Kibice Śląska Wrocław zabronili występów piłkarzowi. Prezes klubu komentuje zamieszanie

- Mamy przyzwoitych piłkarzy, a nie mamy przyzwoitej drużyny. To efekt przekonania z poprzednich lat, że za małe pieniądze można stworzyć silny klub walczący o wysokie cele. A tak się nie da - mówi Sport.pl prezes Śląska Wrocław Piotr Waśniewski. I komentuje zamieszanie z Igorem Tarasovsem, któremu kibice Śląska zabronili występów w drużynie.
Zobacz wideo

Sebastian Staszewski: Bilans Śląska od kwietnia: cztery porażki i dwa remisy w sześciu meczach, dwie strzelone bramki. Jak określiłby pan sytuację w jakiej znalazł się klub?

Piotr Waśniewski: Nie jest to sytuacja beznadziejna.

A jaka jest? W tabeli Ekstraklasy zajmujecie drugie od końca miejsce.

Poważna. Albo trudna. Ale nie beznadziejna. Na szczęście wszystko leży w naszych rękach. Nie zależymy od wyroków innych drużyn, wynik sportowy możemy uratować samodzielnie.

Sprzyja wam terminarz. Gracie z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie.

Przypadek sprawił, że utworzyła się grupa pięciu zespołów, które chcą się utrzymać. Zagramy jeszcze z Zagłębiem Sosnowiec, Wisłą Płock, Miedzią Legnica i Arką Gdynia. Każdy może spaść, każdy może zostać w lidze. Może tylko sytuacja Zagłębia jest bardziej skomplikowana.

Ale w tej chwili to właśnie Śląsk jest, obok Zagłębia, najgorszym zespołem w lidze. Arka podniosła się ostatnio z kolan, Wisła Płock także, a wy nie potraficie wygrać od marca.

To nie jest efekt tylko tego sezonu, ale sezonów poprzednich. Patrząc na historię: pod koniec kadencji Stanislava Levego ze stanowiska dyrektora sportowego zwolniono pana Krzysztofa Paluszka, który był reprezentantem pewnej wizji, twórcą drużyny, która zdobywała medale mistrzostw Polski. Nagle postanowiono oszczędzać - co samo w sobie nie jest niczym złym - wierząc jednocześnie, że zespół utrzyma wysoki poziom. Całkowicie zmieniono marszrutę.

Dlatego znaleźliście się na zakręcie?

Podjęte kilka lat temu decyzje mogą doprowadzić do tego, że Śląsk spadnie z Ekstraklasy…

Nie może pan jednak wszystkiego zrzucać na historię. Do zespołu dołączyli w między czasie uznani ligowcy, na przykład Krzysztof Mączyński, Łukasz Broź, Wojciech Golla. A Paluszek opuścił Oporowską z końcem 2013 roku, czyli półtora roku po mistrzostwie.

Spójrzmy na dwie kwestie. Jedna to teraźniejszość: nie chcę, żeby ktoś odniósł wrażenie, że odpycham od siebie odpowiedzialność. Nie - odpowiedzialni za naszą sytuację są prezes Piotr Waśniewski, trener Vitezslav Lavicka, dyrektor sportowy Darek Sztylka. Najważniejsze dla nas jest dziś poszukiwanie kluczy do pojedynczych zwycięstw. Styl nie ma już znaczenia, piękna gra nie jest nam potrzebna. Potrzebny jest konkret, czyli punkty. Wiem, że brzmi to strasznie, ale nie ma co owijać w bawełnę. Jakość naszych piłkarzy musi dać o sobie znak, bo kiedy byli reprezentanci mają wziąć na siebie ciężar, jeśli nie teraz? Utrzymanie to priorytet. Jest również druga kwestia, która doprowadziła do sytuacji, w której się znaleźliśmy. Liczba trenerów, którzy przewinęli się ostatnio przez Śląsk, jest zatrważająca. Liczba dyrektorów też.

Pan jest piątym prezesem klubu od 2013 roku, gdy został pan z tej funkcji odwołany.

Możliwe. To wszystko wpłynęło na to, że na papierze mamy bardzo przyzwoitych piłkarzy, a nie mamy przyzwoitej drużyny. A to jest kwestia kluczowa. W każdym klubie trenuje się podobnie, wszędzie piłkarze odpoczywają tyle samo i mają te same motywacje. A jednak w jednym roku Lechia Gdańsk broni się przed spadkiem, a w kolejnym walczy o mistrzostwo. Tak samo Piast Gliwice. To pokazuje, że jeden, dwa szczegóły mogą zmienić oblicze zespołu.

I pan wie już jakie to szczegóły?

Stawiam na brak stabilności. Każdy wiedział, że i tak zaraz zmieni się prezes czy trener, więc żył sobie z dnia na dzień. W takich warunkach nie można zbudować mocnej drużyny.

W sprzeczności z tym stoją słowa Marcina Przychodnego, poprzedniego prezesa, który mówił „Gazecie Wrocławskiej”, że „czołowa ósemka ligi możliwa jest bez wzmocnień”.

Zakładam, że jest to skrót myślowy. Być może są ludzie, którzy uważają, że Śląskowi coś się należy – ze względu na tradycję, wielkie miasto, stadion. Jesteśmy jednak w rzeczywistości w której wszystko musimy sobie wyszarpać, co nie wszyscy jednak rozumieją. Dodatkowo w czasach prezesa Pawła Żelema powstała teoria, w którą grupa ludzi uwierzyła. Szerokie grono dało się omotać wizją klubu, który zrobi przyzwoity wynik sportowy za niewielkie pieniądze. Nikt wtedy nie wziął pod uwagę tego, że na krótką metę udało się to dlatego, bo zespół jechał na potencjale drużyny sięgającej po mistrzostwo, wicemistrzostwo. Ale minęło kilkanaście miesięcy, drużyna się zmieniła, piłkarze się rozjechali i okazało się, że król jest jednak nagi.

