Ekstraklasa. W ten sposób Górnik Zabrze pokonał Lecha Poznań

W Poznaniu nie ma drużyny. Jest zlepek zawodników, których nie łączy wspólny cel, a zryw jednego z nich od czasu do czasu to zdecydowanie za mało. Górnik Zabrze z łatwością poradził sobie z przeciwnikiem i wygrał 3:0
Zobacz wideo

Myślami gdzieś indziej

Lechici wychodzą na boisko, przez maksymalnie kwadrans zachowują pozory, że coś uległo zmianie na plus, po czym wracają do punktu wyjścia. Tak było zarówno tydzień temu w Legnicy, jak i wczoraj na własnym terenie. Z tą różnicą, że z Miedzią jeszcze podkręcili tempo w samej końcówce meczu.

Trudno określić, czym jest dla nich „punkt wyjścia”. Kolejorz tak naprawdę nie ma bazowego ustawienia, z którego mógłby – nawet w sposób schematyczny – skonstruować atak pozycyjny. Trudność wcale nie polega na tym, że stara się zawiązać akcję ofensywną i na pewnym etapie któryś z elementów zaczyna zgrzytać. W pewnym momencie po prostu przestaje próbować.

To zobojętnienie nie przychodzi w drugiej połowie. Pojawia się bardzo szybko, ponieważ po zaledwie kilku, maksymalnie kilkunastu minutach odważnej gry. Tak, jakby po upływie tego czasu pamięć się zerowała i ewentualnie pozostawały jakieś przebłyski w podświadomości niektórych graczy.

Problem dobrze obrazuje postawa Lecha bezpośrednio po gwizdku sędziego. W starciu z Miedzią zawodnicy wyglądali na całkiem pewnych swego i świadomych tego, co chcą zdziałać na boisku rywala. Zaczęli wysoko, starali się ograniczyć przestrzeń przeciwnikowi, zmusić go do błędu (Sapela musiał wybijać na aut) już w momencie wprowadzenia piłki do gry. Podobnie rozpoczęli mecz na własnym terenie.

Lech PoznańLech Poznań Screen C=Sport


W gruncie rzeczy chodziło o to samo, chociaż różnił się sposób, w jaki poznaniacy usiłowali przejąć inicjatywę. Również wydawało się, że mają pomysł na ten mecz, ale zamiast agresywnego pressingu w pierwszych sekundach, postawili na większe zaangażowanie środkowej strefy. Tiba i Gajos pokazywali się do gry stoperom, pomagając z zawiązaniem ataku, a jednocześnie pozycję wypracowywał sobie Amaral. Lechici reagowali dość dynamicznie, byli w stanie w dość prosty sposób przenieść się pod pole karne zabrzan i zakończyć akcję strzałem w kierunku bramki (jak np. w 11. minucie po dobrym odbiorze Tomasika i rozprowadzeniu gry przez Jevticia). Zamiast „rwanego” doskoku linii ataku, wydawało się, że w ich grze będzie jakaś organizacja.

Cierpliwości wystarczyło na około 15 minut. Po kwadransie zawodnicy przestali realizować jakikolwiek plan i równie dobrze mogliby rozłożyć ręce w geście bezradności.

Poznański kanion

Nie zrobili tego dlatego, że wypadł im z gry ważny piłkarz lub Górnik nagle podkręcił tempo. Po prostu przestali się starać. Po raz kolejny, nagle, z własnej nieprzymuszonej woli.

Kanion w środkuKanion w środku C+Sport

Drużyna całkowicie się rozjechała. Gdyby ktoś włączył mecz po 20. minucie, to nie uwierzyłby, że Kolejorz wcześniej chociaż podejmował próby gry bliżej siebie, w jakimś mniej lub bardziej zrozumiałym ustawieniu. Vujadinović w powyższej sytuacji, jak można by się było spodziewać, nie zdecydował się na dalekie zagranie w kierunku Tomasika, a wycofał piłkę do Buricia.

Można odnieść wrażenie, że albo zawodnicy mają czyszczoną pamięć po wejściu na boisko, albo z jakiegoś powodu metody treningowe do nich nie trafiają. Niezależnie od tego, kto gra w środku pola (De Marco-Gajos i wyżej Tiba lub Gajos-Tiba), nie ma podziału obowiązków.

Widać to nie tylko w momencie wprowadzenia piłki do gry, gdy albo obaj są ustawieni w jednej linii w okolicach koła środkowego, albo jeden chowa się za rywalem na jego połowie, a drugi robi to samo tylko nieco bliżej stoperów. Ten całkowity brak komunikacji odbija się również na reakcji w obronie.

