Ekstraklasa. Piłkarz Wisły Kraków: Od kilku miesięcy żyję z oszczędności. Koledzy musieli pożyczać, nawet trener oferował pomoc

Zdarzyło się, że koledzy prosili o pożyczkę. Trener Maciej Stolarczyk powiedział wprost, że jeśli ktoś będzie miał problemy finansowe, to może do niego przyjść i poprosić o jakąś sumę - mówi w rozmowie ze Sport.pl obrońca Wisły Kraków i reprezentacji Polski Rafał Pietrzak.
Zobacz wideo

Sebastian Staszewski: We wtorek Wisła Kraków podpisała dokumenty sprzedaży klubu firmie Capital Noble Partners i funduszowi Alalega. Jak zareagowali na to piłkarze?

Rafał Pietrzak: Wszystkim ulżyło, choć oficjalnie nic jeszcze nie wiemy. Czekamy teraz na jakieś potwierdzenie i rozmowę. W tej chwili nasza wiedza pochodzi wyłącznie z mediów.

Za który miesiąc Wisła zapłaciła panu po raz ostatni?

Za lipiec.

Z czego przez ten czas pan żył?

Na szczęście nie musiałem pożyczać, bo miałem oszczędności. Teraz mam pewność, że warto odkładać na czarną godzinę. Moi rodzice wiedzieli, że mam jakiś zapas i sobie poradzę, ale i tak dzwonili regularnie mówiąc, że w razie problemów mogę na nich liczyć. Jakoś sobie dałem radę, choć łatwo nie było. Ostatnie miesiące były trudne. Żyło się po prostu skromnie.

Koledzy z drużyny przychodzili po pożyczki?

Zdarzyło się. Gdy ktoś miał kłopoty, to miał mówić o tym w szatni żebyśmy mogli pomóc. Trener Maciej Stolarczyk powiedział wprost, że jeśli ktoś będzie miał kłopoty finansowe, to może do niego przyjść i poprosić o jakąś sumę. Najgorsza byłaby sytuacja w której ktoś z nas poszedł swoją drogą. Wtedy mógłby rozpocząć się rozłam. Ale pozostaliśmy jednością.

Dwóch zawodników złożyło jednak wezwanie do zapłaty i chciało rozwiązać umowy, a klub podobno przelał im część pieniędzy. To prawda?

Słyszeliśmy, że dwóm czy trzem chłopakom klub wysłał kasę, ale nikt nie miał o to pretensji. Jesteśmy dorośli, każdy podejmuje samodzielne decyzje. Nie było z tego powodu konfliktu. Nie chcieliśmy krytykować nikogo za wysyłanie pism. Nie każdy miał przecież oszczędności.

Planowaliście masowe złożenie wezwań do zapłaty?

Był plan, rozmawialiśmy o nim. Powiedzieliśmy sobie, że zrobimy to we wtorek. Ale dzień wcześniej Rada Drużyny rozmawiała z inwestorami i zdecydowaliśmy, że wycofamy papiery.

Zgłaszały się do pana kluby zainteresowane pozyskaniem Pietrzaka z kartą na ręku?

Były zapytania, ale ustaliłem z menadżerem, że będziemy rozmawiać tylko o konkretach. W klubie powiedziałem natomiast, że jeśli pieniądze zostaną zapłacone, to zostanę w Krakowie.

Który z ostatnich dni był najtrudniejszy? Czwartek, gdy dowiedzieliście się, że grupa krakowskich biznesmenów, która obiecała środki na wypłaty, wycofała się z rozmów?

Byliśmy wtedy w drodze na mecz. Dostaliśmy informację i od razu zaczęły się rozmowy. Ale to był już moment, gdy zaczęliśmy z tego po prostu szydzić. Śmiech wygrał. Chcieliśmy też wygrać mecz z Wisłą Płock, żeby pokazać, że stać nas na wiele. Nie raz to udowadnialiśmy, ale tamto zwycięstwo było symboliczne. Te wszystkie zawirowania były dla nas motywacją.

To, że przez tyle miesięcy zespół się nie rozsypał, to zasługa Macieja Stolarczyka?

Ciężka sytuacja była od początku sezonu. Przez ostatnie miesiące każdy z nas czekał na dobre wieści, ale przy takich problemach nie da się ukryć złego samopoczucia. Wszystkim, jako drużynie, pomogło to, że mówiliśmy wspólnym językiem. Powiedzieliśmy sobie, że razem przetrwamy i jakoś się udało. Trener dał nam poczucie, że jedność może przenosić góry.

Na razie nie macie jednak pieniędzy, a tylko ich obietnicę. A przed wami arcytrudny mecz z Lechem Poznań.

Mamy nadzieję, że sprawy finansowe zostanę uregulowane przed meczem, ale nawet jeśli nie, to i tak zagramy. Przecież w piątek powalczymy nie tylko o przyszłość klubu, ale i naszą.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.