasta (33), Legii (35) i Lechii (36). Wystarczy jednak spojrzeć na grę Arki, żeby zauważyć, z jakim bramkarskim paradoksem mamy do czynienia.

Zobacz wideo

Pavels Steinbors nie może czuć wyraźnego wsparcia ze strony swoich obrońców, którzy wielokrotnie zasłaniają mu pole widzenia, wpadają na niego lub zostawiają potężne dziury we własnym polu karnym. Trudno się dziwić, skoro w całym sezonie linia defensywy zmieniała się jedenastokrotnie. O względnej stabilizacji można było mówić jedynie na początku sezonu, od 1. do 11. kolejki, kiedy trener ciągle stawiał na kwartet Marciniak-Helstrup-Marić-Zbozień. Zdecydowanie najgorzej było w okresie od 17. do 27. kolejki (osiem porażek i trzy remisy), bo wówczas pojawiło się pięć różnych zestawień personalnych.

Łotysz do tej pory zagrał we wszystkich 35 spotkaniach i wielokrotnie był zdany tylko na siebie. Ze 153 strzałów obronił aż 108, co daje drugi najwyższy wynik w Ekstraklasie. Dla porównania, Plach i Kuciak mierzyli się odpowiednio ze 105 i 111 strzałami i zablokowali odpowiednio 84 i 83. Procentowo wypadają lepiej pod względem skutecznych interwencji. Stawkę otwiera Mateusz Lis ze 178 uderzeniami (125 obronionych, wszystkie statystyki bramkarzy za portalem EkstraStats i raportami ekstraklasa.org). Tylko jeżeli w przypadku krakowskiej Wisły radosny futbol w defensywie znajduje swoje wyjaśnienie w ofensywnej grze, tak Arka nie nadrabia z przodu.

Najbardziej samotny bramkarz

W przypadku Łotysza, statystyki trzeba jednak w znacznie większym stopniu przenieść na konkretne sytuacje na boisku. Trenerzy Lechii i Piasta mogą poszczycić się tym, że skonstruowali kolektywne strategie, w których wyraźnie jest widoczna współpraca bloku obronnego ze środkiem pola. Co prawda to stabilne ustawienie gdańszczan zostało w ostatnich meczach dość wyraźnie rozerwane, ale przez cały sezon szkoleniowiec konsekwentnie stawiał na przesuwanie się linii tak, aby tych dziur było jak najmniej. Bramkarz może czuć wsparcie swoich defensorów, co przekłada się na jego pewność.

Żeby zrozumieć, jakie znaczenie dla obu drużyn ma utrzymywanie odległości w ustawieniu i szybka reakcja, wystarczy cofnąć się zwycięskiego meczu (1:0) Piasta z Legią, kiedy gliwiczanie po bramce wyraźnie się cofnęli, żeby przez praktycznie całą drugą połowę (nie licząc kontrataków) bronić się w okolicach „szesnastki” i w polu karnym

W Arce w tym sezonie tego nie ma. Przede wszystkim kuleje współpraca między obrońcami, którzy bynajmniej nie poruszają się jak jeden organizm. Nie wiedzą, kogo mają kryć, często cała linia przesuwa się „na hurra” do jednej strefy, zupełnie odkrywając inną. Druga sprawa, że brakuje wsparcia ze środka pola – strefa od 16. do 25. metra jest bardzo często pozostawiona do dyspozycji rywala. Właśnie z tego powodu Pavels Steinbors musi bronić tak często i dlatego do takiego stopnia istotne jest, ile strzałów obroni. Pewność jego gry nie jest efektem stabilnej gry defensorów, a przewrotnie – rezultatem ich słabej postawy.

Ciężkie brzemię

Łotysz wie, jaka odpowiedzialność spoczywa na jego barkach. Jeżeli nie będzie sam z siebie wykazywał pewności i maksymalnej koncentracji, to nikt nie będzie. Wymowny niech będzie obrazek z pierwszego w tym sezonie meczu z

Cracovią (0:0), kiedy w końcówce meczu na jego bramkę uderzał Javi Hernandez, a jego obrońcy rozłożyli ręce w geście całkowitej bezradności. W tym czasie on – mimo całkowicie rozproszonej linii defensywy – cały czas kontrolował ruch przeciwnika.

Właśnie tym wyróżnia się Pavels Steinbors – niesamowitą cierpliwością bez względu na okoliczności. W każdym spotkaniu prędzej czy później był zdany tylko na siebie. Dlatego trudno powiedzieć, żeby szczególnie ufał swoim obrońcom. Można odnieść wrażenie, że zawsze bierze poprawkę na ich grę i nie ma w tym nic dziwnego, skoro dość często musi radzić sobie w sytuacjach sam na sam.

Wtedy raczej trzyma się swojego prostokąta i stara się maksymalnie zawęzić pole gry rywalowi, bez wychylania się do przodu. Rzadko kiedy decyduje się na wyjście z bramki – raczej tylko wtedy, gdy faktycznie jest pewny, że zdąży przed zawodnikiem drużyny przeciwnej. Jak na przykład miało to miejsce w przegranym meczu z Cracovią (jedna z ostatnich akcji meczu, wyszedł w sytuacji sam na sam z Javim).

Zawsze na posterunku

Wyczucie zamiarów przeciwnika sprawdza się również w obliczu rzutów karnych. Na pięć obronił tylko jednego – w 1. kolejce powstrzymał Boguskiego – ale trzykrotnie rzucił się w dobrą stronę i niewiele mu zabrakło do udanej interwencji. Zresztą wracając do meczu z Wisłą, to tylko dzięki Steinborsowi to starcie zakończyło się bezbramkowym remisem. Podobnie zresztą wyglądała sytuacja w pierwszym spotkaniu z „Pasami” i nawet z Miedzią (zwycięstwo 4:0), kiedy przy stanie 1:0 uratował swój zespół przed stratą kilku bramek. I pewnie gdyby nie on, to Arka nie wygrałaby aż tak wysoko. Między innymi musiał szybko podnosić się po obronionych uderzeniach, bo po chwili przeciwnik próbował dobijać z bliskiej odległości. Warto tym samym podkreślić, że po obronionym strzale nie rzuca okiem na swoich kolegów, a szybko się zbiera, żeby zdążyć z interwencją w przypadku dobitki.

Ta kontrola sytuacji jest również bardzo wyraźnie widoczna przy strzałach z dystansu, z którymi radzi sobie bardzo dobrze. Reaguje instynktownie, ale przez cały czas trwania akcji koryguje swoje ustawienie, lekko się przesuwając to w jedną, to w drugą stronę. Tak, jakby pomagało mu to z utrzymaniem koncentracji na wysokim poziomie. Zresztą jeśli zebrałoby się wszystkie jego parady, kiedy ostatkiem sił przenosił piłkę ponad poprzeczką, wyszłaby z tego długa kompilacja.

Chociaż statystyki nie przemawiają za nim we wszystkich aspektach, to trudno wskazać zawodnika w Ekstraklasie, który miażdżyłby konkurencję na każdym polu. Pavels Steinbors znalazł się jednak w na tyle trudnej sytuacji, że można go uznać za najbardziej samotnego bramkarza w lidze. Najważniejsze jednak, że ta samotność wcale nie zaburza jego koncentracji i nie przeszkadza w pewnej grze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.