Lechia Gdańsk - Pogoń Szczecin 2:1. Pragmatyczny futbol wystawiony na próbę

Jedna drużyna wycofana, druga - wręcz przeciwnie - dynamiczna, odważna i pełna werwy. Chociaż Portowcy zawiesili poprzeczkę bardzo wysoko, to zamiast z punktami, wrócili z frustracją i lekkim optymizmem na kolejne spotkania.
Zobacz wideo

Konsekwencja na dwa sposoby

W Gdańsku nic się nie zmieniło. Trener Stokowiec twardo obstaje przy swojej strategii i nie zamierza jej modyfikować. Tak naprawdę nie ma takiej potrzeby – nikt w Ekstraklasie nie zdołał na tyle znacząco wpłynąć na ostateczny rezultat, żeby w sztabie szkoleniowym zapaliła się czerwona kontrolka.

Strategia na tym etapie rozgrywek jest dopracowana do takiego stopnia, że mechanizm powrotu na własną połowę działa naprawdę nieźle. A jeśli któryś element nagle przestanie funkcjonować, to i tak z rękawa wysypie się plan „B” lub „C” w postaci świetnej interwencji Kuciaka, czy bardzo dobrze wykonanego stałego fragmentu gry, który odwróci losy starcia.

Właśnie tak wyglądał mecz z Pogonią – była o krok od uruchomienia sygnału alarmowego. Jej również nie brakowało konsekwencji. Tak naprawdę o porażce przesądziły małe błędy, jak np. faul Delewa, po którym sędzia podyktował rzut wolny, a dośrodkowanie Łukasika trafiło wprost na głowę Paixao (zwycięska bramka). Portowcy przez całe spotkanie utrzymywali wysokie tempo, każde podanie uruchamiało kolejne dzięki dobrej organizacji w centralnej strefie.

Boiskowe kontrasty

Różnica nie polegała jedynie na ogólnym zarysie taktyki, ale przede wszystkim pojedynczych elementach, które złożyły się na całokształt. Podczas gdy szczecinianie wykorzystywali całą energię na utrzymanie się przy piłce, gdańszczanie wystrzegali się ryzyka jak ognia. – Powiedziałem, że możemy grać brzydko. Dla nas liczą się skuteczność i punkty – stwierdził na konferencji szkoleniowiec gospodarzy. Tak naprawdę to jedno zdanie mogłoby posłużyć za podsumowanie kontrastu między zespołami. Równie dobrze trener Runjaic mógłby zakazać swoim podopiecznym wybijanie piłki na oślep.

AnalizaAnaliza Screen z TV

Podobnie jak przed przerwą zimową, szczecinianie bardzo chętnie korzystali z manewru z odrywającym się od nominalnej pozycji stoperem. Na powyższej grafice widać, jak Malec przesuwa się bliżej środka pola, ściągając na siebie uwagę trzech zawodników rywala, co otwiera drogę Matyni w bocznym sektorze boiska. Ostatecznie akcja zakończyła się dośrodkowaniem w pole karne gdańszczan.

To, co przede wszystkim zwraca uwagę w drużynie Pogoni, to nieustanny ruch bez piłki. Samo wyjście środkowego obrońcy nie miałoby tyle sensu, gdyby nie jednoczesne działanie pozostałych zawodników. Warto zwrócić uwagę, co się wówczas dzieje w środku pola. Jeszcze zanim Kubicki odciął jedną możliwość zagrania, Malec mógł z powodzeniem zagrać do Majewskiego, który przez cały czas utrzymywał się blisko niego. Co więcej umożliwiło to Buksie swobodny dostęp do pola karnego. Jednocześnie Podstawski uzupełnił miejsce z tyłu, żeby w razie straty ograniczyć ryzyko groźnego kontrataku.

Mecz w środku pola

Manewr ze stoperem pokazuje, jak wiele energii Portowcy wkładali w „zwyczajne” pokazanie się do gry. Za każdym razem pojawiało się kilka możliwości podania. Z tego powodu przez długie fragmenty gospodarze byli zamykani na własnej połowie i zmuszani do odcinania poszczególnych ścieżek bezpośrednio przed własnym polem karnym. Szczecinianie starali się rozciągać obronę przeciwnika i do momentu ostatniego podania lub strzału wychodziło im to naprawdę dobrze. Podobnie jak Lechia, bazowali na niewielkich odległościach pomiędzy zawodnikami, ale w

przeciwieństwie do rywala z Gdańska, zamiast kilku kroków na niewielkiej przestrzeni, wykonywali przynajmniej kilkanaście, bazując na dynamicznym doskoku.

