Lech Poznań - Śląsk Wrocław 2:0. Okres przejściowy Kolejorza

Trener Adam Nawałka zastosował leczenie doraźne. Punkty mają być gromadzone za wszelką cenę, a dopiero za miesiąc przyjdzie czas na poważne operacje.

Tłumienie objawów

Trzecia minuta meczu. Poznaniacy przez ponad 20 sekund próbują wprowadzić piłkę do gry z linii obrony. Zamiast cierpliwości, jest bezradność i całkowity brak wiary.

Trener dokonał bardzo racjonalnego podziału pracy. W tym momencie liczą się tylko aspekty psychologiczne i delikatne korekty, ponieważ pewność siebie w równym stopniuwymaga poświęcenia uwagi, co wszystkie elementy taktyczne.

Dlatego w sztabie szkoleniowym palą się długopisy i lepiej, żeby to były one niż głowy. Lista problemów wcale się nie zmniejsza, ale mimo wszystko w Poznaniu twardo trzymają się swojej koncepcji. I dobrze, bo nikt nie potrzebuje kolejnej rewolucji, która przyniesie krótkowzroczne efekty.

Jeden krok został już wykonany. Lech wymęczył zwycięstwo, które ma wartość o wiele większą niż trzy punkty dopisane do ligowej tabeli. Jednym z istotnych elementów kuracji jest przecież motywacja.

Piłkarski pozytywizm

Praca u podstaw w przypadku Kolejorza nabiera szerszego znaczenia. Szkoleniowiec dosłownie musi zacząć od fundamentów, ponieważ jego podopieczni nie radzą sobie z najbardziej bazowymi elementami.

W momencie wprowadzenia piłki do gry, gospodarze trzymali się kilku stałych wariantów. Najczęściej w spotkaniu ze Śląskiem odpowiedzialność spadała na stoperów i Tibę, natomiast znacznie rzadziej tę rolę przejmował Burić. Nie oznacza to jednak, że postawiono na rozegranie od początku do końca krótkimi podaniami.

.. .

Najbardziej typowy wycinek z meczu. Vujadinović i Janicki stanowią dość łatwy łup dla przeciwnika, który nie ma większych problemów, żeby wyłączyć ich z gry. Boczni obrońcy (Gumny, Kostewycz) są w tym momencie ustawieni dość wysoko i szeroko, a środek pola (Tiba, Trałka) nie zawsze utrzymuje odległości umożliwiające dokładne podanie. Nietrudno się dziwić, że ofensywne trio wrocławian (Robak, Cholewiak, Chrapek) może niewielkim nakładem sił opóźnić rozegranie poznaniaków.

Tak naprawdę lechici dali na to przyzwolenie. Śląsk w większości przypadków nie podchodził na tyle wysoko i agresywnie, żeby najlepszym rozwiązaniem była wymiana podań w obrębie defensywy przez nawet kilkanaście sekund. Tak samo, jak w poprzednich starciach, tak i teraz, byli bardzo rozrzuceni po boisku. W ten sposób przeciwnik mógł z powodzeniem „wkleić” się w przestrzenie między częściami formacji.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na samo podanie wprowadzające. Mimo mozolnego i bardzo czasochłonnego przygotowania rozegrania, podopieczni trenera Nawałki bardzo często tracili futbolówkę zaraz po tym, jak opuściła ona linię obrony. Wszystko dlatego, że zwykle, nawet po kilkunastu sekundach na tyłach, i tak kończyło się na długiej piłce od Tibybezpośrednio na ofensywę. W innych przypadkach zagrania były na tyle czytelne, że gościom wystarczyło przesunięcie graczy o kilka kroków w kierunku połowy rywala.

Jak najmniej ryzyka

Biorąc pod uwagę formę poszczególnych zawodników i to, że często sami dla siebie stanowią zagrożenie, szkoleniowiec stara się unikać sytuacji potencjalnie niebezpiecznych. Z tej prostej przyczyny, przynajmniej na tym etapie, jego podopieczni wcale nie muszą za wszelką cenę utrzymywać się przy piłce. W momencie zagrożenia, zdecydowanie wygrywały proste środki, a nie ryzykowna gra pod presją.

.. .

Dobrze obrazuje to 50. minuta meczu, gdy Śląsk faktycznie podszedł wyżej. Na powyższej grafice widać, że Trałka nie szuka na siłę gry do przodu, tylko spokojnie wycofuje do Vujadinovicia, a ten oddaje futbolówkę Buriciowi. Bramkarz Kolejorza nie poradził sobie z pressingiem Robaka i Cholewiaka – zamiast dalekiego zagrania do przodu, piłka wylądowała poza boiskiem.

To wszystko sprawiało, że grze zdecydowanie brakowało płynności, a mimo wszystko „zalecenia” sztabu nie uchroniły jego podopiecznych przed groźnymi stratami, które kończyły się kontratakami przeciwnika (np. w 45. minucie, gdy wrocławianie znaleźli się w sytuacji 4v3, a po podaniu Robaka akcja spaliła na panewce lub kiedy Janicki zagrał dorywala).

Najpierw głowa, później nogi

Wiele problemów Kolejorza można sprowadzić do całkowitego braku wiary w nie tylko swoje możliwości, ale przede wszystkim drużyny jako całości. Każda kolejna strata piłki, przerwa w grze, niedokładne podanie – te elementy mają wpływ na i tak osłabioną pewność siebie lechitów.

Dość wyraźnie jest to widoczne na przykładzie Amarala, który po strzelonej bramce nie ukrywał emocji – jakby w jednym momencie wszystko z niego „zeszło”. Warto wziąć pod uwagę zarówno reakcję po golu, jak i to, co działo się przed nim.

.. .

Doskok do Radeckiego, odegranie do Klupsia, pokazanie się do gry Gytkjaerowi. Portugalczyk zajął się i wykończeniem, i rozegraniem. W pewnym sensie jest w tym coś symbolicznego, bo na palcach jednej ręki można policzyć sytuacje poznaniaków w tym meczu, gdy faktycznie któryś z zawodników zamiast opóźniać rozegranie, w końcu je przyspieszył. A jeśli ktoś się tym zajmował, to właśnie Amaral.

Na ocenę metod działania trenera Nawałki jeszcze przyjdzie czas, niemniej jednak wyciąganie jakichś dalekosiężnych wniosków byłoby zupełnie niemiarodajne. Najpierw musi nadać drużynie określony kształt, a dopiero później w nim rzeźbić.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.