Wielkie emocje Aleksandara Vukovicia i kłótliwy Michał Probierz. Co chwilę miał pretensje

Czekali, czekali, no i się doczekali. Kiedy w doliczonym czasie gry Carlitos wykorzystał rzut karny, eksplodowały nie tylko trybuny, ale na boisko wyskoczyli też wszyscy rezerwowi - spostrzeżeniami po wygranej Legii z Cracovią (1:0) dzielą się Bartłomiej Kubiak i Konrad Ferszter ze Sport.pl.
Zobacz wideo

Legia walcząca, Legia walcząca do końca

Kiedy w doliczonym czasie gry Carlitos wykorzystał rzut karny, eksplodowały nie tylko trybuny, ale na boisko wyskoczyli też wszyscy rezerwowi. Najspokojniej zareagował chyba Aleksandar Vuković, on jednak upust emocjom dał wcześniej (o tym za moment). Zresztą nie tylko on, bo kibice na trybunach też byli niecierpliwi - już w 19. minucie przypomnieli piłkarzom, że w tym sezonie liczy się tylko mistrzostwo. Okazja, by się do niego zbliżyć, w sobotę była idealna. Postarała się o to najpierw Lechia, która kilka godzin wcześniej przegrała swoje spotkanie z Piastem Gliwice (0:2). A potem Legia - w ostatnim momencie, bo Carlitos trafił w piątej, czyli ostatniej doliczonej minucie do drugiej połowy. Dopiero wtedy na stadionie zaczęły się śpiewy, że „w Warszawie mamy lidera”, którego co prawda Legia miała już wcześniej, bo remis z Cracovią też sprawiał, że o jeden punkt przeskakiwała w tabeli Lechię.

Kłótliwy Probierz

Michał Probierz przyzwyczaił do tego, że w czasie, gdy jego piłkarze walczą na murawie, on przy linii bocznej rozgrywa własny mecz. Bardzo impulsywnie reaguje na boiskowe wydarzenia, lubi kłócić się z sędzią technicznym. W sobotę nie było inaczej. Probierz swoje show zaczął już w 3. minucie, kiedy po pierwszym ataku Legii zawołał do siebie Cornela Rapę, energicznie przekazując mu uwagi dotyczące jego ustawienia i sposobu przeprowadzenia ataku przez legionistów. Rapa, już na boisku, przekazał uwagi dalej - Michałowi Helikowi.

Zachowanie Probierza nie odnosiło się jednak tylko do postawy jego piłkarzy. Przed przerwą nie było choćby jednej decyzji sędziego przeciwko jego zespołowi, co do której Probierz nie miałby uwag. Trener Cracovii najwięcej zastrzeżeń miał do pracy sędziego liniowego, inne skargi wykrzykiwał do arbitra technicznego. Nie minęło nawet 20 minut przy Łazienkowskiej, a sędzia główny - Bartosz Frankowski - już podbiegał do linii i starał się ukrócić awanturnicze zapędy Probierza.

Ale wściekał się nie tylko Probierz

O ile Aleksandar Vuković w pierwszym spotkaniu z Jagiellonią zachowywał się przy linii bocznej bardzo spokojne, o tyle w następnych spotkaniach bałkański charakter znowu zaczął się ujawniać. W sobotę po trenerze Legii też było widać emocje. No i złość. Po raz pierwszy już w 6. minucie, kiedy prostą stratę przy bocznej linii zaliczył Marko Vesović - wtedy tylko rozłożył bezradnie ręce. Dużo bardziej poirytowany był w 27. minucie, kiedy Carlitos, który dostał podanie z prawego skrzydła, postanowił podbić piłkę, zamiast zagrać ją po ziemi do stojącego obok Sebastiana Szymańskiego - Vuko aż podskoczył. Dodajmy tylko, że gdyby Carlitos tak zagrał, Szymański miałby przed sobą tylko bramkarza.

Rozgrzewka prawdę ci powie

Bo plan Legii na to spotkanie był właśnie taki, by grać po ziemi - często na jeden, dwa kontakty. Zupełnie inny niż plan Cracovii. Ale o tym, że będzie inny, można było wnioskować już po rozgrzewce. Bo kiedy Legia grała w dziadka, piłkarze Cracovii dobrali się w pary i ćwiczyli podania głową, a potem strzały, i tak przez kilkanaście minut. A potem przez kilkadziesiąt, bo Cracovia w sobotę nie przyjechała do Warszawy grać w piłkę. A już na pewno nie było tak ochoczo nastawiona, jak w lutym, kiedy na Łazienkowskiej ograła Legię 2:0.

- To nie będzie defensywny mecz - przewidywał w piątek Vuković. Przeczucie go jednak zawiodło, bo w pierwszej połowie nie tylko Cracovia, która atakować próbowała skrzydłami, ale i Legia, która grała bardziej kombinacyjnie, nie tworzyły wielu sytuacji.

Agresywna Cracovia

- Mam nadzieję, że zagramy stabilnie jako zespół, ale musimy być od samego początku nastawieni agresywnie, by wyeliminować atuty Legii. Po poprzednim spotkaniu w Warszawie moi piłkarze uwierzyli, że mogą rywalizować jak równy z równym i nabrali pewności siebie - mówił przed meczem Probierz. Trener Cracovii zapewniał, że w sobotę jego zespół będzie agresywny i akurat tutaj się nie pomylił, ani nie rzucił słów na wiatr. Bo „Pasy” od pierwszej minuty rzuciły się na rywala, grały wysokim pressingiem, nie pozwalając legionistom na rozgrywanie piłki na własnej połowie. To przynosiło efekty, bo gracze Vukovicia często podawali na aut lub do przeciwnika. Kiedy grę od bramki wznawiał Radosław Cierzniak, przy środkowych obrońcach Legii, zawsze znajdowało się co najmniej dwóch rywali. Wraz z upływem czasu pressing zelżał, ale to nie znaczy, że legionistom było łatwiej, bo goście zaczęli czekać na zespół Vukovicia na własnej połowie. No i choćby dlatego długo ten mecz wyglądał tak, jak wyglądał.

Więcej o:
Copyright © Agora SA