Wisła Kraków odsłania karty. Informacje o długu i pensjach zarządu i kulisy negocjacji z inwestorami

- Dług klubu to 24 mln złotych, w tym 12 mln to zobowiązania przeterminowane. Cesje to sumy w okolicach 16,5 mln. Na wynagrodzenie wszystkich pracowników wydajemy miesięcznie 1,2 mln. Za 2018 rok poprzedni zarząd pobrał 910 tys złotych. Toczymy rozmowy z dwoma inwestorami - to najważniejsze informacje przedstawione przez członków zarządu TS Wisła, nowego i starego właściciela "Białej Gwiazdy".
Zobacz wideo

Informacje o finansach, kulisy negocjacji z tajemniczymi inwestorami i sytuacja z piłkarzami, którzy mogą opuścić Wisłę. Piątkowa konferencja prasowa „Białej Gwiazdy” była pod wieloma względami ciekawa.

Dług? W sumie 40,5 mln

- Dług klubu na styczeń, czyli zobowiązania zewnętrzne to 24 mln złotych. W tym 12 mln przeterminowanych zobowiązań, które dobrze byłoby mieć na już. Cesje w tym momencie to około 16,5 mln złotych. Wchodzą w nie m.in pieniądze, które będą iść na zadłużenie stadionu do miasta Krakowa (ok 3,5 mln), sprawa z UFA i cesja do Telefoniki. Telefonice należy się 6 mln – to płatność za bazę w Myślenicach oraz 3,5 mln za akcję. W tej kwocie są też powzięte przez klub pożyczki - mówił Łukasz Kwaśniewski z TS Wisła.

Obecni na konferencji przedstawiciele Wisły przyznali, że sytuacja finansowa klubu jest zła. Wynagrodzenia zawodników i sztabu trenerskiego miesięcznie pochłaniają 1,2 mln złotych. 141 tysięcy to natomiast koszt utrzymania bazy treningowej. Do tego dochodzą jeszcze pensje dla osób pracujących w administracji i powiązanych różnymi umowami (kilkadziesiąt osób).

W piątek dowiedzieliśmy się też, że w 2018 roku były zarząd Wisły powinien dostać wypłatę wynoszącą 910 tys złotych. To pieniądze głównie dla Marzeny Sarapaty (byłej prezes) i Damiana Dukata (byłego wiceprezesa), tego drugiego w drugiej połowie roku na stanowisku zastąpił Daniel Gołda.

Zakładając, że Wisła dogra sezon do końca i zajmie w tabeli 8. lokatę do klubu wpłynie jeszcze 1 mln 667 tys złotych. Patrząc na długi to kropla w morzu. W klubowej kasie jest obecnie 51 tys. złotych.

Członkowie zarządu odnieśli się też do kwot zarobionych na meczu z Lechem: przychody z 21 grudnia wyniosły 736 tysięcy złotych, a organizacja tego spotkania to kwota 306 tys. Klub zatem zarobił na meczu 430 tys. złotych.

15 piłkarzy chce pieniędzy

Jak przyznał Łukasz Kwaśniewski zła może być też za chwilę sytuacja kadrowa Wisły.

- Wezwania do zapłaty złożyło 15 zawodników, z czego 6 z nich termin na zapłatę już upłynął. To  Arsenić, Halilović, Kolar, Basha, Bartkowski i Kort. Pozostali, którym termin wezwań upłynie do 10 dni to: Kostal, Bartosz, Pietrzak, Sadlok, Lis, Boguski, Grabowski i Buchalik – usłyszeliśmy. Nowy prezes Rafał Wisłocki przyznał, że klub jest przygotowany, że będzie musiał skorzystać ze swoich młodzieżowców.

Kulisy negocjacji

Wisłocki opowiedział też o kulisach negocjacji z niedoszłymi inwestorami. Duże zainteresowanie wykazali krakowski biznesmeni, ale jak przyznał nie byli oni w stanie podołać temu wyzwaniu.

