Pierwsze dwadzieścia minut było kluczowe dla przebiegu spotkania. Nie tylko z powodu bramek, ale przede wszystkim ze względu na sposób, w jaki wiślacy przejęli inicjatywę, a następnie dokładali elementy do utrzymania kontroli przez całą pierwszą połowę. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na dwie różne strategie po obu stronach barykady.
Wisła postawiła na dynamiczny futbol i swoje zasady gry podkreślała na każdym kroku – od momentu wprowadzenia piłki od tyłu. Linia obrony podchodziła bardzo wysoko, aż w okolice koła środkowego, a Sadlok w określonych przypadkach przesuwał się na połowę przeciwnika, biorąc na siebie ciężar zawiązania ataku pozycyjnego.
W powyższej sytuacji zawodnicy Białej Gwiazdy nie zdecydowali się na powrót do „bazowego” ustawienia ze względu na wysoki pressing, na który poświęcili dość sporo energii kilkanaście sekund wcześniej (przechwyt Peszki, próba stłamszenia rywala przed jego polem karnym). Dlatego po wycofaniu piłki przez Bashę, Sadlok stanął przed świetną szansą na rozciągnięcie gry. Wykorzystał moment, kiedy cała uwaga Cracovii była skoncentrowana na centralnym sektorze i zagrał w kierunku Błaszczykowskiego. Wisła zyskała element zaskoczenia. Po wymianie podań z Burligą, pomocnik oddał strzał, który został zablokowany.
Znacznie częściej ten obowiązek spoczywał na duecie Basha-Savicević. Pomocnicy w większości przypadków zaczynali w linii, ale zostawali tak tylko do momentu, gdy jeden podjął decyzję o przyspieszeniu tempa. Dzięki tej stałej kontroli rywal-kolega z drużyny, gospodarze mieli znacznie większe pole manewru. Basha mógł zostać na asekuracji w przypadku nagłej straty, podczas gdy przesuwający się wyżej Savicević, swoim ruchem wymuszał na zawodnikach z ofensywy podejście bliżej i tym samym zawężał pole gry w środkowej strefie.
Tego typu manewr pojawiał się w pierwszym etapie budowania dominacji przez wiślaków. Savicević bez większych trudności przesuwa się z piłką, żaden z rywali ani myśli go atakować. W tym czasie bardzo dużo dzieje się kilkanaście metrów dalej – Pietrzak ściął do środka, Błaszczykowski również zawęził obszar działań. Sytuacja z 10. minuty jest o tyle ciekawa, że obrazuje w jaki sposób podopieczni trenera Stolarczyka potrafili w prosty sposób nie tylko odbudować ustawienie po stracie, ale i odzyskać piłkę. Za 10 sekund Pietrzak znajdzie się tam, gdzie przed chwilą był Savicević, a lukę między zawodnikami wypełni Basha. Tym samym Cabrera nie będzie mógł wyprowadzić kontrataku, ponieważ zostanie odcięty z trzech stron jeszcze na własnej połowie (Kolar, Błaszczykowski, Basha).
Bardzo duże znaczenie miało również podejście wiślaków do pierwszych kilkunastu minut spotkania. Podczas gdy Cracovia była ustawiona głęboko na własnej połowie i pozwalała przeciwnikowi wprowadzić piłkę do gry, gospodarze na każdą stratę reagowali tak samo. Zamiast skupić się na gwałtownym powrocie do obrony, odbudowywali ustawienie na bieżąco, bazując na szybkim i zorganizowanym doskoku. Pomagały im niewielkie odległości pomiędzy poszczególnymi częściami drużyny. Robili to nie dlatego, żeby oddalić zagrożenie za wszelką cenę, a dla korzyści ofensywnych. Zaciskali kleszcze w środku pola po to, żeby przejść do drugiego etapu.
Trzeba zaznaczyć, że podopieczni trenera Probierza pozwalali przeciwnikowi na dość sporo w centralnej strefie. Chociaż pierwsza linia (Dąbrowski, Cabrera, Hernandez) naciskała na wiślaków, kiedy zawiązywali atak pozycyjny, to brakowało jej zdecydowania. Dlatego gospodarze byli w stanie bez większych trudności omijać rywali w tej fazie gry.
