Ekstraklasa. Spór o Wisłę Kraków zakończy się w sądzie? Towarzystwo Sportowe: Akcje są nasze! Mats Hartling: Transakcję doprowadzimy do końca

Choć konferencja prasowa Towarzystwa Sportowego trwała ponad godzinę, to nie wyjaśniła nam kluczowej kwestii: czy TS znów jest właścicielem akcji Wisły Kraków? Według Matsa Hartlinga, który w piątek wydał oświadczenie, umowa sprzedaży Wisły wciąż jest ważna.
Zobacz wideo

W najbliższych tygodniach Towarzystwo Sportowe czeka być może sądowy bój o kontrolę nad piłkarską Wisłą. W tej chwili sytuacja jest tak zagmatwana, że gordyjski węzeł rozsupłać mogą tylko odpowiednie organy. Statusu podpisanej w grudniu umowy sprzedaży akcji Wisły nie znają nawet ci, którzy pracowali nad jej stworzeniem. Jak usłyszeliśmy na piątkowej konferencji prasowej, w ostatnich dniach zewnętrzne kancelarie analizowały zapisy kontraktu, które – według członków zarządu TS – pozwalają sądzić, że porozumienie w ogóle nie weszło w życie. To oznaczałoby, że akcje formalnie ponownie wróciły na Reymonta 22.

Wszyscy mają Wisłę, czyli będzie proces?

Argumentami strony krakowskiej są: brak wpłaconej na konto Towarzystwa złotówki, brak przelewu na konto Wisły na kwotę 12,2 mln zł i  brak jakiegokolwiek potwierdzenia operacji. – Uważamy się za pełnoprawnych właścicieli Spółki Akcyjnej – twierdzili w piątek działacze.

Odmienne zdanie na temat transakcji ma mniejszościowy udziałowiec Mats Hartling i jego przedstawiciel Adam Pietrowski, który jeszcze niedawno pełnił obowiązki prezesa Wisły. W opublikowanym w piątek wieczorem oświadczeniu Hartling zapewnia: „O naszych zamiarach poinformowaliśmy stronę sprzedającą klub – TS. Oczekujemy współpracy i dotrzymywania postanowień, jakie zostały zawarte w umowie. Naszym celem jest doprowadzenie transakcji do końca, bez udziału AlelegiLuxembourg”. Także według naszych ustaleń Szwed jest gotowy do negocjacji i wciąż wykazuje zainteresowanie zakupem 40 proc. akcji Wisły SA.

W najbliższych dniach rozwiązywaniem sytuacji właścicielskiej zajmować będzie się m.in. kancelaria LSW Bogusława Leśnodorskiego, która właśnie rozpoczęła współpracę z Wisłą.

Wisłocki: Znów jesteśmy właścicielem klubu

Kluczowe pytanie brzmi: kto jest właścicielem Wisły? – Kancelarie prawnicze do których złożyliśmy dokumenty sytuację oceniły tak, że warunki, które powinny być spełnione, nie zostały zrealizowane przez kontrahenta. I w tej chwili TS znów posiada akcje klubu – mówił podczas konferencji Rafał Wisłocki, który od piątku sprawuje funkcję prezesa spółki. W jego zapewnieniach brakowało jednak przekonania. Na odbiór słów Wisłockiego w dużej mierze wpływało zachowanie wiceprezesa Towarzystwa Sportowego Szymona Michlowicza, który  większość pytań o szczegóły umowy zbywał zasłaniając się tajemnicą handlową. Sugerował też jakoby Ly i Hartling nie zamierzali oddać swoich akcji, a to oznaczałoby sądowy proces. – Umowa wciąż jest analizowana przez kancelarie prawne i nie chcielibyśmy o niej za dużo mówić, aby nie dawać wprost do rąk kontrahentów argumentów (…), bo to pewnie będzie elementem sporu – tłumaczył Michlowicz. Innym razem stwierdził: „Oni pewnie będą stali na swoim stanowisku, my na naszym. Nic więcej na ten temat niestety nie mogę powiedzieć”.

Michlowicz: Umowa została sporządzona poprawnie

Na większość pytań Michlowicztakże nie odpowiedział. Zazwyczaj tłumaczył, że nie może udzielać informacji ze względu na tajemnicę handlową. Oto kilka cytatów: „Kontaktowali się z nami [Ly i Hartling], ale nic więcej nie mogę na ten temat powiedzieć”; „Nie mogę nic na temat zapisów w umowie powiedzieć”; „Nie możemy i nie chcemy na ten temat rozmawiać [na temat sądu, który będzie rozstrzygał ewentualny spór], z różnych względów. Między innymi tajemnicy. W tej chwili nie chcemy się narażać na posądzenia o naruszanie umowy”.

