Jarosław Królewski: Decydujemy się, bo ten pomysł był oczywisty. Tak oczywisty, że nawet nie ma co szukać autora. Mieliśmy go od początku, stąd się wzięła decyzja o podniesieniu kapitału klubu o cztery miliony złotych. Ale pamiętajmy, to jest na razie wszystko w sferze pomysłów. Żadne konkrety nie zostały ogłoszone, nie znamy terminów itd. Natomiast wiemy, że jest to racjonalne i w żaden sposób nie zastępuje innych naszych działań: szukania inwestora strategicznego, rozważań o strukturze klubu. Crowdfunding jest ciekawy i jest przyszłością klubów. Nie tylko my tak uważamy, ale też akademicy, byli znani piłkarze, jak Gianluca Vialli. Klub zawsze jest w jakimś sensie współwłasnością kibiców. To jest następny krok. W niczym nam taka akcja nie przeszkadza, nie zmienia naszej strategii, na nic nas nie naraża. Pozwala zweryfikować lojalność fanów, pokazuje, jak może wyglądać przyszłość. Nie ma tu ryzyka. Jest za to szansa dla ludzi, którzy chcieli pomóc Wiśle, ale niekoniecznie idąc na całość, inwestując ogromne pieniądze. Jeśli się uda, to będzie ogromny sukces, również międzynarodowy. Ale przed nami jeszcze sporo wyzwań natury formalnej. Szczegółów nie wolno nam podać, póki nie będzie formalnej decyzji. Ale wiadomo, że cena akcji musi być odpowiednio skorelowana z limitem crowdfundingu, czyli 1 mln euro. Tyle możemy zebrać w jednej zbiórce publicznej w tym reżimie prawnym, w którym funkcjonujemy. Przy takim limicie mówimy o sprzedaży 4-5 procent akcji klubu. A same takie zbiórki są bardzo proste.
Tak jak to jest w innych zbiórkach.
Zakładamy, że od momentu, gdy już ustalimy warunki emisji i je podamy, powinno być po wszystkim w dwa, trzy tygodnie. Nie porównujmy tego nawet do emisji na giełdzie, nawet na New Connect. To zupełnie inny mechanizm.
Powiem szczerze, że traktuję to tylko jako formalności do załatwienia. Zajmują się tym inteligentne osoby.
Procedury muszą potrwać, a my się skupiamy na tym, żeby klub funkcjonował.
Mnie ta sprawa w ogóle nie spędza snu z powiek. Tak samo jak sprawa licencji: trzymam się tego, co powiedział pan Boniek, że Wisła zrobiła już tak dużo, że we wtorek może mieć odwieszoną licencję. Cieszę się, że prezes zna kontekst, w jakim działa Wisła i widzi progres. Liczymy na empatię komisji. A my się staramy twardo stąpać po ziemi i nie obiecywać niczego na wyrost.
Nie ma. Na konkrety przyjdzie czas, gdy inwestor pozna Wisłę tak, jak uważamy, że należy ją poznać przed złożeniem oferty. I gdy ten inwestor przedstawi nam sensowny plan na Wisłę. Mamy swoje wymagania. Mamy też szeroko otwarte ramiona, więc przyjmujemy każdego, sprawdzamy, kim jest, czym się zajmuje, o jakim kapitale mówimy, co oferuje, co już zrobił w tej dziedzinie. Normalne procedury. I w ogóle na razie nie nazywajmy tego procentami. W mojej branży o ofercie mówi się, gdy już są konkretne warunki cenowe, zrobione due dilligence. Tutaj na razie są opinie i analizy. Zapytań jest sporo, klimat jest dużo lepszy, niż był. Piłkarze spłaceni, licencja ma wrócić – trochę inaczej się teraz rozmawia z kandydatami na inwestorów. I rozmawiamy już inaczej niż kilka dni temu.
Będą mechanizmy rynkowe, które pozwolą tym ludziom zyskać w przypadku wezwania do sprzedaży.
Nie znam ostatecznej formy memorandum ani prospektu. Wszystko w swoim czasie. To będzie oferta rynkowa. I myślę, że nie będzie zła. My naprawdę staramy się dobrze przemyśleć i zaplanować to co robimy. Ostatnio tak mało spałem i tak piłowałem jeden temat przed własnym ślubem.