Późniejsi inwestorzy, czyli Mats Hartling i Vanna Ly zgłosili się do klubu za pośrednictwem wiarygodnej kancelarii. - To była  kancelaria Jarosława Ostrowskiego, znanego z pracy w innych klubach oraz byłego członka komisji licencyjnej PZPN. To była osoba wiarygodna. Na pierwszym spotkaniu w Krakowie uczestniczył Mats Hartling i Adam Piotrowski – wyjasniał Wisłocki.

Przyznał też, że umowa z zagranicznymi biznesmenami została podpisana w niedzielę poprzedzającą wizytę w Zurychu, bo „takie było życzenie kontrahentów”. - Uznaliśmy potem, że chcemy się jeszcze spotkać w Szwajcarii by poopowiadać im o rzeczach naszym zdaniem ważnych. Oni sami nie mieli wiele zapytań czy wątpliwości, co też nas trochę wtedy zdziwiło – dodawał Wisłocki.

Szymon Michlowicz - członek Zarządu TS Wisła - podkreślał natomiast, że w chwili podpisania umowy z Vanną Ly i Matsem Hertlingiem nie było oferty żadnej innej oferty umowy, a na współpracę z biznesmenami naciskał też sztab szkoleniowy „Białej Gwiazdy”.

Co się potem działo wszyscy pamiętamy. Zdaniem kancelarii prawnych pomagających Wiśle, podpisaną w połowie grudnia umowę trzeba obecnie traktować za nieważną. - Nie zostały spełnione warunki umowy, więc do niej nie doszło. Nie zapłacono złotówki, ani 12,2 mln do 28 grudnia. Poza tym nigdzie nie wpłynęło do nas potwierdzenie wykonania przelewów. Uważamy, że umowa nie wywarła żadnych skutków prawnych. Pracujemy nad satysfakcjonującym rozwiązaniem, tej sprawy i odzyskaniem dokumentów akcji, które zostały wydane – dodał Michlowicz.

Rozmowy z dwoma inwestorami


Nowy prezes Wisły przyznał też, że obecnie toczą się rozmowy z dwoma inwestorami.

- Naszym celem jest przygotować spółkę do sprzedaży. Mamy do tego dużą determinację. Wiemy, że wiele błędów zostało popełnionych i teraz trzeba do tego podejść z pokorą. Chcemy być jednak transparentni. Chcemy by państwo byli skoncentrowani na nowym otwarciu. Chcielibyśmy by każdy w ramach swoich możliwości pomógł w tym, by Wisła nie upadła – zaapelował do dziennikarzy Wisłocki. Po czym dodał, że za swoją pracę w Wiśle nie pobiera wynagrodzenia. ujawnił też, że obecnie toczą się rozmowy z dwoma potencjalnymi inwestorami.

- Toczymy rozmowy z dwoma potencjalnymi inwestorami. Szczegółów jednak zdradzać nie mogę. Walczymy o jakieś pieniądze. Mamy już deklarację, trzech wpłat po 50 tys. złotych, czyli razem 150 tys. złotych. Zawsze to coś – usłyszeliśmy.

Prezes Wisły przyznał też, że jest po rozmowach z trenerem „Białej Gwiazdy” Maciejem Stolarczykiem i ustalił z nim prawdopodobny plan działań. Być może pomogą w tym opisywane wyżej środki.

Przedstawiciele „Białej Gwiazdy” są też w kontakcie z władzami PZPN i komisją licencyjną. - Wiemy dokładnie, co musimy zrobić, by Wisła odzyskała licencję – zapewniają.

Poinformowali, że po konferencji prasowej udają się na spotkania z ludźmi, którzy chcą pomóc Wiśle. Ich pełnomocnictwo w sprawie działań dla klubu ma też Bogusław Leśnodorski, który wraz ze swoją kancelarią zaoferował pomoc 13-krotnemu mistrzowi Polski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.