14 grudnia 2011 roku kibice Wisły przeżyli jeden z największych zwrotów akcji w historii klubu. - Niesamowita historia dzieje się na naszych oczach – krzyczał Mateusz Borek po zwycięstwie Wisły Kraków w meczu Ligi Europy przeciwko Twente Enschede (2:1). Chwilę wcześniej na Craven Cottage w Londynie bramkę dla Odense strzelił Djiby Fall i Biała Gwiazda mogła się cieszyć z niespodziewanego awansu do 1/16 finału rozgrywek. Mało kto przypuszczał, że dla kibiców z Krakowa będzie to jak pocałunek śmierci, a zwycięstwo okaże się pyrrusowym. Dokładnie siedem lat później, czyli 14 grudnia 2018 roku Wisła Kraków znalazła się w sytuacji niemal bez wyjścia. Ogromna dziura budżetowa, sięgająca około 30 milionów złotych, informacja o wycofaniu się inwestorów, z których każdy ma Białą Gwiazdę w sercu. Inwestorzy zdali sobie jednak sprawę z tego, że nie są w stanie zapłacić 15 milionów złotych w ciągu kilku miesięcy, a tyle potrzeba, żeby Wisła uzyskała licencję na grę w kolejnym sezonie. Siedem lat temu Wisła potrzebowała cudu by awansować dalej, teraz potrzebuje cudu, żeby przetrwać.
W środę nc+ i TVP ogłosiły z wielką pompą nabycie praw do Lotto Ekstraklasy w kolejnych dwóch sezonach. Rekordowy kontrakt opiewający na 500 milionów złotych miał być wielkim kopem dla klubów, które zarobią około 40 procent więcej z tytułu praw telewizyjnych. W Ekstraklasie upadały już wielkie marki jak Widzew Łódź, Ruch Chorzów, Polonia Warszawa czy ŁKS Łódź. Każdy z dużą historią i olbrzymią piłkarską tradycją. Ewentualny upadek Wisły Kraków przebije jednak tamte wydarzenia i to nawet razem wzięte. Żaden z tamtych klubów w momencie upadku nie miał takiej popularności, jak Wisła Kraków po siedmiu latach kryzysu.
Statystyki oglądalności Lotto Ekstraklasy w poprzednim sezonie mówią bowiem jasno. Najbardziej medialnym klubem jest Legia Warszawa, której oglądalność meczów jest zdecydowanie największa (żeby nie zaburzać danych nie braliśmy pod uwagę meczu Legii z Lechem pokazywanym w TVP). Jeśli jednak popatrzymy na transmisje w nc+ i Eurosporcie, to mecze Legii gromadziły średnio 150 tysięcy widzów. Na drugim miejscu znajduję się jednak Wisła Kraków ze średnią na poziomie 130 tysięcy widzów, a trzeci jest Lech Poznań, który przyciąga ok. 129 tysięcy widzów. Trzeba mieć jednak na uwadze, że pięć meczów Wisły było pokazanych na Eurosporcie, przez co mogło go oglądać więcej kibiców, ale z drugiej strony mecze Wisły budowały też oglądalność francuskiej stacji, bo spotkania Białej Gwiazdy oglądały się po prostu najlepiej.
Nie można zatem założyć, że Wisła miała większą oglądalność niż Lech Poznań (bo Eurosport ma większe zasięgi), ale z pełną stanowczością można stwierdzić, że jej mecze oglądały się znacznie powyżej średniej Ekstraklasy (ok. 100 tysięcy na mecz), a klub po prostu nadal przyciąga widzów i to mimo tego, że od lat nie walczy już o mistrzostwo Polski. Upadek Wisły byłby więc olbrzymią stratą również dla TVP, która nabyła prawa do pokazywania ligi, a marka Wisły nadal przyciągałaby tzw. niedzielnych widzów, którzy pamiętają wielkie mecze z Schalke, Parmą czy rywalizacje z Realem Madryt. Po prostu liga straci na tym bardzo dużo. Co więcej, w mediach społecznościowych od kilku dni pojawia się również mnóstwo komentarzy kibiców Wisły, którzy przyznają, że nie przedłużą umowy z nc+ jak ich klub nie będzie grał w Ekstraklasie.
– To może być jakiś problem, bo wielu z tych fanów, którzy są z platformą od wielu lat, a pierwsze umowy podpisywali, jak Wisła liczyła się w Europie. Straty widzów premium, czyli tych z najdroższymi pakietami sportowymi bolą najbardziej – mówi nam jeden z pracowników nc+.
Bankructwo Wisły Kraków to także wielka strata dla miasta Krakowa, które zostanie z olbrzymim stadionem, którego utrzymanie spadnie na barki miasta, a koszty szacowane są na około cztery miliony złotych rocznie.
O przyszłość Wisły mocno walczył Wojciech Kwiecień, czyli właściciel sieci aptek. To on namówił Wiesława Włodarskiego, czyli właściciela firmy FoodCare, a także prowadził rozmowy z firmami Antrans oraz Dasta Invest. Po dokonaniu audytu biznesmeni zdali sobie jednak sprawę z tego, że nie uda im się uratować klubu, który od lat mają w sercach, bo do tego potrzeba około 14-15 milionów złotych wpłaconych do marca. Jak ustalił Sebastian Staszewski ze Sport.pl realny dług wynosi 22 mln 600 tys. zł. Klub licznym podmiotom zalega łącznie ok. 30 mln, ale część tego długu jest zabezpieczona wpływami z praw telewizyjnych (objęte taką cesją jest m.in. 5 mln zł, które trafi na konta krakowskiego ratusza). Najbardziej palącym problemem są obecnie zaległe pensje piłkarzy i sztabu szkoleniowego. Te zaległości wynoszą aż 6 mln zł (łącznie z wypłatami za grudzień będzie to 7 mln). Jak ustalił Sport.pl, miesięczne utrzymanie pierwszej drużyny kosztuje 800 tys. zł (150 tys. kosztuje sztab) i w takim tempie – milion na miesiąc – powiększa się finansowa dziura.
Mimo że Wisła Kraków jeszcze rozmawia z potencjalnymi inwestorami, to czasu jest coraz mniej, a wszystko wskazuje na to, że w poniedziałek piłkarze złożą wezwanie do zapłaty, po którym klub będzie miał zaledwie 14 dni na wypłacenie wynagrodzeń. Pieniędzy w kasie jednak nie ma, dlatego już wkrótce Wisła może po porostu stracić wszystkich piłkarzy.
Właśnie dlatego mecz z Wisłą Płock będzie ważny dla układu tabeli Lotto Ekstraklasy. Jeśli piłkarze zagrają w piątek o 18, to Biała Gwiazda zaliczy połowę sezonu i nie będzie potrzeby weryfikowania rozegranych dotąd meczów, gdyby klub wycofał się z rozgrywek. A to mogłoby wywołać przetasowania w tabeli, bo Wisła mimo kłopotów zdobyła już 26.