Ekstraklasa. Piotr Stokowiec zamknął w Gdańsku dom spokojnej starości i otworzył obóz przetrwania. Maszeruj albo giń

W Gdańsku zamiast domu spokojnej starości Piotr Stokowiec postanowił otworzyć piłkarski obóz przetrwania. Od początku roku szkoleniowiec pozbywa się z Lechii zawodników po trzydziestce - ostatnio Milosa Krasicia. I triumfuje: klub znad morza jest liderem Ekstraklasy.

Jeszcze kilka miesięcy temu na tarasie jednej z najmodniejszych nadmorskich restauracji jeden z piłkarzy Lechii Gdańsk żartował: „Mówimy czasem, że ten klub to dom spokojnej starości.Bo starzy jesteśmy i mieszkamy w miejscu do którego ludzie chcą przyjeżdżać na wakacje”. Lechia była wtedy drużyną z jedną z najwyższych średnich wieku w Ekstraklasie i jedną z najniższych średnich zdobytych punktów. Kibice mogli tylko wzdychać do chwil, gdy zespół Piotra Nowaka do ostatniej kolejki walczył o mistrzostwo. Wtedy „starzy” byli dobrzy. Rok później już nie, bo klub czuł intensywny zapach spadku. Na koniec sezonu Lechia zajęła trzynaste miejsce – zaledwie trzy punkty nad zlatującą z ligi Bruk-Bet Termaliką Nieciecza.

Koniec sezonu był jednak dopiero początkiem projektu firmowanego przez Piotra Stokowca. Trener niczym nowy szeryf zaczął wprowadzać swoje porządki. Najbardziej ucierpieli na nich piłkarze po trzydziestce, których w ciągu kilku miesięcy szkoleniowiec się pozbył. Jednym z ostatnich jest Serb Milos Krasić, który niedzielny mecz z Legią Warszawa obejrzy jako kibic.

Kiedyś Juventus, ostatnio zesłanie do IV ligi

Krasić przyleciał do Gdańska w sobotę wieczorem. Kilka dni wcześniej spakował się i wrócił do Serbii. Po kilkumiesięcznych przepychankach z działaczami 34-latek zgodził się rozwiązać umowę, która miała obowiązywać do końca sezonu. Dzięki temu Lechia zaoszczędzi nawet kilkaset tysięcy złotych, bo pensja byłego pomocnika CSKA Moskwa i Juventusu należała do najwyższych w klubie. W trakcie meczu Krasić zostanie pożegnany z honorami, których brakowało w ostatnich tygodniach. Mający w CV finał Pucharu UEFA i kilkadziesiąt meczów w reprezentacji piłkarz wegetował w IV lidze (piąty poziom rozgrywek). Jego kompanem z drużyny był zawieszony przez Komisję Ligi Sławomir Peszko oraz kilkunastu nastolatków.

O tym, że dla Krasicia zabraknie miejsca w zespole, Stokowiec miał poinformować go przed ostatnim meczem poprzedniego sezonu z Sandecją Nowy Sącz. Lechia była wtedy pewna utrzymania się w Ekstraklasie, a 46-latek mógł z całą siłą rozpocząć realizację swojego planu. Czuł się już mocny. Przychodził w krytycznym momencie i to on pomagał Lechii, a nie ona jemu. Otrzymał misję: utrzymać się lidze. I utrzymał się. Kolejny ruch należał więc do niego.

Marszałek i jego armia

O Stokowcu mówi się, że przypomina Adama Nawałkę. Też jest pracoholikiem i dyktatorem. W klubie spędza prawie cały dzień: analizuje, trenuje, szuka, poprawia, decyduje. Chce być jak marszałek, który każdą kolejną wyprawę ma zaplanowaną w najdrobniejszym szczególe. Dla niego – jak dla Nawałki – podstawą sukcesu jest zdyscyplinowana armia. Ci, którzy nie maszerują równo, giną. Marco Paixao nie maszerował równo. To on jako pierwszy padł ofiarą determinacji Stokowca. Jak wspominają dziś pracownicy klubu, Portugalczyk być może stał się kozłem ofiarnym, bo szkoleniowiec uznał, że pikujący zespół potrzebuje wstrząsu. Marco sam się zresztą podłożył. Gdy trener powołał go na sparing z Chojniczanką Chojnice, piłkarz wykręcił się kontuzją kolana. Stokowiec wysłał go więc do fizjoterapeuty, ale zawodnik wolał wybrać się do Portugalii. To właśnie niesubordynacja była powodem degradacji najlepszego strzelca zespołu do drugiej drużyny. Choć Paixao twierdzi, że chodziło o niechęć Stokowca.

