Ekstraklasa. Baseballista z Wikipedii na celownikach wielkich klubów. Szymon Żurkowski: W sodę nie popadnę, bo dostałbym w łeb od bracików

Szymon Żurkowski z baseballowej reprezentacji Polski trafił do kadry piłkarskiej, z którą niedawno awansował na mistrzostwa Europy U-21. Pomocnik Górnika Zabrze mówi Sport.pl: "Moi trzej bracia pilnują, żeby mi nie odbiło. Gdyby pojawiła się sodówka, zaraz dostałbym w łeb".
Zobacz wideo

Na niewielkim stadionie w Sisak, miasteczku w centralnej Chorwacji, co kilka sekund słychać było świst drewnianej pałki, która powietrze przecinała jak samurajski miecz. To baseballiści z Polski od kilku dni walczyli o awans do mistrzostw Europy kadetów. W drużynie wyróżniał się zapolowy o blond włosach, który teraz stał na miejscu pałkarza. Rzucana w jego kierunku piłka za każdym razem spotykała się z pałką i co rusz przeistaczała się w pocisk wystrzeliwany w powietrze. Ale tego dnia nawet to nie wystarczyło, aby wygrać. Uczestnicy eliminacyjnego półfinału z Chorwacją sprzeczają się do dziś, czy przegrali dlatego, że byli minimalnie słabsi czy dlatego, że gospodarzom pomagały ściany. Bo kilkukrotnie pomagały. W Sisak sędziowie podejmowali decyzje, które wzbudzały wątpliwości. Można jednak było tylko patrzeć i kląć.

Wygrana z Polską i tak Chorwatom nic nie dała, bo do grona ośmiu najlepszych drużyn w Europie trafiła Litwa, która pojechała na rozegrany rok później turniej w Niemczech. Polacy do kraju wrócili z niedosytem, mimo, iż wielu z nich i tak nie zagrałoby w mistrzostwach, bo nie pozwoliłaby im na to metryka. Wśród nich był Szymon Żurkowski, zapolowy Gepardów  Żory i pomocnik Gwarka Zabrze, który w Sisak otrzymał statuetkę dla najlepszego miotacza. Jak się okazało, była to ostatnia nagroda, którą nastolatek zdobył w baseballowym diamencie.

Żurkowski, niedoszły baseballista, na liście talentów UEFA

– W baseball grali dwaj moi bracia: Arek i Tomek. Tomek dobrze rzucał, ale po jakimś czasie skończył z tym. Arek jest dziś najlepszym trenerem w Polsce. Szkolił się u Japończyka Nao, który u nas mieszkał. Od lat pracuje w Gepardach. Na baseball jeździłem z nim jako trzylatek. Wszędzie mnie zabierał. Właściwie do końca gimnazjum dzieliłem życie pomiędzy baseball i piłkę. W baseball grałem w Żorach, a w Jastrzębiu-Zdroju i Zabrzu w futbol. Gdy kończyłem sezon w juniorach, to zaczynałem przygotowania do turniejów baseballowych. Na przykład takich, jak ten pechowy w Chorwacji, który zamknął nam drogę na mistrzostwa – tłumaczy Sport.pl Żurkowski, który należy do najbardziej utalentowanych piłkarzy młodego pokolenia.

Rok temu eksperci UEFA umieścili go na prestiżowej liście 50 największych europejskich talentów. Na stronie federacji został okrzyknięty… „nowym Bońkiem”! Poza Żurkowskim w gronie wyróżnionych znaleźli się Sergej Milinković-Savić z Lazio Rzym, za którego angielscy giganci gotowi są zapłacić miliony euro, 21-letni gwiazdor Celticu Glasgow Kieran Tierney i Federico Chiesa z Fiorentiny, który w seniorskiej reprezentacji Włoch zagrał już 11 meczów.

Jeszcze kilka lat temu realny był scenariusz, według którego piłkarz grałby zawodowo, ale nie w futbol, a w baseball. Zresztą jeden z jego kolegów – Artur Strzałka – podpisał siedmioletni kontrakt z legendarnym klubem amerykańskiej MLB New York Yankees. – W reprezentacji grałem wszystko – chwali się Żurkowski. – Mogłem zostać przy baseballu jak Artur, który teraz jest w Japonii. Miałbym szansę na zapolu, bo jestem szybki i przewidywałem, gdzie spadnie piłka – wyjaśnia. Dziś jego kontakt z baseballem ogranicza się do rękawicy, która została w szafie w rodzinnym domu i brata, który w Żorach wciąż szuka następców Strzałki.

