Leszek Ojrzyński, trener Wisły Płock: - Nie, tak dobrze to nie jest. Przecież nie wszystkie kluby z problemami szukają mojego numeru telefonu. Gdyby tak było, już wcześniej znalazłbym pracę. Ale fakty są takie, że najczęściej przejmowałem kluby, które potrzebowały natychmiastowej pomocy. Tak było w Podbeskidziu Bielsko-Biała, Górniku Zabrze, Arce Gdynia, a teraz Wiśle Płock. Widocznie taka moja rola.
- Wręcz przeciwnie! Jestem wdzięczy Bogu, że pracuję w ekstraklasie, bo nie każdy trener, który ma predyspozycje i przykłada się do swojej pracy, może prowadzić kluby na tym poziomie. Wisła Płock to mój piąty zespół w ekstraklasie, więc mogę powiedzieć, że jestem szczęściarzem.
- Nie należę do ludzi, którzy się boją. Lubię wyzwania i ciężką pracę, ale tak jak każdy trener, marzę o prowadzeniu najlepszych klubów, które mają najmocniejsze kadry i są w stanie walczyć o najwyższe cele. Już raz tego zasmakowałem, kiedy z walczącą o utrzymanie Arką Gdynia awansowałem do europejskich pucharów. To była fantastyczna przygoda. Chciałbym ją powtórzyć.
- A czemu nie? W każdym klubie będę dążył do bardzo ambitnych celów. W poprzednim sezonie Wisła Płock była o krok od gry w Europie, więc nie widzę przeszkód, żeby nie mogła o nią walczyć w kolejnych rozgrywkach. Ale najpierw trzeba się utrzymać, dopiero później patrzeć w przyszłość.
- Taki mam zapis w umowie.
- Nie mogę tego zdradzić. Jedyny zapis, o którym mogę mówić, to ten o przedłużeniu mojej współpracy z Wisłą Płock w przypadku utrzymania.
- Nie bawię się w żadne procenty. Procenty to są ważne na butelkach, jak się sprawdza, co się pije. A nie w piłce nożnej. Ostatnie wyniki to sukces zbiorowy: piłkarzy, moich poprzedników i mój. Zwycięstwa cieszą, budują atmosferę, ale nie mogą spowodować rozluźnienia, bo czeka nas jeszcze ciężka walka o utrzymanie. Wierzę, że z tymi zawodnikami mogę to osiągnąć.
- Jeden z najlepszych, tak bym to określił. W drużynie jest kilku chłopaków świetnie wyszkolonych technicznie, co daje mi – trenerowi – zdecydowanie większe możliwości. W moich poprzednich klubach różnie z tym bywało. Jak już miałem dobrych zawodników, to byli mocno wyeksploatowani. Kariery u mnie kończyli: Aleksandar Vuković, Radosław Sobolewski czy Marcin Żewłakow. Mocne nazwiska, ale kończące karierę. W Płocku mam kilku jakościowych graczy, którzy będą się jeszcze rozwijać. Mam nadzieję, że udowodnią to w kolejnych spotkaniach.
- Nie mam zamiaru niczego nikomu udowadniać. Jak ktoś śledzi polską piłkę, to wie, co osiągnąłem. Jeżeli w trzech klubach - na cztery, które prowadziłem w ekstraklasie – miałem najlepsze wyniki w historii, to wiem, że wykonałem dobrą robotę.