Jak gorzki żart zabrzmiało stwierdzenie Michlowicza, który na pytanie Sport.pl o ocenę konstrukcji wątpliwej umowy odparł, że jego zdaniem została ona sporządzona „poprawnie”. Stwierdził także, że problemy formalne, jakie ma Wisła, „nie wynikają z zapisów tej umowy”.

Poszukiwanie zaginionych akcji

Oddzielną kwestią są akcje Wisły SA, które zostały wydane zaraz po podpisaniu umowy. W tej chwili nie wiadomo gdzie dokumenty się znajdują. Michlowicz bagatelizował jednak ich wartość. – Stoimy na stanowisku, wraz ze wszystkimi opiniującymi tę sytuację prawnikami, że wydanie akcji panom Ly i Hartlingowi nie stanowi problemu prawnego dla Towarzystwa Sportowego. Istnieje szereg argumentów, które pozwalają nam na uporządkowanie sytuacji – stwierdził, a kilkanaście minut później dodał: „Z tego, co się orientuję, to nie wpłynęło to i nie wpływa to na problemy prawne. Kancelarie przygotowujące umowę opiniowały nam, że akcje najlepiej dać do depozytu na czas dopóki nie wpłynie obiecana kwota. Ale kontrahenci się na to nie zgodzili. Mówiąc kolokwialnie, było tak: oni wpłacą pieniądze jeśli my wydamy akcje i podpiszemy zgody, które były po naszej stronie. Po prostu musieliśmy to zrobić przed upływem terminu przelewu. Nie byliśmy w stanie tego negocjować i zgodziliśmy się na to”.

Wiceprezes przyznał też, że klub zwrócił się drogą oficjalną do VannyLy i Matsa Hartlinga o wydanie akcji. Wysłane pismo zawierało termin zwrotu dokumentów, który upłynął w piątek.

Szokujące kulisy transakcji

Niezależnie od tego jak potoczy się sprawa, zaskakujące jest to, że TS akcje Wisły oddało nie tylko za darmo, ale też… na słowo honoru. Jak zdradził Wisłocki, umowa sprzedaży została podpisana nie na spotkaniu w Zurychy, ale dwa dni wcześniej. Według słów prezesa Wisły w Szwajcarii miały być ustalone jedynie kolejne szczegóły przejęcia klubu. Okazuje się więc, że podróż odbyła się po to, aby zjeść obiad z inwestorami, którzy i tak byli już właścicielami Wisły. – To był deadline, który wyznaczyli nam kontrahenci – mówił Wisłocki i tłumaczył: „Zaskoczyło nas to, że panowie oczekiwali od Towarzystwa bardzo niewielu elementów”.

Mimo to umowa weszła w życie. Tuż po ligowym meczu Wisły z Lechem Poznań rezygnację złożyli członkowie zarządu Wisły Marzena Sarapata i Daniel Gołda, a także członkowie Rady Nadzorczej. W praktyce przypieczętowało to przejęcie władzy przez nowych właścicieli, którzy pierwszą propozycję kupna klubu za pośrednictwem warszawskiej kancelarii Jarosława Ostrowskiego złożyli pod koniec września. – Wtedy nie podjęliśmy działań. Na początku listopada wpłynęła oferta z nowymi szczegółami. Nie było w niej Alelegi [firma VannaLy – aut.]. Zainteresowaliśmy się i od listopada zaczęliśmy to sprawdzać – tłumaczył Michlowicz.

Przedstawiciele Towarzystwa Sportowego kilkukrotnie powtarzali, że zarówno Alelegę, jak i firma Noble Capital Partners Ltd., były gruntownie analizowane przez „szeroko rozumiane grono pracowników TS i SA, zewnętrzne podmioty i szereg osób”. Łukasz Kwaśniewski zapewniał, że zagranicznych inwestorów rekomendowały „głośne nazwiska polskiej piłki”. Telefony z naciskami mieli otrzymywać nawet członkowie sztabu szkoleniowego. Poza tymi kilkoma deklaracjami nie poznaliśmy jednak ani nazw wspomnianych podmiotów, ani nazwisk osób, które sprawdzały czy też rekomendowały firmy VannyLy i Matsa Hartlinga. Gdy pytanie o nazwiska zadała dziennikarka TVN, Wisłocki i Michlowicz szeptem przekazali w stronę Kwaśniewskiego krótki komunikat: „nie można o tym mówić”. Chwilę później członek zarządu TS powtórzył: „Proszę wybaczyć, ale na te pytania niestety nie odpowiemy”. Być może odpowiedź na większość trudnych pytań niedługo będzie musiał znaleźć sąd.

Więcej o:
Copyright © Agora SA