– To on podjął decyzję, że ma mnie w klubie nie być. Myślę, że nie lubił mnie od samego początku i szukał powodu, aby odsunąć mnie od reszty. Ludzie z Gdańska chcieli, abym został, ale trener był przeciwko mnie. Mógł być albo on, albo ja – tłumaczył Sport.pl Paixao z którym rozmawialiśmy cztery miesiące temu. Gorzkie żale nie robiły żadnego wrażenia na Stokowcu, który wciąż robił swoje. Zespół otrzymał jasny komunikat: nie ma żadnych świętych krów, a decyzje podejmuje trener. Trzy miesiące po tym jak wyrzucono z zespołu Paixao, padło na Krasicia. Jego zesłanie trwało do 1 grudnia, gdy Serb rozwiązał kontrakt. W obu przypadkach kontrowersyjne postanowienia Stokowca obroniły się same – na murawie.

Nadchodzi młodość

Stokowiec podjął także inną decyzję: kadrę należy odmłodzić. W przypadku Lechii nie była to wcale populistyczna zagrywka, ale działanie dopasowane do czasu i miejsca. Mówił o nim już Adam Owen, który w wywiadach lubił powtarzać o „transition period”, czyli okresie przejściowym. Walijczyk nie zdążył jednak wprowadzić w życie swojego planu, bo po serii meczów bez zwycięstwa został z klubu zwolniony. Bez zwłoki zrobił to natomiast Stokowiec.

Gdy rok temu Lechia rozpoczynała mecz z Górnikiem Zabrze w składzie znalazło się siedmiu piłkarzy po trzydziestce: Dusan Kuciak, Grzegorz Wojtkowiak, Jakub Wawrzyniak, Krasić, Peszko i bracia Paixao. W ostatnim spotkaniu ze Śląskiem Wrocław było ich dwóch: Flavio Paixao i Błażej Augustyn. Miejsce Kuciaka zajmuje powoli młodszy Zlatan Alomerović. W obronie pojawili się 20-letni Karol Fila i 25-letni Michał Nalepa. Zamiast Krasicia gra 23-letni Jarosław Kubicki, a zamiast Paixao – 22-letni Lukas Haraslin. Prawie każdy z nich jest silnym punktem drużyny, która jest liderem Ekstraklasy i o pięć punktów wyprzedza Legię. „Transition period” o którym opowiadał Owen, Stokowiec przeprowadził bez jednego słowa.

Zimą kolejna fala wyjazdów?

W Lechii rewolucje powtarzane są z częstotliwością fal dobijających do gdańskich plaż. Poza Paixao, który wyjechał do Turcji, latem klub opuścili: Mato Milos (CF Aves), Grzegorz Kuświk (Stal Mielec), Joao Oliveira (Lausanne-Sport) czy Simeon Sławczew (Karabach). W grupie zawodników z którymi pożegnano się był też Jakub Wawrzyniak, który trafił do GKS-u Katowice. 49-krotny reprezentant Polski przez trzy i pół roku był podstawowym obrońcą Lechii (jako piłkarz tego klubu pojechał na mistrzostwa Europy do Francji), ale w koncepcji Stokowca nie było dla niego miejsca. Nie było go także dla innego kadrowicza Grzegorza Wojtkowiaka, który z Lechią ma ważną umowę, ale w trwającym sezonie nie rozegrał nawet jednego meczu. Jego kontrakt kończy się 30 czerwca i wtedy 34-latek pożegna się z drużyną. Do tego czasu Wojtkowiak – podobnie jak wcześniej Krasić – będzie występował w IV lidze.

Nieznana jest natomiast przyszłość Peszki, który nie mógł grać za karę po faulu na Arvydasie Novikovasie, a później został przesunięty do drugiej drużyny za słowną sprzeczkę z trzecim trenerem. Nieoficjalnie przy Traugutta mówi się, że Stokowiec i jego nie chce już w zespole, choć 33-latka tak szybko nie wolno skreślać. Szczególnie, że zimą być może Lechię opuści kuszony przez silniejszej kluby Haraslin. Gdyby życie napisało taki scenariusz, Peszko nagle okazałoby się nad morzem potrzebny. Skrzydłowy ma umowę obowiązującą aż do 2020 roku. Jeszcze niedawno rozważał ewentualny wyjazd do MLS. Pojawiła się też plotka, jakoby był na transferowej liście Lecha Poznań, ale pogłoskę zdementował dyrektor sportowy Tomasz Rząsa. Być może po prostu Peszko zostanie i będzie maszerował. Wtedy zamiast drugiej drużyny czeka go walka o mistrzostwo. Krok ku tytułowi Lechia może zrobić już w niedzielę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.