Maciej Stolarczyk: Tylko po pierwszym meczu miałem poczucie, że zespół nie funkcjonuje dobrze. Później nie punktowaliśmy, ale były symptomy wskazujące na to, że będzie lepiej.
To był specyficzny mecz. Najpierw piękną bramkę strzelił Radek Majewski, później sędzia podyktował rzut karny. Zdawaliśmy sobie sprawę, że Pogoń umie się bronić i przebicie się przez mur nie będzie łatwe. Gole stracone w pół godziny zdeterminowały przebieg meczu. Pogoń utrzymywała się przy piłce, co podcięło nam skrzydła. Dopiero po przerwie zaczęły pojawiać się sytuacje, strzeliliśmy dwie bramki. Zabrakło jednak czasu na zmianę rezultatu.
Nie zgadzam się. Gdyby tak było, to z piłkarzy po trzecim golu Pogoni zeszłoby powietrze. Zamiast tego walczyli do ostatniej sekundy i do remisu zabrakło im może kilku minut. Dzięki determinacji też pokonaliśmy Śląsk Wrocław, który umie grać w piłkę. Dla mnie podejście piłkarzy do rywalizacji jest jak najbardziej w porządku. Czasem brakuje tylko argumentów w postaci gry. Jesienią pokazaliśmy, że potrafimy grać piłkę miłą dla oka, a teraz ludzie pytają: dlaczego jest gorzej? Jest gorzej, bo budowa zespołu to naprawdę skomplikowany proces. Zimą straciliśmy połowę podstawowego składu. Zbudowanie drużyny od nowa musi potrwać.
Nawet jesienią, gdy momentami prezentowaliśmy naprawdę dobry futbol, mówiłem, że przed nami jeszcze dużo pracy. Zdania nie zmieniłem. Trwa proces, którego osią jest właśnie praca.
Na pewno Kuba i Sławek to wartościowi piłkarze. Potrzebują jednak jeszcze trochę czasu, aby być w optymalnej formie. Nie chciałbym też oceniać moich zawodników indywidualnie.
Robimy wszystko, by stało się to jak najszybciej. Znamy przecież ich olbrzymie możliwości.
Nie mam z nim najmniejszych problemów. Wręcz przeciwnie. Mimo iż Sławek ma już swoje lata, to drzemie w nim wciąż determinacja, aby pokazać swój talent. Na dodatek większość piłkarzy Wisły znała go z Ekstraklasy, albo reprezentacji, więc zaaklimatyzował się szybko.
Nie jestem selekcjonerem, nie wiem, jaki ma plan na drużynę.
Na treningach Kuba pracuje na to, aby znaleźć się wśród powołanych, ale decyzja należy do Jerzego Brzęczka. Jeśli mam odpowiedzieć jako kibic, to chciałbym oglądać Kubę w kadrze.
Selekcjoner często bywa na naszych meczach, obserwuje piłkarzy, a później pojawia się w okolicach szatni. Wtedy jest chwila, by podyskutować. Także o Kubie Błaszczykowskim.
Trzeba pamiętać, że selekcjoner Brzęczek bierze pod uwagę zawodników o różnych profilach. Kadra jest jak organizm: do funkcjonowania potrzebuje określonych ludzi, o konkretnych umiejętnościach, czy charakterach. Nie zawsze są to piłkarze będący w najwyższej formie. Dlatego powołania wzbudzały i będą wzbudzać emocje. Tak, jak przed mistrzostwami świata.
Potrzebuje jeszcze kilku tygodni. Trenuje, ale do gry nie jest jeszcze gotowy. By wrócić, musi być maksymalnie przygotowany, bo upadek mógłby skończyć się dla jego zdrowia tragedią.
Muszę szczerze przyznać, że o całej sytuacji dowiedziałem się dopiero po meczu. W ogóle tego nie odczułem. Słyszałem wspierających nas kibiców, którzy przy stanie 0:3 nie przestali dopingować Wisły i wierzyli w to, że mimo wszystko uda nam się odmienić losy spotkania.
Moim zdaniem nadszedł czas na zjednoczenie wszystkich sił do pomocy klubowi.
Na mecze powinni przychodzić kibice, którzy chcą wspierać swoją drużynę. Nie zależy nam na elementach opraw, które kojarzone są jednoznacznie negatywnie. Jako trener chciałbym mieć na trybunach osoby, które chcą spędzić u nas czas z rodziną, dziećmi, chcą obejrzeć sportową walkę. Mam świadomość, że wśród ultrasów też są ludzie oddani Wiśle do końca życia. Wspierali nas na wielu płaszczyznach: kupowali akcje, koszulki, czekali na nas w nocy pod stadionem po przegranym meczu w Gdyni, by wesprzeć nas dobrym słowem. Mój przyjaciel zaprasza nas do swojej restauracji i gości po królewsku nie biorąc za to nawet złotówki. Takie pozytywne gesty zapadają w pamięć. Na Wisłę zwrócone są dziś oczy całej Polski i wydaje mi się, że to moment, gdy wszyscy musimy pokazać siłę oraz jedność.
W swoim domu każdy lubi czuć się dobrze. Dlatego chciałbym, aby doping był w meczu z Cracovią, czy Legią Warszawa. Jeśli będzie taki, jak na Pogoni, to na pewno nam to pomoże.
W naszej sytuacji najpierw musieliśmy określić priorytety. Jednym z nich było utrzymanie w klubie zawodników, którzy mogą odejść za darmo. Pomagali w tym kibice, biznesmeni, całe środowisko. I kilku chłopaków, jak Marko Kolar i Vullnet Basha, udało się zatrzymać. Gdy zostali, uznałem, że idziemy w dobrą stronę. Jednocześnie nowym piłkarzom nikt nie mógł obiecać konkretów. Nie było regularnych wypłat, licencji. Nie wiedzieliśmy, czy przystąpimy do rozgrywek. Korzystaliśmy więc z okazji. Tak pozyskaliśmy Peszkę, Burligę i Klemenza.
W szatni pierwszego zespołu mamy pięciu obcokrajowców, w tym trzech gra w regularnie. To chyba nie jest tak dużo? Jesteśmy jednym z zespołów, który mocno stawia na Polaków. Tak naprawdę to u mnie grają najlepsi, narodowość nie ma znaczenia. Konstrukcja zespołu jest taka, że mamy i młodych Polaków, i doświadczonych, i kilku niezłych obcokrajowców.
Z Tijaniciem przesądziła kwestia zdrowia – na decyzję wpłynęły pewne parametry. Podobnie było w przypadku Czelicia, dlatego klub nie zdecydował się zakontraktować tych piłkarzy.
Ci chłopcy mają po szesnaście lat. Dajemy im więc czas na naukę. Jeśli już dostaną szansę, to nie dlatego, że są młodzi, tylko dobrzy. Tak jak Patryk, który miejsce w składzie wywalczył sobie pracą na treningu. Teraz czeka go kolejne wyzwanie, bo na jego pozycji gra Savicević. Niech walczą o wyjściowy skład. Rywalizacja pozwoli wszystkim wejść na wyższy poziom.