Jak „Żurek” stał się „Zupą”

Wejście do szatni Górnika nie było proste. Żurkowskiemu przydałby się parasol ochronny, jaki kilka lat wcześniej otrzymał od Adama Nawałki Arkadiusz Milik, ale tym razem nikt nie zamierzał takiego otwierać. Atmosfera w Zabrzu była grobowa, bo chwilę wcześniej klub spadł z Ekstraklasy do 1 ligi. Kilku zawodników wyjechało, pozostali mieli większe problemy niż młody chłopak z Gwarka, którego Jan Żurek zaprosił na treningi. Wcześniej Żurkowski mógł trafić do Cracovii lub Piasta Gliwice, ale zawsze czegoś brakowało. – Byłem dwa dni w Krakowie, ale trenowałem tylko z drugą drużyną. Poza tym proponowali mi stypendium, niecałe tysiąc złotych, więc jak miałbym za to żyć? W juniorach dwa razy prosto kopnąłem piłkę, więc nie patrzyłem na kasę, ale to był jakiś żart. Nieco lepiej było w Gliwicach, bo tam dawali dużo większe nadzieje na trenowanie z „jedynką”. Ale szczerze? Po cichu czekałem na Górnik. Jako dziecko jeździłem z bratem na Roosevelta oglądać mecze, dostawałem darmowe bilety ze szkoły. Kiedy odezwał się do mnie trener Żurek i zaprosił na treningi z seniorami to ulżyło – – wspomina Żurkowski, który na koncie ma już 68 meczów w barwach ukochanego klubu.

Gdy pospadkowy szok minął, utalentowanym blondynem zajęła się klubowa starszyzna. 19-latek trafił pod skrzydła Aleksandra Kwieka, Rafała Kosznika i Adama Dancha. – Liznąłem trochę starej szkoły. W kość dał mi największy szyderca, czyli Olek Kwiek, ale też „Kosa” i „Dansiu”. Trochę na mnie pokrzyczeli, musiałem nosić piłki, ale po wszystkim wytłumaczyli mi, po co to było. Odpuścili dopiero, jak w I lidze zacząłem grać po 90 minut. Zobaczyli, że młody nie pęka, walczy i daje coś drużynie – mówi Żurkowski, któremu na początku ostre reakcje kolegów wcale nie pomagały. – Miałem duży luz, może nawet za duży i po tej szkole straciłem pewność siebie. Gdy traciłem piłkę, nikt nie patrzył na to, że próbowałem podjąć ryzyko. Czasem udawało mi się nawinąć trzech chłopaków, ale zatrzymywałem się na czwartym i zamiast pochwały, był ochrzan. Zauważali tylko tę stratę. Pod koniec sezonu trener Marcin Brosz mi zaufał. Po przerwie zimowej odbudowałem pewność siebie i sądzę, że się odwdzięczyłem – dodaje. To wspomniany Kwiek wymyślił, że zamiast „Żurim”, Żurkowski będzie po prostu „Zupą”.

Pod braterską kontrolą

W Zabrzu Marcin Brosz stworzył piłkarskie liceum, które po powrocie klubu do Ekstraklasy okazało się rewelacją ligi. Różne role w drużynie odgrywali: 21-letni Tomasz Loska, 20-letni Mateusz Wieteska, 19-letni Maciej Ambrosiewicz, 21-letni Marcin Urynowicz, 23-letni Łukasz Wolsztyński, 21-letni Paweł Bochniewicz czy 20-letni Żurkowski. Gang nastolatków na koniec sezonu zajął sensacyjne czwarte miejsce i awansował do europejskich pucharów. – To była śmieszna ekipa. Po awansie dołączył do nas „Wietes”, który został moim sąsiadem, więc paczka była naprawdę spora. Zawsze się spóźniałem, a Mati na mnie czekał, i przez pół drogi się nie odzywał. Z nami był też Kurzi [Rafał Kurzawa]. Piszą o nim, że to odludek, a to świetny gość. Jak zacznie śmieszkować, to zaczyna gadać takie pierdoły, że szok. Myślałem, że to samotnik, ale to nieprawda. Był też Erik Grendel, mój „tatu”, czyli tata – mówi Szymon.

Żurkowski nie potrzebuje jednak opiekunów w klubie, bo ma swoich prywatnych: trzech starszych braci. Wspomniany Arek to trener baseballu, który przez wiele lat grał także w piłkę nożną. – Na pamięć znam jego karierę, bo jako dzieciak jeździłem na każdy mecz. Zaczynał w Jastrzębiu-Zdroju, zresztą z Michałem Chałbińskim. Później była Gwiazda Skrzyszów, LKS Start Mszana, KS Żory, Granica Ruptawa, jeszcze raz Gwiazda. W sumie bardziej niż na piłkę, jeździło się na komentarze podpitych dziadków. Jak zaczynali sędziów obrażać to płakaliśmy ze śmiechu. Niektórych tekstów nie wymyśliliby kabareciarze – śmieje się piłkarz Górnika. Drugi brat, najstarszy Wojtek, trenował siatkówkę. Jest jeszcze trzeci, Tomek, który wiele lat spędził w ringu i na macie ćwicząc m.in. judo. – Zawodowo gram tylko trzy lata i choć często słyszę miłe słowa, to w sodę nie popadnę. Gdyby mi odbiło, to zaraz dostałbym w łeb od bracików. A tego wolałbym uniknąć, szczególnie starcia z Tomkiem – deklaruje.

