Legia Warszawa znalazła prosty sposób na wygranie ekstraklasy, inne drużyny jej nienawidzą

Legia Warszawa znalazła prosty sposób na wygranie ekstraklasy, inne drużyny jej nienawidzą - tak z przymrużeniem oka, posługując się frazesem z reklam napotkanych w internecie, można napisać o drużynie Ricardo Sa Pinto. Co to za sposób?
Zobacz wideo

65. minuta meczu z Wisłą Płock, rzut rożny dla Legii Warszawa. Piłkę w pole karne dostarcza Sebastian Szymański, przy dalszym słupku walkę z obrońcami wygrywa Artur Jędrzejczyk i po chwili już salutuje w kierunku Ricardo Sa Pinto, meldując wykonanie zadania. To był 15. gol Legii w lidze strzelony po stałym fragmencie gry, a doliczając pozostałe rozgrywki - 25. Równo połowa bramek mistrzów Polski w tym sezonie padła właśnie w ten sposób. Stałe fragmenty to atut, z którego drużyna Ricardo Sa Pinto chętnie korzysta. I zapewne korzystać będzie nadal, i to jeszcze częściej niż dotychczas, bo zimą na doskonalenie tego elementu poświęcono mnóstwo czasu.

Teraz atut, wcześniej słabość

W tej chwili Legia jest trzecią drużyną w ekstraklasie, jeśli chodzi o gole strzelone po stałych fragmentach gry. W ten sposób pada 42 proc. jej bramek. W tym aspekcie lepsze statystyki mają tylko Wisła Płock (43 proc.) i Pogoń Szczecin (44 proc.). W przypadku Legii zmiana jest jednak widoczna, i to bardzo, bo jak spojrzymy na poprzednie lata, zobaczymy, że stałe fragmenty gry to była duża słabość legionistów. W sezonie 2017/18 mistrz Polski zdobył w ten sposób zaledwie 29 proc. bramek (trzeci najgorszy wynik w lidze), w 2016/17 - 25 proc. (najgorszy wynik w lidze), a w 2015/16 - 21 proc. (drugi najgorszy wynik w lidze - dane za EkstraStats.pl).

- Stały fragment to element futbolu, który teoretycznie najłatwiej wypracować. I widać było już jesienią, że Legia próbuje to zrobić. Że nie stara się za wszelką cenę dominować i prowadzić grę, tylko korzysta z wypracowanych schematów. Drużyna Sa Pinto przypomina mi trochę Atletico, oczywiście z zachowaniem wszelkich proporcji, bo podobnie jak zespół Diego Simeone - szczególnie ten z mistrzowskiego sezonu 2013/14 - stara się korzystać właśnie ze stałych fragmentów, kontrataków, a do tego bardzo uważnie gra w obronie - zwraca uwagę Maciej Murawski, ekspert od ekstraklasy w NC+.

Legia pełna tajemnic

Skuteczna gra w obronie, przygotowanie fizyczne i właśnie stałe fragmenty gry. Choć pozornie taka gra nie kryje w sobie wielu tajemnic, to jednak tych w Legii wcale nie brakuje. Zauważył to ostatnio nawet Michał Probierz. - Trudno dowiedzieć się pewnych rzeczy z obozu rywala, bo wszystko jest pozamykane. U nas jest zupełnie na odwrót. Nie robimy tajemnic, nie ryglujemy drzwi z każdej strony - mówił trener Cracovii. Na odpowiedź ze strony Legii nie musiał długo czekać. - W futbolu nie ma już żadnych tajemnic. Teraz każdy ma informacje o każdym - odparł Sa Pinto na piątkowej konferencji. I zaczął wymieniać atuty Cracovii, z którą Legia w niedzielę o 18 zagra na Łazienkowskiej: - Dużo biega, potrafi wykorzystać sytuacje ze stojącej piłki, jest dobrze zorganizowana w defensywie. Zazwyczaj zaczyna mecze w systemie 4-1-4-1, co oznacza, że w niedzielę prawdopodobnie ustawi się na własnej połowie i będzie czyhała na nasze błędy - analizował najbliższego rywala Portugalczyk.

Murawski: - Trenerzy z ekstraklasy skupiają się przede wszystkim na tym, by nie stracić bramki. Nie ryzykują, nie podejmują wyzwania, nie chcą grać ofensywnie, ładnie dla oka. To jest oczywiście trudne do zrealizowania, bo nasi piłkarze nie są przyzwyczajeni do ataku pozycyjnego, ale jednak od takich drużyn jak Legia, Lechia czy Lech właśnie tego bym oczekiwał. Że będą podejmować ryzyko, że wykreują spektakl, na który kibice chętnie kupią bilety i przyjdą na stadion. Ale niestety tego nie robią. W zasadzie jedyną drużyną, na którą patrzy się dziś z przyjemnością, jest Pogoń Szczecin, no i może jeszcze Korona Kielce - wskazuje Murawski.

„Nie robiłbym z tego dramatu”

Wiosną dużego ryzyka w grze Legii raczej nie zobaczymy. Piszemy raczej, bo tak naprawdę plan zimowych przygotowań były chyba jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic przez Sa Pinto. W ostatnich latach co prawda już przywykliśmy do tego, że w sezonie większość treningów Legii jest zamknięta dla dziennikarzy. Ale co innego obozy, kiedy poprzednicy Sa Pinto - zarówno latem, jak i zimą (a szczególnie zimą) - pozwalali dziennikarzom na więcej. Nie zamykali treningów, a już na pewno nie utajniali sparingów. Tym razem było jednak inaczej. Zimą tylko jeden z sześciu meczów kontrolnych był pokazywany przez klubową telewizję. Do tego blisko połowa jednostek treningowych na boisku była całkowicie lub częściowo zamknięta dla dziennikarzy, którzy polecieli za Legią do Troi. Jak nie trudno się domyślić, akurat była to ta połowa, kiedy Sa Pinto doskonalił pomysły taktyczne. Czyli m.in. właśnie wypracowywał nowe warianty rozegrania stałych fragmentów gry w ofensywie, których Legia na wiosnę ma podobno przygotowanych ponad 20.

- Sa Pinto zamyka treningi? Nie robiłbym z tego wielkiego dramatu. Futbol niestety zmierza w tę stronę. Kiedyś wszystko było otwarte, można było zobaczyć praktycznie każdy trening Bayernu. To zaczęło się zmieniać kilka lat temu. Mniej więcej w tym czasie, jak do Monachium trafił Pep Guardiola. Pamiętam, że Hiszpan po przyjściu do Bayernu zażyczył sobie, by jedno z boisk treningowych otoczyć specjalnymi kotarami. No, ale co innego treningi, a co innego sparingi. Zamykanie ich to jednak dla mnie trochę przesada. Oczywiście Sa Pinto ma do tego pełne prawo, ale jednak piłka nożna powinna być dla kibiców, a sparingi to część widowiska - kończy Murawski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.