AnalizaAnaliza Screen


Majewski zmusił Nalepę do przesunięcia się do linii bocznej, ale momentalnie jego miejsce na środku obrony zajął Fila. Do defensywy wrócił Paixao odcinając z jednej strony Matynię, podczas gdy w zasięgu obu przeciwników znajdował się Kubicki. Przesunięcie w głąb własnej połowy umożliwiło Pogoni przejęcie środka pola – duet Guarrotxena-Podstawski mógł z powodzeniem przenieść ciężar w gry w kierunku Delewa i Steca.

AnalizaAnaliza Screen z TV

Lechiści bardzo dobrze radzili sobie z dynamicznymi atakami przeciwnika. Nawet po golu na 1:1 grali pasywnie i opierali swoją strategię na tym, co doskonale znają – przesuwaniu się o kilka metrów. Bardzo dobrze jest to widoczne na grafice powyżej, kiedy Portowcy usilnie rozciągali defensywę gospodarzy, a i tak za każdym razem napotykali opór. Albo jeszcze przed polem karnym, albo po dośrodkowaniu z bocznego sektora. To drugie było możliwe z dwóch powodów. Przede wszystkim ze względu na bardzo wąskie ustawienie gdańszczan w linii obrony, które umożliwiało szarże bocznemu obrońcy/Delewowi, ale również pasywną grę na flance.

AnalizaAnaliza Screen z TV


Podopieczni trenera Stokowca byli skoncentrowani na poprawnym ustawieniu we własnym polu karnym (i wierze w Kuciaka), przez co bardzo często zaniedbywali skrzydła. Żukowski nie do końca radził sobie z utrzymywaniem odpowiedniej odległości od środkowych pomocników-Mladenovicia, przez co duet Delew-Stec mógł znaleźć się w sytuacji 2v1 i przygotować dośrodkowanie w pole karne lub po prostu ściąć do środka.

Bez nagrody za styl

Wyższe tempo wyraźnie odbiło się na grze obronnej Lechii. Podczas gdy w pierwszej połowie była pasywna, ale raczej potrafiła zareagować w odpowiednim momencie, tak w drugiej części meczu popełniła mnóstwo błędów. Przede wszystkim wpływ miała bramka wyrównująca.

AnalizaAnaliza Screen z TV


Portowcy zaczęli doskakiwać do rywala jeszcze szybciej, podchodzić znacznie wyżej i zostawiali mu jeszcze mniej miejsca. To wszystko sprawiło, że stoperzy (Nalepa, Augustyn) w wielu przypadkach musieli albo zagrywać daleko w kierunku ataku, albo oddawać piłkę Kuciakowi, żeby nie narazić się na odbiór przed własnym polem karnym.

AnalizaAnaliza Screen z TV

Wysoki pressing nie był największym problemem gospodarzy. Znacznie gorzej radzili sobie z rozegraniem Pogoni w bocznych sektorach boiska. Kiedy Buksa ściągnął na siebie uwagę Kubickiego i Fili, pozostała część defensywy cofnęła się na 11. metr. Duet Delew-Guarrotxena pozostał bez krycia, ale po raz kolejny szczecinianie nie byli w stanie wykorzystać przewagi.

Mimo że Lechia przez większą część meczu była wycofana na własną połowę i nie podejmowała ryzyka, to w jednym elemencie górowała nad rywalem. Podopieczni trenera Stokowca potrafili wykorzystać stałe fragmenty gry (dwa rzuty wolne) i w ten sposób przeciągnąć szalę zwycięstwa na swoją stronę. W pewnym sensie można stwierdzić, że w drużynie z Gdańska powinna zapalić się czerwona kontrolka. Dopóki jednak będą wyniki, sztab szkoleniowy nie zmodyfikuje strategii.

Sekcja PiłkarskaSekcja Piłkarska Sport.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.