Odsunięcie Adama Nawałki pokazało wielki problem polskiej piłki. Tu sukces jest niemożliwy

Odsunięcie Adama Nawałki od zespołu Lecha Poznań pokazuje nie tylko brak jakiegokolwiek pomysłu władz "Kolejorza" na drużynę, lecz także fatalną pozycję trenerów w polskiej piłce. Wszyscy słusznie powtarzają, że potrzebna jest wizja, praca z myślą wykraczającą poza najbliższy mecz. Problem w tym, że tak chciał zrobić Nawałka i został za to ukarany.
Zobacz wideo

- Nawałka popełnił sporo błędów. Pierwszym, gdy nie chciał wymienić kilku piłkarzy już zimą, upierając się, że najpierw musi ich sprawdzić. Transfery mniej kosztowne nazywał półśrodkami i konsekwentnie powtarzał, że ich nie potrzebuje. Pieniądze miały zostać na lato i prawdziwą rewolucję. Tyle że Nawałka stał się ofiarą jeszcze przed jej wybuchem - napisał Dawid Szymczak w swoim znakomitym komentarzu o porażce władz Lecha Poznań, Nawałki i piłkarzy.

Runda wiosenna miała posłużyć Nawałce do tego, by zdecydować, którzy piłkarze powinni zostać, a którzy muszą odejść. Zdecydować, na jakich pozycjach potrzeba wzmocnień, by Lech Poznań wreszcie zaczął grać na miarę własnych możliwości. Nie chciał wymieniać zawodników na nowych "w ciemno", myślał bardziej długofalowo. Oczywiście, ostatnie wyniki Lecha są fatalne, ale już jego poprzednik Ivan Djurdjević wielokrotnie powtarzał: spraw zaniedbywanych przez lata nie da się załatwić w kilka miesięcy. Serb dostał pół roku, za to Nawałka nieco ponad cztery miesiące. Każda zmiana tylko pogłębiała chaos jeszcze bardziej.

Adam Nawałka nie dostał takiej władzy jak Marek Papszun

Adam Nawałka nie zdążył zostać prawdziwym trenerem Lecha. Po swoich poprzednikach "odziedziczył" przepłacanych piłkarzy, od których oczekiwano mistrzostwa - chyba tylko dlatego, że grają w klubie nazywającym się Lech Poznań. Gdyby ten zespół nazywał się Zagłębie Lubin albo Śląsk Wrocław, oczekiwano by od nich awansu do pucharów. Nawałka nie dostał możliwości zrobienia w Lechu tego, co poczynił Marek Papszun w Rakowie Częstochowa. Papszun w pierwszym oknie transferowym pożegnał się z 21 piłkarzami. Po sukcesie, jakim był awans do 1. ligi, zrezygnował z kolejnych 10 zawodników.

- Wynika to z mojej relacji z panem Świerczewskim [Michałem, prezesem klubu - przyp. red.] i z tego, że na futbol patrzymy bardzo podobnie. Mamy wspólną wizję budowy drużyny i stylu, w jakim ma ona grać. Oczywiście bywa też tak, że w ocenie pojedynczych graczy się różnimy i muszę używać wielu argumentów, by przekonać właściciela. Nigdy nie zdarzyło się jednak, by po merytorycznej rozmowie omawiany gracz do nas nie trafił - tłumaczył Papszun w rozmowie z Konradem Ferszterem. To ewenement w polskiej piłce, by trener mógł prowadzić piłkarzy, których sam wybrał, trafili do klubu za jego kadencji. Teraz Raków jest na autostradzie do ekstraklasy (17 punktów przewagi nad trzecią Stalą Mielec przy jednym meczu rozegranym więcej) i zagra w półfinale Pucharu Polski. Po drodze wyeliminował Legię Warszawa i... Lecha Poznań. W żadnym ze spotkań z "polskimi gigantami" Raków nie wyglądał na drużynę grającą w niższej lidze.