Spychanie odpowiedzialności

Problem bardzo dobrze obrazuje akcja bramkowa na 1:0. Lech po stracie ani nie odbudował ustawienia w defensywie, ani nie starał się odebrać przeciwnikowi piłki i uniemożliwić mu rozprowadzenie ataku.

Lech PoznańLech Poznań C+Sport

Przede wszystkim warto zwrócić uwagę, co się wówczas dzieje w linii obrony. Gumny i Makuszewski zostali na flance, w okolicach 30. metra przed bramką zabrzan, co doprowadziło do zawężenia defensywy – Tomasik jest ustawiony obok Vujadinovicia, Rogne w bocznym sektorze. Rogne i Tiba doskoczyli do przeciwnika na skrzydle, ale byli na tyle niezdecydowani, że z powodzeniem zdążył zagrać do Mystakidisa. Tomasik również wystartował zbyt późno – praktycznie wtedy, kiedy Grek był w gotowości do przyjęcia podania. Chociaż Vujadinoviciowi wydawało się, że zapobiegawczo ustawia się na przecięciu zagrania Mystakidisa, to kiedy już miał interweniować, wywrócił się i piłkę opanował Jimenez.

Lechici nie wiedzą (lub nie chcą wiedzieć), w którym momencie powinni wrócić do obrony i kto powinien to zrobić. Żeby tego było mało, kiedy już to robią, to tylko na pół gwizdka, bez przekonania czy zamiaru interwencji. To niezdecydowanie ma bezpośredni wpływ na reakcję zawodników – zastanawiają się na tyle długo, że rywal w tym czasie zdąży zaplanować cały atak.

Zdecydowanie nie był to jednorazowy przypadek. Sekulić wyskoczył przed Amarala dokładnie wtedy, kiedy zagrywał do niego Tomasik. Gracz Górnika mógł wówczas z powodzeniem podać do Mystakidisa. Tymczasem boczny defensor Kolejorza starał się naprawić swój błąd, ale nie za sprawą krycia Matrasa lub Greka, a ustawiając się między nimi – na przecięciu podania. Jak łatwo można się domyślić, nie przejął piłki.

Wąska defensywa LechaWąska defensywa Lecha C+Sport

Na powyższej grafice widać, co się działo 5 sekund po rozegraniu w bocznym sektorze. Chociaż duet Gajos-Tiba wrócił przed linię obrony i kontrolował ruch rywala (ponownie, wystartowali zbyt późno), to w tym samym czasie Gwilia miał mnóstwo miejsca przed bramką. Ostatecznie jego strzał obronił Burić.

Wszechobecne wahanie

Wszystkie problemy Lecha mają swój początek w spóźnionej reakcji. Zawodnicy są tu i teraz. Nie przewidują, nie starają się odczytywać zamiarów przeciwnika nawet na krok do przodu. I to też pokazuje, dlaczego warstwa błędów jest coraz grubsza.

Mateusz MatrasMateusz Matras C+Sport

Korekta ustawienia przychodzi poznaniakom z trudem. Defensywa znowu zostaje złapana na wąskim ustawieniu, ale nie ma to żadnego wpływu na zagęszczenie środka pola (Gajos został na połowie rywala, Tiba nie wie czy skupić się na bezpośrednim wsparciu duetu Rogne-Vujadinović, czy doskoczyć do Matrasa. Ostatecznie wybiera drugą opcję, ale jest już za późno – piłka trafia do Angulo.

Druga akcja bramkowaDruga akcja bramkowa C+Sport

Zresztą całkiem podobnie zachowała się obrona Kolejorza przed golem Angulo. Hiszpan przez cały czas, kiedy Jimenez prowadził piłkę, biegł w pole karne przeciwnika. Gajos ponownie nie wrócił „na tyły”, a Tiba w ogóle nie realizował zadań właściwych dla zawodnika, który powinien asekurować linię defensywy. W tym przypadku biernie patrzył na to, jak bardzo Gumny nie radzi sobie z Jimenezem.

Trener Nawałka drugi raz na konferencji pomeczowej powtarza, że niczego nie będzie analizował na gorąco. A może właśnie tego potrzebują jego podopieczni? Tylko raczej nie w stylu wędki dla Jóźwiaka (przyp. red. w meczu z Miedzią opuścił boisko w 41. minucie), a reakcji, która faktycznie będzie miała wpływ na obraz gry. W każdym meczu lechici popełniają te same błędy lub ewentualnie dokładają nowe. Dosłownie i w przenośni stoją w miejscu, a przecież nikt w tabeli nie będzie na nich czekał

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.