Mniej niż zero! Legia tuż przed startem rundy finałowej odrabia trzy punkty straty do Lechii

Jeden gol stracony w pierwszej połowie, ale trzy strzelone w drugiej. I zwycięstwo. Bardzo ważne zwycięstwo. Legia Warszawa dzięki sobotniej wygranej z Pogonią Szczecin (3:1) nie tylko dopisała sobie trzy punkty, ale też odrobiła tyle do prowadzącej Lechii Gdańsk, która przed startem rundy finałowej ma już tylko lepszy bilans bramkowy.
Zobacz wideo

Była 12. minuta, kiedy Radosław Cierzniak cisnął piłką oby dalej od własnej bramki. Chwilę wcześniej musiał tę piłkę z niej wyjąć, bo gola dla Pogoni - głową, po dośrodkowaniu Ricardo Nunesa - strzelił Adam Buksa. Legia przegrywała, choć mogła ten mecz zacząć zupełnie inaczej. Prowadzić już od 3. minuty, gdyby Kasper Hamalainen wykorzystał dobre podanie od Marko Vesovicia. Fiński pomocnik, który wrócił do podstawowego składu Legii odkąd drużynę przejął Aleksandar Vuković, trafił jednak w słupek.

- Byłbym bardzo bogatym człowiekiem, gdybym umiał przewidzieć to, jak będzie wyglądał dany mecz. Ale pewne jest jedno: w sobotę musimy sprawić, żeby odbył się na naszych warunkach. Chcemy dominować, to nasz cel - podkreślał Vuković przed spotkaniem z Pogonią. W sobotę wielkiej dominacji jednak nie zobaczył. Może i Legia miała przewagę - oddała do przerwy więcej strzałów (siedem, Pogoń - cztery), celniej podawała (167 do 126), miała więcej wygranych pojedynków (54 proc.) - ale dominacją tego nazwać nie można. To znaczy inaczej: można, ale tylko jeśli pod uwagę weźmiemy początek drugiej połowy. Bo Legii wystarczyło ledwie pięć minut po przerwie, by nie tylko odrobić straty (w 46. trafił Carlitos), ale też wyjść na prowadzenie (w 50. trafił - dodajmy, że ładnie: tuż przy dalszym słupku - Iuri Medeiros).

Jakby szczęścia było mało, chwilę wcześniej trafiła też Cracovia - na 2:1 w meczu z Lechią (kilka minut później też na 3:1), a to oznaczało, że Legię przed startem rundy finałowej od lidera tabeli nie dzieliły już żadne punkty, a jedynie gorszy bilans bramek. Stanęło na minus trzech, bo Lechia w Krakowie straciła jeszcze jedną (przegrała 2:4), a Legia w Warszawie jeszcze jedną zdobyła (74. minuta, samobój Jarosława Fojuta). To nie wystarczyło, by przeskoczyć Lechię w tabeli - mistrz Polski zagra z nią pod koniec kwietnia w Gdańsku (33. kolejka). A dwa tygodnie później jeszcze raz podejmie Pogoń (w 35. kolejce), która na zwycięstwo w Warszawie czeka od 36 lat.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.