Bartosz Bosacki: W Lechu wszyscy muszą jechać na tym samym wózku. Jeżeli następny trener nie będzie miał pełnego wsparcia, może sobie nie poradzić

- Chciałbym, żeby była to przemyślana decyzja władz Lecha, jednak patrząc na ostatnie działania, to mam co do tego spore wątpliwości. Ivan Djurdjević nie wytrzymał pół roku, Nawałka odchodzi po jedenastu meczach, to wygląda tak jakby władze działały po omacku. Realizowały pomysł za pomysłem - mówi Bartosz Bosacki, były kapitan Lecha Poznań.
Zobacz wideo

Lech Poznań rozstał się z Adamem Nawałką w niedzielę, dzień po zremisowanym 0:0 meczu z Koroną Kielce. O nieporozumieniach na linii trener – władze mówiło się od kilku tygodni. Wymagania byłego selekcjonera zaczęły być męczące, a jego wizja przyszłości sprzeczna z pomysłami władz. - Już jak przychodził Ivan Djurdjević to mówiłem, że nic nie zrobi bez wsparcia klubu. Obawiałem się, że bez tego nie dotrwa nawet do zimy – przyznaje Bosacki.

- Od dawna sugerowałem, że w Lechu powinien być zatrudniony dyrektor sportowy, który będzie łącznikiem między zespołem, a władzami. Będzie organizował pracę. Powołano na to stanowisko Tomka Rząsę, ale trochę za późno. Rozmawiałem niedawno z Ivanem i wiem, że był z tym wszystkim sam. Mam też wątpliwości czy rola dyrektora sportowego była właściwie realizowana przy Nawałce. Coś ewidentnie nie funkcjonuje w klubie – twierdzi były piłkarz i dodaje: - Wszyscy muszą jechać na jednym wózku, nie wiem czy jechali.

W Lechu Poznań brakuje wychowanków

Gdy trenerem Lecha był Adam Nawałka, na boisku nic nie funkcjonowało, jak należy. Brakowało pomysłu – piłkarze nie wiedzieli jak atakować i jak bronić. Żaden z nich nie rozwinął się pod jego okiem. Zespół nie miał żadnego stylu, w tym roku wygrał tylko dwa mecze, więc trybuny coraz częściej świeciły pustkami. Podczas meczu z Górnikiem Zabrze na stadion nie przyszło nawet 10 tys. kibiców. - Nie ma w tym klubie pasji. W ogóle, wokół niego, o czym najlepiej świadczy niska frekwencja. Gdy chodzę po Poznaniu i rozmawiam z takimi prawdziwymi kibicami, to widzę, że oni też mają już dosyć. Nie ma w nich tego ognia, są zniechęceni. To jest wieki problem Lecha – uważa Bosacki.

- Jestem poza klubem, nie mam kontaktu z zawodnikami, więc oceniam to wszystko z perspektywy kibica. W Lechu nie widzę dzisiaj takiej chęci umierania jeden za drugiego. Ja mogłem się nie lubić z Manuelem Arboledą, mogłem się lubić, ale jak wychodziliśmy na boisko to jeden walczył za drugiego. Dlatego w sezonie mistrzowskim na wiosnę ani razu nie przegraliśmy i straciliśmy tylko cztery gole. Teraz tego nie ma – podkreśla były reprezentant Polski.

- To wynika z prostej rzeczy: w składzie nie ma poznaniaków, ludzi stąd, którzy będą gotowi poświęcić się dla klubu. Większość piłkarzy jest z zagranicy, przychodzą tutaj do pracy i później, jak Kasper Hamalainen czy Paulus Arajuuri, nie będą mieli skrupułów, żeby zmienić ją na inną, lepiej płatną – uważa.

„Rewolucja? Nie wierzę, że nagle będzie wszystko dobrze”

Nowym trenerem Lecha będzie Dariusz Żuraw, który w tym sezonie przejął już zespół w tym sezonie po zwolnieniu Ivana Djurdjevicia. Poprowadzi Kolejorza „co najmniej do końca sezonu” – jak napisano w oficjalnym oświadczeniu na stronie klubu.

- Myślę, że tą decyzją władze chcą jeszcze w końcówce rzucić piłkarzom koło ratunkowe. Żeby utrzymali się w pierwszej ósemce, bo to jest teraz najważniejsze. Pierwsze trzy mecze Ivan wygrał, za Nawałki też te wyniki na początku były dobre. Może to znowu zadziała? Tym razem przed Lechem bardzo trudne mecze, z najlepszymi drużynami – mówi Bosacki.

Latem w Lechu Poznań ma dojść do rewolucji kadrowej. Z klubu może odjeść nawet kilkunastu piłkarzy, którzy w poprzednich latach regularnie zawodzili oczekiwania kibiców i zaczęli kojarzyć się z tymi wszystkimi wpadkami: jak finały Pucharu Polski czy utrata mistrzostwa na ostatniej prostej w poprzednim sezonie. Bartosz Bosacki jest przeciwnikiem tego pomysłu.

- Nie wierzę, że nagle klub opuści kilkunastu zawodników i wszystko będzie dobrze. Przecież było już tak, że z pierwszej jedenastki odeszło pięciu i gra się posypała. Wystarczy wyjąć trzech i to już nie funkcjonuje. Kogoś też trzeba będzie za nich sprowadzić. Wiadomo, że klub zimą się nie wzmocnił, bo trener wolał zaoszczędzić pieniądze na lato. Pytanie co teraz, skoro tego trenera już nie ma – zastanawia się.

- A czy kadra nie jest zwyczajnie za słaba jak na wymagania kibiców i władz? – pytam. - W piłce bardzo dużo zależy od głowy: nastawienia, podejścia, motywacji. Z tych piłkarzy, którzy są w składzie można było wycisnąć więcej, ale do tego potrzebne są odpowiednie warunki. Jeżeli następny trener nie będzie miał pełnego wsparcia, to też może sobie nie poradzić – przewiduje Bosacki.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.