Pierwszy dobry mecz Arki od czterech miesięcy. Bezbramkowy remis w derbach Trójmiasta

- Nie można tak było wcześniej? - takimi słowami mógłby się zwrócić Dominik Midak do Zbigniewa Smółki. Gdynianie w pierwszej połowie dali kibicom nadzieję, że ten sezon można jeszcze uratować.
Zobacz wideo

Zaginiona drużyna

Na początku i na końcu był chaos, ale gdzieś pomiędzy można było dostrzec śladowe ilości gry w piłkę. Paradoksalnie nie za sprawą lidera Ekstraklasy, a arkowców, którzy bynajmniej nie zagrali bezbłędnie. Trudno tak naprawdę powiedzieć, że mieli na ten mecz spójny pomysł. Po prostu poprzeczka wisi na tyle nisko, że po kilku miesiącach biernej postawy, nawet kilka składnych akcji jest całkiem miłą odmianą.

Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na podstawowe elementy strategii – te, które zupełnie nie funkcjonowały w poprzednich starciach i nagle, przeciwko Lechii, coś drgnęło. Podopiecznym trenera Smółki w poprzednich spotkaniach można było zarzucić brak zarysu koncepcji ataku i to, że grają w jednym tempie, a role w środku pola nie są rozdzielone. W derbach Trójmiasta wyglądało to trochę inaczej, a przynajmniej w okresie od 15. do około 50. minuty.

Rozrzucenie gryRozrzucenie gry Aleksandra Sieczka

Maghomie przypadły bardzo ważne zadania. Poza nominalnymi obowiązkami, stoper bardzo często rozpoczynał ataki swojej ekipy, posyłając długie podania w kierunku ataku.

Chociaż arkowcy postawili na proste środki, to ich strategia nie kończyła się na tym jednym, nieszczególnie skomplikowanym schemacie. Trzeba jednak przyznać, że akurat ten pomysł został dość solidnie dopracowany i  w połączeniu z aktywną grą części ofensywnej, okazał się być trafiony. Zamiast upartego wypychania piłki do przodu, faktycznie można było odnieść wrażenie, że środkowi obrońcy (Helstrup również się tym zajmował) wiedzą, co chcą w ten sposób osiągnąć i nie jest to ich widzimisię.

W ten sposób gospodarze szybko i sprawnie przedostawali się w okolice szesnastki przeciwnika, nie tracąc czasu na wymianę kilkunastu podań w obrębie linii obrony. Zamiast uporczywych zagrań wszerz boiska, znacznie częściej podejmowali próby gry do przodu na jeden-dwa kontakty. Było to ściśle związane z tym, w jaki sposób grają lechiści.

(Prawie) spójna gra

Organizacja gryOrganizacja gry Aleksandra Sieczka

Zdecydowanie najmocniejszą stroną gdańszczan jest ich system organizacji na boisku. Cały schemat, czyli płynne przejście od pressingu, przez odcinanie stref, odbiór i zawiązanie akcji, ma swój punkt wyjścia właśnie w konsekwentnym ustawieniu.

Arkowcy nie pominęli tej kwestii, dlatego początkowo zamiast ryzykownych wariantów rozegrania, wybierali bezpieczny szablon z pominięciem środka pola. W tym aspekcie zauważalna jest różnica między Arką z meczu ze Śląskiem, a Arką w derbach. Chociaż koncepcja dość mocno opierała się na fundamencie prostych środków, to centralny sektor nie funkcjonował jak osobny organizm. Wszystko z powodu mniejszych odległości pomiędzy poszczególnymi częściami ustawienia. W przeciwieństwie do poprzednich spotkań, pojawiało się więcej możliwości zagrania. Dlatego w końcówce pierwszej połowy i na początku drugiej (jeszcze chwilę po nieuznanej bramce Aankoura) zawodnicy mogli sobie pozwolić na trochę pewności siebie.

W tym krótkim okresie gdynianie odpowiedzieli ogniem na ogień i wygrali tę małą bitwę o dominację. Kiedy podopieczni trenera Stokowca podkręcili tempo, co ściśle wiązało się z wyższym pressingiem, gospodarze nie wybijali piłki jak najdalej od własnej bramki. Wręcz przeciwnie – starali się to wykorzystać.

Pressing LechiiPressing Lechii Aleksandra Sieczka

Na powyższej grafice widać, jak Vejinović jest odcinany od gry przez Makowskiego i Haraslina, a mimo to ani nie wycofuje do bramkarza, ani nie zagrywa daleko przed siebie. Do podania momentalnie pokazał mu się Janota, który wraz ze Zbozieniem okupującym flankę, stworzył świetne warunki do zawiązania ataku.

Odliczając początkowy, kilkuminutowy fragment, kiedy dominował chaos, przez całą pierwszą połowę arkowcy odsuwali na bok grę „na alibi”. Dość wyraźnie było to widoczne nie tylko na przykładzie zachowania pod presją, ale również w momencie dalekich podań Maghomy czy Helstrupa. Kiedy piłka leciała w kierunku Jankowskiego i gracz nie był w stanie jej opanować, jego koledzy i tak starali się wycisnąć maksimum z tej sytuacji – Vejinović ustawiał się na ewentualnym zebraniu piłki, Nalepa i Janota byli w gotowości do kontynuowania akcji. Pole gry było węższe, można było odczuć, że zawodnicy rozumieją swoje role na boisku.

Warto również zwrócić uwagę na funkcję Kolewa. Bułgar bardzo często przesuwał się w okolice koła środkowego, pomagając w przytrzymaniu piłki lub odbiorze. Nie robił tego na marne, nie musiał czekać kilkunastu sekund aż któryś z kolegów pokaże mu się do podania. Dzięki zagęszczeniu środkowej strefy, tego typu rozwiązanie miało całkiem sporo sensu i umożliwiało zawiązanie ataku pozycyjnego.

KolewKolew Aleksandra Sieczka

Napastnik zagrał do Nalepy, a jednocześnie całe to zamieszanie sprawiło, że Aankour pozostał bez krycia (Augustyn, Łukasik i Makowski dali się złapać na manewr z Kolewem; Mladenović zajął miejsce obok Nalepy-stopera). Po kilku podaniach, akcja zakończyła się nieudanym dośrodkowaniem w pole karne Kuciaka.

Przebłysk, nie prognoza

Chociaż gdynianie zagrali całkiem dobrze i można było zauważyć, że wiele elementów gry zostało usprawnionych (głównie podział obowiązków w środku pola), to tak naprawdę trudno traktować to starcie w sposób miarodajny. Przede wszystkim ze względu na rangę spotkania i sytuację, w jakiej znalazła się cała drużyna.

W meczach derbowych zawsze jest więcej chaosu niż taktyki czy konkretów, wiele problemów przysłania wola walki czy zwyczajna chęć dominacji. Arkowców w końcu łączył wspólny cel, dlatego można było mówić o znacznie bardziej konsekwentnej grze. Być może dlatego zawodnicy przykładali większą wagę do ograniczania stref i szybszego doskoku do rywala.

Trudno jednoznacznie stwierdzić, jaki kierunek rozwoju zespołu obierze nowy trener i czy nie uwypukli innych cech piłkarzy, żeby zrealizować plan minimum, czyli utrzymanie w Ekstraklasie. Niemniej jednak nie sposób nie odnieść wrażenia, że dobrze nakierowany bodziec powinien pomóc graczom gdyńskiej Arki. Derby Trójmiasta wyraźnie pokazały, że drzemią w nich pokłady ambicji i umiejętności, które „po prostu” trzeba jakoś uwolnić.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.