Siedem zwycięstw w ostatnich ośmiu meczach, a w ostatnich dziesięciu więcej punktów niż Lechia Gdańsk, Jagiellonia Białystok czy Legia Warszawa. Awans z końca tabeli na miejsce w pierwszej ósemce, i zapowiedzi, że to dopiero początek. Po fatalnym starcie sezonu Pogoń Szczecin zaskakuje i pokazuje, że jest jednym z poważnych faworytów do znalezienia się w grupie mistrzowskiej.
Dobrych wyników i seryjnie wygrywanych meczów nie byłoby, gdyby nie trener Kosta Runjaic, w którego zapatrzeni są zawodnicy Portowców. Ale o nim za chwilę, bo i jego w Szczecinie by nie było, gdyby nie cierpliwość i zaufanie zarządu. Coś, czego polskim klubom brakuje. Wystarczy bowiem spojrzeć na to, w jak fatalnej sytuacji po ośmiu kolejkach znajdowała się Pogoń. Ta sama Pogoń, która w ubiegłym sezonie, już pod wodzą Runjaicia, w dobrym stylu wywalczyła utrzymanie, a w tym miała być jedną z rewelacji (którą ostatecznie i tak jest, ale z opóźnieniem).
Zespół ze Szczecina po ośmiu kolejkach znajdował się na końcu tabeli, na swoim koncie mając cztery porażki i cztery remisy, krótko mówiąc - cztery punkty i dorobek gorszy, niż drużyny, które miały się bić o utrzymanie. Jarosław Mroczek, prezes Pogoni, stanowczo przyznawał jednak, że o zmianie trenera w klubie nikt nie myślał. I rzeczywiście tak było, bo Runjaić otrzymał ogromny kredyt zaufania po to, by wprowadzić swoją filozofię gry. Filozofię, której próżno szukać w innych drużynach Ekstraklasy.
Runjaić od początku miał pomysł na Pogoń. Miał pomysł na każdego jej zawodnika, czego doskonałym przykładem jest Sebastian Walukiewicz. 18-latek przyznał w rozmowie ze Sport.pl, że trener rozmawiał z nim już zimą, kiedy ten był jeszcze w głębokich rezerwach Portowców. Poprosił go wówczas o zaufanie i powiedział, że ma na niego plan.
Plan miał na wszystko. A przede wszystkim na stworzenie drużyny grającej widowiskowo. - Kocham efektowny futbol - mówi trener. - Nigdy nie będę ograniczał się do kick and rush [kopnij i biegnij - red.] - podkreślał po jednym ze zwycięstw. Od początku wiedział też, że to wszystko jest możliwe. I pracował, bardzo ciężko. Kiedy w maju przeszedł operację kolana, zapraszał swoich współpracowników do domu, by odbywać z nimi kilkugodzinne narady. Kilka godzin dziennie spędzał też na rehabilitacji, by jak najszybciej wrócić do zdrowia i zajęć z zespołem.
Pogoń Runjaicia ma spokojnie budować akcje, wymieniać podania i czekać na błąd rywala. A nawet nie tyle czekać, ile samemu do tych błędów zmuszać. Bo filozofia niemieckiego trenera nie jest nieudolną próbą naśladowania tiki-taki. Nie ma w niej nieskończonej ilości podań w linii defensywnej, są za to odważne - i rozważne - zagrania do przodu, a także bardzo częsta wymiana podań z pierwszej piłki w środki pola. Wymiana, za którą najczęściej odpowiada sprowadzony latem Tomas Podstawski, uzupełniany przez Kamila Drygasa. Pierwszy częściej angażuje się w poczynania ofensywne, drugi natomiast częściej wykonuje czarną robotę. Sami jednak nie są, bo polecenie rozgrywania i wyprowadzania piłki otrzymują także środkowi obrońcy. Zdradził nam to Walukiewicz, ale i bez tego jest to widoczne gołym okiem.
Doskonałym tego przykładem może być wygrany mecz z Legią Warszawa, gdzie 18-latek często pomagał w linii pomocy, kilka razy próbował także dryblingu, który zazwyczaj kończył się powodzeniem. Goście byli natomiast zdezorientowani, podobnie jak większość rywali Portowców. I podobnie, jak większość ich rywali, kompletnie nie radzili sobie z błyskawicznym pressingiem piłkarzy Pogoni, którzy często podwajali, a nawet potrajali ataki na rywala.
Kluczem do dobrych wyników Pogoni jest jednak nie tylko skuteczna taktyka, ale także atmosfera. Łukasz Załuska jakiś czas temu przyznał, że po jednym ze spotkań, tych nieudanych, zespół zebrał się w szatni, porozmawiał, i po prostu postanowił, że stadion w Szczecinie ma się stać twierdzą. I nie było to tylko banalne stwierdzenie, a coś, w co uwierzyli wszyscy.
Przede wszystkim uwierzyli zawodnicy młodzi, bo to na nich Runjaić zbudował drużynę Pogoni. Wystarczy spojrzeć na liczby piłkarzy poniżej 23 lat. Sebastian Walukiewicz - 18 lat, 14 meczów; Adrian Benedyczak - 18 lat, 9 meczow; Sebastian Kowalczyk - 20 lat - 10 meczów. A są jeszcze przecież Adam Buksa i Hubert Matynia, mający za sobą pierwsze powołania do dorosłej reprezentacji Polski. Niemal wszystkimi interesują się już kluby zagraniczne. W Pogoni zgodnie jednak podkreślają, że wyprzedaży nie będzie. Mówią też, że mają plan, jak zastąpić ewentualne ubytki.
O tym, że zawodnikami Portowców interesują się już kluby zagraniczne, doskonale świadczy obecność wysłanników drużyn z TOP5. Na meczach Pogoni wysłannicy Arsenalu, Genoi czy klubów z Hiszpanii, to już bardziej stali bywalcy, niż niespodziewani goście. Władze klubu same przyznają bowiem, że ludzie z Londynu zawiesili oko na Walukiewiczu, a innych różne drużyny też obserwują.
Walukiewicz w ogóle powoli staje się obiektem codziennych spekulacji brytyjskich mediów. „The Sun” pisał niedawno, że Arsenal bój o „polski talent” stoczy z FC Barceloną. Zresztą tak samo, jak „Daily Mirror”, czy portal arsenalcore.com, który 18-latka określił mianem „wonderkid”, co w tłumaczeniu oznacza „cudowne dziecko”. Sam zawodnik przyznaje jednak, że Szczecin opuścić może dopiero latem. Najpierw chce skończyć szkołę, zdać prawo jazdy, a przede wszystkim nauczyć się języka. Wie bowiem, że wiele polskich talentów przez brak znajomości języków obcych za granicą sobie nie poradziło.
Walukiewicz podkreśla, że na razie myśli o grze dla Pogoni, bo może z nią coś osiągnąć. Co? Inni mówią, że na pewno coś większego, niż aktualnie zajmowane siódme miejsce. Zdaniem piłkarzy Portowców, to bowiem dopiero początek, więcej dopiero pokażą.