Między innymi właśnie ta pewność siebie jest widoczna kilka sekund przed sytuacją z grafiki powyżej, kiedy Sadlok spokojnie mógł posłać prostopadłe podanie do Kolara. Akcja nie była jednak kontynuowana tą samą strefą. Peszko zdecydował się na przeniesienie ciężaru gry w kierunku Burligi (wstrzelił piłkę w pole karne, ale jego zamiary odczytał Dytiatjew i oddalił zagrożenie).
Warto tyle uwagi poświęcić temu, w jaki sposób Wisła zyskiwała przewagę w pierwszych fragmentach spotkania, ponieważ miało to bezpośredni wpływ na wszystkie jej bramki. Około trzynastej minuty nastąpił przełom – Cracovia zaczęła nakładać na przeciwnika wyższy pressing, znacznie szybciej ograniczała mu przestrzeń do gry. Wydawało się, że w tym momencie te proporcje ulegną odwróceniu i Biała Gwiazda będzie zmuszona szukać innych rozwiązań.
Tylko że dokładnie w tym momencie, kiedy pojawiło się widmo utraty kontroli, Drzazga wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Już abstrahując od tego, czy sędzia podjął słuszną decyzję (możliwość faulu Kolara na Dytiatjewie), wiślacy natychmiast zareagowali. Nie czekali na rozwój sytuacji, a po prostu ugasili zapędy rywala – nie samą bramką, a postawą przeciągnęli kontrolę na swoją stronę. Zresztą rola nastawienia jest jeszcze wyraźniej widoczna w akcji poprzedzającej drugiego gola.
Janusz Gol nie miał nawet sekundy na zastanowienie, bo w jednej chwili został odcięty od wszystkich możliwości zagrania (z przodu Kolar, od boku Savicević i Błaszczykowski, z tyłu Basha). Savicević przejął piłkę, jego ekipa wyprowadziła kontratak pięcioma zawodnikami (czterech graczy Cracovii), a akcja nie skończyła się na zablokowanym strzale Peszki. Wiślacy – po raz kolejny – nie wycofali się, a kontynuowali grę. Basha zebrał piłkę i przerzucił ją do Burligi. Jednocześnie linia obrony „Pasów” cofnęła się bardzo głęboko, co umożliwiło wykończenie akcji duetowi Błaszczykowski-Kolar.
Bliźniacze zachowanie podopiecznych trenera Stolarczyka można zauważyć w drugiej połowie, po nieco ponad 10-minutowym okresie, kiedy goście byli stroną nadrzędną.
Wiślacy ponownie zagęścili przestrzeń w środkowej strefie zaraz po tym, gdy zaczęło się wydawać, że „Pasy” są blisko strzelenia bramki kontaktowej. Rapa został zablokowany przez Savicevicia i Peszkę, blisko ustawił się również Basha, który zaraz po tym, jak dostał podanie, rozpoczął kontratak (zagrał do Peszki). Przez cały czas trwania akcji Błaszczykowski biegł pod bramkę Peskovicia i żaden z piłkarzy Cracovii nawet nie zwrócił na niego uwagi – po raz kolejny goście ustawili się bardzo głęboko we własnym polem karnym.
Osobną kwestia są ostatnie minuty w wykonaniu podopiecznych trenera Probierza, kiedy w parze z dynamiczną grą kroczyła skuteczność (bramki Cabrery i Piszczka). Wówczas wiślacy faktycznie utracili kontrolę i nie wiedzieli, w jaki sposób zareagować. I chociaż w samej końcówce starcia bazowali na komforcie, który wynikał z trzybramkowego prowadzenia, to przez praktycznie cały mecz reagowali w odpowiednim momencie i w odpowiedni sposób. Najważniejszy był jednak sam początek, pierwsze kilkanaście minut. Wówczas doszło do połączenia trzech elementów – charakteru, precyzji i dynamiki – które pozwoliły im przejąć kontrolę nad spotkaniem.