Ma pan już plan jak wyjść ze ślepego zaułka?

Najpierw chciałbym przywrócić Śląskowi jego tożsamość.

A konkretnie?

Musimy pracować nad relacjami zawodnik-klub, zawodnik-trener, zawodnik-lekarz, trener-klub, klub-pracownicy i tak dalej. Chcemy od nowa zdefiniować pewne zasady. Korporacja to organizacja w której każdy nowy pracownik porusza się w jasno określonej przestrzeni. To stanowi tożsamość wielu firm, ale także klubów sportowych. Nie może być tak, że przychodzi do nas piłkarz i chce wszystko robić po swojemu. Jak każdy pracownik musi znać standardy.

Teraz ich brakuje? Albo brakowało?

Tego nie powiedziałem.

Gdyby wszystko było z nimi dobrze, to nie poruszyłby pan tego tematu.

W takim razie ujmę to inaczej: zamierzam przeorganizować to wszystko na moją modłę.

Kwestie o których pan mówi są pewnie istotne, ale na końcu i tak wszystko sprowadza się do wyniku sportowego. A zawodnicy, których macie, na razie go nie gwarantują.

Czas rozliczeń przyjdzie z chwilą, w której zakończymy sezon. O wielu sprawach będę mógł mówić dopiero 21 maja o poranku. Wtedy okaże się w jakiej obudzimy się rzeczywistości.

Na razie rzeczywistość jest taka, że podstawowy skład Śląska opiera się na piłkarzach po trzydziestce. Średnia wieku w ostatnich tygodniach wynosi prawie 30 lat.

Istotnym elementem tej rzeczywistości są obowiązujące kontrakty. Niektóre latem się kończą, ale większość piłkarzy będzie z nami przez kolejny rok, a nawet dwa. Także tych starszych.

To proste wytłumaczenie: jest jak jest i inaczej nie będzie.

Zgadzam się z tezą, że w przypadku Śląska proporcje młodych piłkarzy do doświadczonych są mocno zaburzone. Jestem zwolennikiem absolutnego balansu, a tego u nas dziś nie ma.

We Wrocławiu o stawianiu na swoją młodzież mówi się od lat, a przez kilka sezonów jej jedynym przedstawicielem był Kamil Dankowski, który w lipcu skończy 23 lata.

Mam tego świadomość. Nie chcę jednak składać deklaracji, że teraz postawimy na młodzież i chłopaków z regionu. Wolę zbudować zespół, który będzie odpowiadał potencjałowi miasta.

Czyli rewolucja będzie.

Nie jestem zwolennikiem rewolucji. Ich finisz bywa chwiejny i nie wygląda tak, jakby autor tego chciał. Mogę za to przyznać, że podoba nam się koncepcja współpracy z Laivicką.

Trener nie musi się bać o swoją głowę? Nawet w przypadku spadku?

Na razie pomysł jego zwolnienia nie przeszedł mi przez myśl.

Czytał pan oświadczenie grupy kibicowskiej „Ultras Silesia”?

Nie wiem o którym oświadczeniu pan mówi.

O tym w którym kibice zakazują występów Igorsowi Tarasovsowi.

Tak, tak. Czytałem. I traktuję je z przymrużeniem oka.

Czyli Tarasovs będzie mógł grać?

Jeżeli będzie zdrowy, to tak. Na razie narzeka na ból mięśnia uda i nie wiem czy wyleczy się do niedzieli. Za dobór zawodników i wyniki odpowiedzialność ponosi natomiast trener i jego sztab, więc takich oświadczeń nie zamierzamy traktować poważnie, na zasadzie wytycznych. Pewna grupa kibiców wrzuciła post i pół Polski o tym mówi. A ja traktuje to jako ich hobby.

Abstrahując od groteskowości tego oświadczenia, kibice mają prawo do irytacji.

Ostatnio usłyszałem głos: zarząd powinien obniżyć ceny biletów do złotówki dla wszystkich kibiców. To zaawansowany poziom abstrakcji, żądanie całkowicie nielogiczne. Znam rynek i wiem, że obniżenie cen biletów do takiego poziomu nie sprawi, że na każdym meczu pojawi się komplet widzów. Poza tym ceny biletów na mecze Śląska i tak nie są już wygórowane. Rozumiem, że kibice są źli i zirytowani, bo klub jest w tarapatach, ale nie znam zawodnika, który nie chce wygrać. Przecież oni na oczach setek tysięcy walczą o pieniądze, przyszłość…

Myślał pan o zmotywowaniu piłkarzy dodatkowymi pieniędzmi?

Nie ma i nie będzie tematu, abym płacił premię za utrzymanie.

A karał finansowo za kolejne porażki pan będzie?

Funkcjonujemy w sztywnym systemie współpracy klub-piłkarz i trudno żebym wprowadził taki rodzaj motywacji negatywnej, skoro nie jest on nigdzie uregulowany. Skończyłoby się to zapewne interwencją PZPN. Piłkarze mają jednak świadomość, że balansują na granicy. Nie uważam, że muszę im to przypominać karami. Wierzę za to, że mają ambicje i umieją liczyć.

Więcej o: