Ricardo Sa Pinto: Krzysztof Mączyński wbił mi nóż. Próbował nas zabić, ale klub jest większy od niego

- Termin tego wywiadu też jest nieprzypadkowy, bo udzielił go po tym, jak Legia przegrała dwa mecze. Próbuje nas zabić, ale nie może, bo Legia jest znacznie większa niż on! Myślał, że jesteśmy słabi, ale to brak szacunku dla Legii - tak wywiad Krzysztofa Mączyńskiego dla "Przeglądu Sportowego" skomentował trener mistrzów Polski, Ricardo Sa Pinto.
Zobacz wideo

W piątek w "Przeglądzie Sportowym" ukazał się wywiad, w którym Krzysztof Mączyński zdecydował się odpowiedzieć na zarzuty, jakie w jego kierunku kierował Ricardo Sa Pinto. Portugalski trener mówił m.in. o kulisach przesunięcia pomocnika do rezerw oraz jego nastrojach, które miały psuć atmosferę w szatni.

- Będę się bronił, bo zbyt długo i ciężko pracowałem na swoje nazwisko. Nie pozwolę, by przebieraniec z Portugalii obrażał mnie i w konsekwencji moją rodzinę - odpowiedział Mączyński.

Do jego słów w "PS" Sa Pinto odniósł się na konferencji prasowej po wygranym 2:0 meczu z Miedzią Legnica.

O przesunięciu do rezerw:

Mączyński: Mieliśmy, co chcę podkreślić, wolne, byłem w domu. O godzinie 11 dostałem telefon, że natychmiast mam przyjechać do klubu. Informację przekazywał mi kierownik, ale słyszałem trenera, który był obok. Tłumaczyłem, że tak szybko nie mogę, bo dzieci są na zajęciach i będę musiał się nimi zaopiekować, więc przyjadę przed zaplanowanym na 17 treningiem. Ale reakcja trenera była ostra: „To są moje rodzinne sprawy, które go nie interesują i jeśli w 30 minut nie pojawię się w klubie, wiadomość, że nie wykonuję jego poleceń, zostanie przekazana do prezesa”. Przyjechałem bardzo zdenerwowany, a trener tylko dolał oliwy do ognia. Usłyszałem, że na razie nie ma dla mnie czasu, bo rozmawia ze sztabem. Mówię mu, że mamy czas dla siebie i muszę odebrać dzieci z zajęć, a on jeszcze raz: kompletnie go to nie interesuje, on jest tu najważniejszy, a ja mam być na każde polecenie, bo jestem pracownikiem klubu. Wtedy już czułem, o co chodzi. Obecność świadka przy naszej rozmowie była konieczna i teraz bardzo się cieszę, że o to zadbałem. Chciałem też dobrze zrozumieć każde jego słowo, bo on nie mówi po polsku. Zależało mi też, żeby on uważnie wysłuchał mojej argumentacji.

Sa Pinto: Po pierwsze, piłkarze nie mieli tego dnia wolnego, bo mieli zaplanowany na popołudnie trening. Po drugie, mamy pewien program, plan i zasady. Ja mogę je oczywiście zmieniać, bo ja jestem trenerem i o tym decyduję. Mogę ten plan dostosować do oczekiwań drużyny. Jestem profesjonalistą i jeśli nawet mam wolne, a prezes chce ze mną porozmawiać, to ja z nim rozmawiam, bo to on jest szefem. Jedną rzecz mogę potwierdzić - rodzina jest najważniejsza i ja to rozumiem. Powiedziałem mu, że jeśli potrzebuje 1-2 godzin na zorganizowanie opieki dla dzieci, to nie ma problemu, będę czekał w klubie. Mączyński pojawił się po 30 minutach, ale ja wcale nie mówiłem "bądź teraz", tylko dałem mu czas na załatwienie spraw i zorganizowanie się. Ja jestem profesjonalistą i tylko wykonuję swoją pracę najlepiej jak potrafię - powiedział Portugalczyk cytowany przez portal legioniści.com.

O transferach:

Mączyński: Nigdy nikomu na treningu się nie stawiałem, bo tak mnie wychowano. Do automatycznego przedłużenia kontraktu z Legią zostawało mi kilka meczów. Myślę, że trener dobrze o tym wiedział. Czy to przypadek, że transfery do klubu są pilotowane przez tego samego menedżera, który reprezentuje trenera? Moje odsunięcie od pierwszej drużyny spowodowało, że zwolniło się miejsce dla jego piłkarza. A przecież na początku trener był ze mnie bardzo zadowolony, a potem nagle pojawiły się krytyczne uwagi, wytykanie błędów, obarczanie winą. Było to przygotowywanie gruntu pod usunięcie mnie z drużyny, tak jak robi to z innymi.