Wesoło jest też w domu Żurkowskich, gdzie co niedzielę wszyscy starają się spotykać na obiedzie. – Tata to typowy „ekspert”. Czasem wracam do domu z meczu, w którym grałem, a tu w telewizji tata puszcza go jeszcze raz. Przyjeżdżają też Tomek i Wojtek, który pracuje w więziennictwie. Jak tata z Arkiem zaczynają analizę mojego grania, to nie mogę tego słuchać. Czasem te ich mądrości kończą się kłótnią. Ile można gadać o tym samym? – kręci głową.

Biegać jak Zbigniew Boniek

- Chciałem być napastnikiem. Jak Ronaldo i Maciek Żurawski – zdradza Żurkowski. Jeszcze jako dziesięciolatek zdobył kilka nagród dla najlepszego strzelca młodzieżowych turniejów. Ale później zabrakło tego „czegoś”. – Byłem bardzo wrażliwym dzieckiem. Trener na mnie krzyknął, a ja po meczu płakałem. Strzelałem dużo, ale jak szedłem sam na sam to szukałem podania. W domu wszyscy pytali: dlaczego to robisz? I traciłem pewność. Odzyskałem ją dopiero w Zabrzu. Wtedy zrozumiałem, że trenerzy chcieli mnie do czegoś zmotywować. Może gdybym był twardszy, to grałbym w Ekstraklasie jako napastnik? – zastanawia się i dodaje, że jeszcze większy talent objawiał Marcin Urynowicz, dziś jego kolega z Górnika.

- Marcin miał w meczu średnio po pięć bramek. Raz wygraliśmy z Rozwojem Katowice 7:0 i wszystkie strzelił sam. Sezon skończył chyba z osiemdziesięcioma golami. Mieliśmy drużynę, z której każdy mógł trafić do Ekstraklasy. Gdy ktoś widział jak graliśmy, to był w szoku. W jednym sezonie przegraliśmy tylko dwa mecze. W eliminacjach do Centralnej Ligi Juniorów zmierzyliśmy się z Gwardią Koszalin. W dwumeczu było 21:0. Najwięcej strzelił Marcin, raz trafił nawet jak się przewrócił. Tak się potknął, że kopnął z krzyżaka i jakoś mu to wpadło. Koledzy opowiadali, że podczas innego meczu ktoś zadzwonił do „Profesora” Mariana Ryndaka, prezesa Gwarka i naszego nauczyciela matematyki, który siedział na ławce. No i pyta jak tam. Wygrywaliśmy 7:1, a Ryndak: „Ee, słabo grają”. Taka to była kapela. Ale przebiliśmy się z niej tylko my dwaj – mówi.

Może to więc nie przypadek, że UEFA porównała Żurkowskiego do Zbigniewa Bońka? Również polscy eksperci dostrzegają w pomocniku przebłyski godne porównania z prezesem PZPN. Żurkowski, gdy to słyszy, najpierw zawstydzony spuszcza wzrok a później przyznaje: - Oglądałem powtórki z kilku meczów prezesa Bońka i muszę powiedzieć, że naprawdę jest podobieństwo w naszym stylu wybiegania do kontrataków. Zdarzyło nam się już kilkukrotnie porozmawiać, bo prezes przychodził do szatni młodzieżówki pogratulować nam zwycięstwa.

Zapisany w Wikipedii

To właśnie z drużyną trenera Czesława Michniewicza Żurkowski odniósł swój największy dotychczas sukces: awans na przyszłoroczne mistrzostwa Europy we Włoszech i San Marino. – Już zawsze będę w Wikipedii pod hasłem „Kadra do lat 21, która awansowała na Euro” – puszcza oko. Kluczowy okazał się mecz w Chaves, gdzie Polacy wygrali z Portugalią 3:1 i zapewnili sobie awans na turniej. Pierwszy raz od 1994 roku. - Przed meczem czuliśmy, że możemy zwyciężyć. Gdyby nieco więcej odwagi, to wygralibyśmy już w Polsce. Gdy przed rewanżem jechaliśmy na stadion, ktoś powiedział: „czuję, że ich jeb…”. Sprawdziło się, choć nie chcieliśmy popisywać się pewnością siebie, bo gdyby coś nie poszło to zostalibyśmy zniszczeni – wspomina i tłumaczy plotkę, jakoby trener Michniewicz zmotywował piłkarzy krytycznymi słowami komentatora Polsatu Tomasza Hajty: – Wiedzieliśmy, że wiele osób z nami „jechało”, ale nie przez to wyszliśmy nabuzowani. Przed meczem trener pokazał fragmenty filmu „Cud” o amerykańskich hokeistach, którzy zdobyli mistrzostwo olimpijskie w Lake Placid. Strasznie to podziałało. Jeśli chcieliśmy coś udowodnić, to że Polacy potrafią.