Ten problem mają inne polskie kluby. Najlepszym przykładem Legia Warszawa

Trener prowadzący piłkarzy, na których sprowadzenie sam wyraził zgodę i trafili do klubu za jego kadencji, to ewenement w polskiej piłce. Wystarczy spojrzeć na Legię Warszawa: Ricardo Sa Pinto w starciu ze Śląskiem Wrocław wystawił sprowadzonych za swojej kadencji Luisa Rochę i Iuriego Medeirosa, a poza tym korzystał z zawodników Stanisława Czerczesowa (Radosław Cierzniak), Romeo Jozaka (Marko Vesović, Cafu), Deana Klafuricia (wtedy podjęto decyzję o powrocie wychowanka Mateusza Wieteski, do tego dochodzi Carlitos). Andre Martins przyszedł tuż po zwolnieniu Klafuricia, a przed zatrudnieniem Portugalczyka, Sebastian Szymański i Michał Kucharczyk to wychowankowie. Do tego dochodzi Artur Jędrzejczyk: wypożyczono go z Krasnodaru w styczniu 2016 roku za kadencji Czerczesowa, został wykupiony rok później, gdy trenerem był już Jacek Magiera. Zawodników pozyskiwało kilku różnych trenerów preferujących różne style gry, ale to nowy szkoleniowiec ma z nich zbudować drużynę grającą o mistrzostwo i walczącą w pucharach. Gdy to mu się nie uda i zostanie zwolniony, zostawia ten problem swojemu następcy.

Powód? Łatwiej zmienić trenera, aniżeli przeprowadzić rewolucję w składzie i wymienić dziesięciu piłkarzy jak Raków. W efekcie najdłużej pracującym szkoleniowcem jest Marcin Brosz - prowadzi Górnika Zabrze od czerwca 2016 roku, objął zespół, gdy spadł do pierwszej ligi. Kolejnych sześciu trenerów prowadzi swoje zespoły od 2017 roku, natomiast aż ośmiu od zeszłego roku. Brakującym, szesnastym zespołem jest Lech Poznań.

Gdy Pep Guardiola przyszedł do Manchesteru City, nie wprowadził od razu rewolucyjnych zmian. Wiedział jedynie, że potrzebny jest mu bramkarz dobrze grający nogami, dlatego odszedł Joe Hart, a w jego miejsce przyszedł Claudio Bravo. Chilijczyk zawodził, dlatego już po roku odszedł. Zastąpił go Ederson, a gdy Guardiola już wiedział, kogo potrzebuje, Manchester pozyskał jeszcze takich zawodników jak Benjamin Mendy, Danilo, Bernardo Silva, Kyle Walker czy Aymeric Laporte. Jednocześnie z klubem pożegnali się Pablo Zabaleta, Gael Clichy, Willy Caballero, Jesus Navas, Kelechi Iheanacho, Nolito, Fernando czy Aleksandar Kolarov. W Polsce Guardiola mógłby zostać zwolniony, bo Manchester City w pierwszym sezonie zajął dopiero trzecie miejsce w lidze z 15 punktami straty do Leicester City, odpadł w 1/8 finału Ligi Mistrzów i nie zdobył żadnego krajowego pucharu. Mimo to dostał zaufanie i swobodę zaufania. Podobnie Papszun w Rakowie. Za to Nawałka został odsunięty od zespołu jeszcze zanim zdążył ocenić swoich podopiecznych. Tak jak większość trenerów w ekstraklasie.

Szukając swojego Gonczarenki i Vrby

Często z zazdrością patrzymy, jak regularnie w Lidze Mistrzów widzimy takie kluby jak BATE Borysów czy Viktoria Pilzno. Zespoły z budżetami niższymi od czołowych klubów ekstraklasy. Ale Białorusini zagrali w LM dzięki nieocenionej pracy Wiktora Gonczarenki - to on wprowadził klub na inny poziom, awansując z nim trzykrotnie do LM w ciągu pięciu lat (swoją drogą, w marcu 2012 roku miał odejść z BATE właśnie do Lecha). Architektem sukcesów Viktorii jest Pavel Vrba. Przejął zespół w październiku 2008 roku, pierwszy raz awansował do LM w 2011 roku. Ten sukces powtórzył dwa lata później. Wrócił do Viktorii w lipcu 2017 roku i był o krok od awansu do ćwierćfinału Ligi Europy, po czym zdobył mistrzostwo Czech i po raz kolejny awansował do LM. Wszystko bez wielkiego budżetu i bez wielkich transferów.

W Polsce takie historie nie byłyby możliwe. Po jednym awansie do Ligi Mistrzów kolejne uznawano by za konieczność, a drugie miejsce w lidze byłoby katastrofą i przyczyną zwolnienia szkoleniowca. Nie twierdzę, że Adam Nawałka zostałby Gonczarenką czy Vrbą Lecha Poznań, albo odniósłby jakikolwiek sukces. Nikt tego nie wie. Problem w tym, że nie dostał nawet prawdziwej szansy. Zasługuje na nią każdy trener.

Więcej o:
Copyright © Agora SA