Arkadiusz Malarz od początku stycznia trenuje z drugim zespołem Legii. Ricardo Sa Pinto odsunął 38-letniego bramkarza od treningów z pierwszą drużyną. Nie zabrał go na pierwsze zgrupowanie do Portugalii, podobnie jak na drugi obóz przygotowawczy do rundy wiosennej. - On jest legendą, choć w samej Legii być może nie chcą używać tego słowa. Rozwiązywanie jego sytuacji w ten sposób jest poniżej pewnego poziomu - przyznał Żelazny w programie "4-4-2".
Malarz na pierwsze zgrupowanie pierwotnie miał jednak jechać - był na liście przygotowanej przez Sa Pinto, zdążył już także nadać swój sprzęt, by następnie w ostatniej chwili dowiedzieć się, że dla niego miejsca jednak zabraknie. - Z tego, co wiem, jest prawdą, że Malarz był na liście zawodników, którzy jadą do Portugalii, zdążył nadać sprzęt, bo autokar wyjeżdżał wcześniej, po czym dowiedział się, że nie jedzie i nie ma w czym trenować w drużynie, do której został zesłany. - W każdej innej firmie byłby to zwykły mobbing - dodał Żelazny.
Kilka dni temu w rozmowie ze Sport.pl Malarz przyznał, że mimo trudnej sytuacji, Legii opuszczać nie zamierza. - Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Ja nigdzie się nie wybieram. Jestem fighterem, będę walczył o swoje - przyznał doświadczony golkiper, ucinając tym samym spekulacje, że miałby w zimowym oknie transferowym opuścić Legię Warszawa. Otrzymał on oferty m.in. z Górnika Zabrze i Zagłębia Lubin.
Malarz jest w Legii od czterech lat. W głównej mierze dzięki jego interwencjom Legia zdobyła dwa ostatnie mistrzostwa Polski, a w 2016 r. trafiła z Ligi Mistrzów do Ligi Europy. W tym sezonie nie prezentował się już jednak tak pewnie - w 16 meczach wpuścił 23 gole. Ale słabo grała cała Legia, m.in. kompromitując się latem w europejskich pucharach, gdzie przegrała dwumecze z mistrzem Słowacji (Spartak Trnawa) i Luksemburga (F91 Dudelange).