- Przed meczem ktoś obliczył, że dwóch najlepszych Portugalczyków ma większą wartość, niż cała nasza reprezentacja. No i co z tego? Na boisku szybko poczuliśmy, że ich mamy – mówi i dodaje, że żaden z jego kolegów nie zmartwił się wynikami losowania fazy grupowej. W trzech pierwszych meczach Euro 2019 Polacy zmierzą się z Belgią, Włochami i Hiszpanią. – Przed losowaniem trener Michniewicz napisał na kartce dokładnie taką grupę. Wylosowali ją specjalnie dla niego. Mi też nie przeszkadza, że od razu zagramy z kozakami – zapewnia.

Coraz częściej pojawiają się jednak głosy, że miejsce Żurkowskiego jest nie w reprezentacji do lat 21, ale w seniorskiej kadrze prowadzonej przez Jerzego Brzęczka. Do tej pory młody piłkarz znalazł się w pierwszej drużynie tylko na zgrupowaniach w Juracie i Arłamowie przed mistrzostwami świata. Powołanie otrzymałby co najmniej pół roku wcześniej, ale wtedy szyki Adamowi Nawałce pokrzyżowała kontuzja pomocnika. Teraz ruch należy do Brzęczka, choć sam Żurkowski do tematu powołania i ewentualnego debiutu podchodzi z dużym dystansem. – Ludzie nie przestają zaskakiwać. Jeszcze niedawno nie grałem w żadnej reprezentacji, a jak trafiłem do U-21 i zrobiłem z nią awans na Euro, to zaczęło się marudzenie, że powinienem być w kadrze seniorskiej. A ja doceniam to co mam i na nic się nie podpalam – tłumaczy.

Juventus, Galatasaray, a może wciąż Górnik?

Od kilku dni media w Europie informują o kolejnych klubach, które zimą mają być chętne, aby wykupić z Górnika Żurkowskiego. Wśród zainteresowanych mają być Juventus Turyn, AC Milan, Fiorentina czy Galatasaray Stambuł. Zabrzanie mają oczekiwać za swojego lidera co najmniej pięć milionów euro. 21-latek słysząc pytanie o ewentualny transfer krzywi się. –  Słyszałem, że kilka propozycji było, ale nie znam nazw klubów. O tych ofertach wie tylko prezes Bartosz Sarnowski i mój menadżer Jarek Kołakowski. Może to zabrzmi śmiesznie, ale jeśli pojawi się coś konkretnego, to ja dowiem się o tym jako ostatni. Chciałbym tylko, aby z mojego transferu byli zadowoleni wszyscy: klub, agent i ja sam – deklaruje i nie wyklucza, że przy Roosevelta pozostanie aż do lata. Jego kontakt obowiązuje do 30 czerwca 2020 roku.

Jednocześnie młody reprezentant nie ukrywa, że wyjazd do silnego zachodniego klubu jest jego ambicją. Nie odstraszają go nawet nieudane podboje kolegów, którzy w Europie boleśnie przekonali się jak bezwzględna jest rywalizacja. Jednym z nich jest rówieśnik Żurkowskiego Jakub Piotrowski, którzy po transferze z Pogoni Szczecin do Genku od października pojawił się na murawie tylko jeden raz. I stracił miejsce w kadrze U-21. – W Polsce dużo mówi się o młodych piłkarzach, którzy jadą za granicę i nie grają. Jak na przykład Piotrowski. Są takie przypadki, ale nie powinniśmy tworzyć narracji, że to typowo polskie. Nie mamy pojęcia, ilu młodych Belgów wyjeżdża do Anglii i wraca, bo nie dało sobie rady w Premier League; ilu nastolatków z Czech albo Słowacji ma problemy z grą we Włoszech czy w Niemczech. Gdy pytałem Dawida Kownackiego, Bartka Drągowskiego czy Bartka Kapustkę o ich decyzje, to mówili, że warto było zaryzykować. Bo wyjazd jest testem charakteru – kończy Żurkowski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.