Sa Pinto: Muszę skonsultować się z prawnikami, bo to kłamstwo. To nie trener sprowadza zawodników do klubu, tylko dyrektor sportowy i prezes. Trener analizuje i wyraża opinię na temat danych zawodników, ale nie podejmuje ostatecznej decyzji co do transferu. To tak nie działa. Była sytuacja, kiedy przekazałem Radkowi Kucharskiemu kilka nazwisk, ale on był innego zdania i ci zawodnicy do Legii nie trafili. Ja nie podejmuję decyzji jednoosobowo. Jeśli chodzi o moje przyjście do Legii, to mój agent tak naprawdę nie jest moim agentem. Pierwszy raz współpracowałem z agentem, który pomagał w moim przejściu do Legii, nie mamy żadnych prywatnych relacji. Nie mam problemu z tym, że jakiś agent sprowadzi do klubu zawodników, a inny sprowadzi kolejnych, o ile są to jakościowi gracze. Problemem jest insynuowanie, że ja mam interes w sprowadzaniu zawodników przez konkretnych agentów. 

O wspólnych kolacjach:

Mączyński: Nie były tanie, zgromadzone pieniądze nie wystarczały. Po jednym treningu zaproponowaliśmy trenerom z Portugalii, żeby dorzucili się do „skarbonki”. A Sa Pinto: „Co?! Sztab szkoleniowy ma się dołożyć?! Nie, to tylko wy macie płacić”. Taka to była integracja. My płaciliśmy, on delektował się najdroższymi winami w lokalu.

Sa Pinto: Uśmiałem się jak to czytałem. Zrobiono ze mnie złego człowieka. Ja i sztab zaproponowaliśmy, że zapłacimy za kolację, ale zawodnicy postanowili się złożyć i sami to zrobić. Innym razem poniosłem 60% kosztów kolacji z drużyną z własnej kieszeni. Tak już jest w rodzinie - raz ja zapraszam ciebie, raz ty mnie. Kto nie czuje ducha drużyny, nie zrozumie tego. 

"Mączyński nie zaakceptował prawdy"

- Na koniec chciałbym powiedzieć, dlaczego w ogóle tracimy czas na kogoś, kto nie zasługuje na mój czas i szacunek. Ja miałem odwagę powiedzieć przy drużynie, że on nie ma odpowiedniej jakości, żeby grać w Legii, żeby być w pierwszej drużynie. Chciałem spotkać się z nim sam na sam i porozmawiać, ale on się uparł, żeby zawołać kierownika. Kierownik może potwierdzić moje słowa. Powiedziałem Krzyśkowi, że nie dostanie szansy na grę, bo nie jest lepszy od innych zawodników, że nie sprawdzi się w systemie, w jakim chciałbym grać. Mówiłem, że szanuję jego pracę i osiągnięcia w innych klubach i reprezentacji i wiem, że nie akceptuje tej sytuacji. To normalne, bo wcześniej grał cały czas, ale nie potrzebuję w mojej drużynie takich zawodników, którzy mają jedno celne podanie, a za chwilę trzy niecelne, jeden dobry odbiór, a następnie trzy złe, itd - podsumował Sa Pinto.

- Potrzebuję jakościowych, stabilnych zawodników. Wyjaśniłem, że lepsze dla drużyny, mnie i jego samego będzie żeby przeszedł do rezerw i poszukał tam dla siebie jakiegoś rozwiązania, zanim wydarzy się coś naprawdę złego. Mamy na jego pozycję Cafu, Andre, Antolicia. Ponieważ on nie akceptuje prawdy, wbija mi nóż. To niewiarygodne, że marnuje mój i wasz czas na to wszystko. Termin tego wywiadu też jest nieprzypadkowy, bo udzielił go po tym, jak Legia przegrała dwa mecze. Próbuje nas zabić, ale nie może, bo Legia jest znacznie większa niż on! Myślał, że jesteśmy słabi, ale to brak szacunku dla Legii, dla byłych kolegów z drużyny, dla kibiców. Myślał tylko o sobie, a nie o klubie, zresztą jak zawsze do tej pory. Ja nigdy nie okłamuję swoich zawodników, wspieram ich, mówię prawdę, nie sprzedaję marzeń - czy to się komuś podoba, czy nie. Mam nadzieję, że szybko zapomni moje nazwisko, bo ja jego już zapomniałem i nigdy więcej już nie odniosę się do tej sytuacji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.