Adam Nawałka chce, Legia Warszawa nie. Czy Lech Poznań przygarnie Krzysztofa Mączyńskiego?

Adam Nawałka chciałby pracować z Krzysztofem Mączyńskim. Nie wiadomo jeszcze, co na to komitet transferowy, który działa w Lechu Poznań. Ale wiadomo, że w Legii Warszawa nikt z Mączyńskim przyszłości nie wiąże.

Jaki jest status Krzysztofa Mączyńskiego - zapytał dziennikarz. - Jego sytuacja się nie zmieniła - odparł trener Legii Warszawa. - A kiedy panowie rozmawiali ze sobą po raz ostatni - dopytywał dalej dziennikarz. - Przyszedł pan tu tylko po to, by rozmawiać o Mączyńskim, to naprawdę jest tak ważne dla pana - kontrował od razu trener. - Tak, to jest ważne - odpierał dziennikarz. - To jedyna ważna rzecz dla pana - upewniał się trener. - Nie, nie jedyna - odpierał dalej dziennikarz, po czym od trenera m.in. usłyszał: - Nie jest pan profesjonalistą, nie traktuje mnie pan poważnie, nie szanuje drużyny. Czy ktoś pana nasłał, by o to zapytać?

Do tej wymiany zdań doszło podczas piątkowej konferencji prasowej, która poprzedzała mecz Legii z Koroną Kielce (3:0). Nie był to pierwszy raz, kiedy pytania o Krzysztofa Mączyńskiego wyprowadziły Ricardo Sa Pinto z równowagi. - Na jego pozycji mam pięciu zawodników. Cafu, Domagoj Antolić i Andre Martins są w tej chwili wyżej w hierarchii, a jest przecież jeszcze Chris Philipps. Trudno, przy tylu piłkarzach, znaleźć miejsce dla wszystkich. Taka liczba pomocników utrudniała mi prowadzenie treningów - tłumaczył Portugalczyk we wrześniu, kilka dni po tym, jak klub poinformował, że przesunął 31-letniego pomocnika do trzecioligowych rezerw.

Piłkarz, którego nie chce Legia

49 meczów, cztery gole, cztery asysty. To dorobek Mączyńskiego w Legii. Dorobek, którego raczej nie poprawi, bo w Warszawie nikt już na niego nie liczy. Wszyscy, włącznie z Ricardo Sa Pinto, liczą natomiast, że zimą Mączyński znajdzie sobie nowy klub. Że opuści stolicę już teraz, czyli pół roku przed wygaśnięciem kontraktu, na mocy którego miesięcznie pobiera 120 tys. zł. Słowem: dużo. A nawet bardzo dużo, bo mowa przecież o graczu, którego Sa Pinto w połowie września wyrzucił do trzecioligowych rezerw. Oficjalnie ze względu na tłok w środku pola, który przeszkadzał mu w treningach. Nieoficjalnie właśnie ze względu na zarobki. Zbyt wysokie, zupełnie nieadekwatne do tego, co Mączyński prezentował na początku sezonu oraz zapisy w jego umowie, które mogłyby sprawić, że jeśli nadal grałby w Legii, jego dwuletni kontrakt - podpisany w lipcu zeszłego roku - zostałby automatycznie przedłużony o kolejne 12 miesięcy.

A tego nie chce już ani Legia, ani chyba nawet sam Mączyński, który w tej chwili nawet nie trenuje z trzecioligowymi rezerwami, tylko przebywa w Krakowie, gdzie leczy kontuzjowane plecy. - Nie było sensu, żeby tutaj z nami był. Jesteśmy już w okresie roztrenowania, za chwilę zaczynamy urlopy - tłumaczy Piotr Kobierecki, trener trzecioligowych rezerw. - Ale do Krzyśka nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. To profesjonalista, wzór do naśladowania dla młodszych zawodników. Pracował na treningach, w meczach też dawał z siebie wszystko. W trakcie spotkania z MKS Ełk poprosił nawet, bym nie ściągał go z boiska po godzinie, bo chce pomóc drużynie, która roztrwoniła dwubramkowe prowadzenie. I pomógł, wygraliśmy 3:2. Jego pracy należy się duży szacunek - dodaje Kobierecki, u którego Mączyński jesienią zagrał w trzech spotkaniach, strzelił jednego gola.

Piłkarz, którego chce Nawałka

Arłamów, końcówka zgrupowania kadry przed mundialem. Mączyński w towarzystwie ochroniarza idzie hotelowym korytarzem. Niby wszystko jest w porządku - niczego nie podejrzewamy, bo piłkarze, których otacza tam masa kibiców, regularnie poruszają się z obstawą. Ale pół godziny później - kiedy widzimy, że reszta zawodników dopiero schodzi z treningu - zaczynamy już coś podejrzewać. Następnego dnia rano dowiadujemy się, że Mączyński pojechał na usg. Sztab kadry od razu uspokaja, że to nic poważnego - ot, zwykłe przeciążenie. Mijają dwa dni i okazuje się jednak, że wcale nie takie zwykłe - Adam Nawałka ogłasza, że nie zabiera piłkarza na mundial.

Zaskoczenie jest spore, ale pewnie byłoby większe, gdyby nie kontuzja barku Kamila Glika, która przysłania wszystko. Obrońca AS Monaco ostatecznie leci na MŚ, ale jego ważące się do samego końca losy, sprawiają, że Mączyński znika z tej kadry trochę niezauważony. A znika przecież nie byle kto, bo Mączyński to piłkarz, który rósł razem z reprezentacją Nawałki. Jest jednym z odkryć selekcjonera. Zawodnikiem, którego Nawałka najpierw w 2011 r. ściągnął do Górnika Zabrze, a po kilku latach zbudował w drużynie narodowej.

Ale nie wiadomo, czy chce Lech

Teraz ich drogi znowu mogą się przeciąć. - Obecny sztab Lecha chce Mączyńskiego - deklarują osoby z otoczenia Nawałki. Ale to, że Nawałka chce, nie znaczy, że chce Lech. W klubie działa bowiem komitet transferowy, który byłemu selekcjonerowi w tej kwestii nie oddał pełnej władzy. To właśnie komitet - w którego skład wchodzą Nawałka, Karol Klimczak (prezes), Piotr Rutkowski (wiceprezes), Tomasz Rząsa (dyrektor sportowy), Jacek Terpiłowski (szef skautingu) - gremialnie decyduje o transferach.

Nawałka ma prawo weta. Jako jedyny może się nie zgodzić, jeśli np. ktoś z komitetu zamiast Mączyńskiego, zaproponuje mu innego środkowego pomocnika. Ale na razie nie wiadomo, by proponował. Na propozycję czeka też Legia, do której nikt z Poznania się nie zgłaszał. Krzysztof Pańtak, czyli menedżer piłkarza, też w ostatnich dniach był nieuchwytny. We wtorek usłyszeliśmy, że przebywa w Hiszpanii. Jego współpracownik, zapytany o przyszłość Mączyńskiego, poprosił nas o telefon pod koniec tygodnia.

Więcej o:
Copyright © Agora SA