Lech Poznań wciąż chce walczyć o mistrzostwo. Dyrektor sportowy: Nawet bez wzmocnień możemy to zrobić

Zima będzie spokojna. Jeżeli kogoś kupimy to tylko, jeśli zagwarantuje podniesienie jakości. Mając piłkarzy, którymi trener Adam Nawałka dysponuje w tej chwili, i tak musimy bić się o mistrzostwo Polski - powiedział Sport.pl dyrektor sportowy Lecha Poznań Tomasz Rząsa.

Sebastian Staszewski: Od tygodnia Lech Poznań ma nowego trenera. Czy to oznacza, że rewolucja czai się za rogiem Bułgarskiej?

Tomasz Rząsa: Na ostatnim treningu Adam Nawałka miał do dyspozycji 27 piłkarzy, którzy są w pierwszym zespole. To rozbudowana kadra. Dlatego zimą raczej trudno spodziewać się jakiejś rewolucji. Jeżeli kogoś kupimy to tylko, jeśli zagwarantuje nam podniesienie jakości.

Bez wzmocnień będziecie mieli wystarczającą jakość, aby walczy o mistrzostwo Polski?

Jestem o tym przekonany. Mając wyłącznie piłkarzy, którymi trener dysponuje w tej chwili, i tak powinniśmy bić się o mistrzostwo. Wiem, że strata do Lechii Gdańsk jest dość duża, ale z naszej perspektywy niczego to przecież nie zmienia. I tak powinniśmy robić wszystko, aby tę różnicę zniwelować. Uważam, że z przyjściem Adama Nawałki taki scenariusz jest możliwy.

Rozmawiał pan z Nawałką o zimowych transferach?

Wstępne rozmowy były, ale jest zdecydowanie za wcześnie na konkrety.

To skąd biorą się nazwiska piłkarzy, których Lech podobno chce sprowadzić: Jesusa Imaza, Sławomira Peszki czy Krzysztofa Mączyńskiego?

Nie mam pojęcia. W tej chwili nie istnieje lista przygotowana wspólnie z trenerem Nawałką. Oczywiście mamy poprzednią wersję, stworzyliśmy ją z Ivanem Djurdjeviciem. On mógł ocenić przydatność niektórych zawodników, miał czas, aby stwierdzić na których pozycjach potrzebujemy wzmocnień. Nawałka tego czasu jeszcze nie miał. Sam musi się przekonać jaką kadrą dysponuje. Nie mam wątpliwości, że widział ostatnie mecze Kolejorza, ale wiem też, że ocena wystawiona po obserwacji zachowania na co dzień, może być całkiem inna niż ta, którą wystawia się po obejrzeniu meczu w telewizji. Dlatego poczekamy jeszcze ze dwa, może trzy tygodnie, i dopiero wtedy z konkretami usiądziemy do tematu zimowych wzmocnień.

Nawałka zaakceptował istnienie komitetu transferowego w skład którego poza nim i panem wejdą prezes Karol Klimczak, wiceprezes Piotr Rutkowski i szef skautingu Jacek Terpiłowski. Wiemy też, że trener jako jedyny będzie miał prawo weta, ale czy będzie miał narzędzia, aby samodzielnie przeforsować kandydaturę potencjalnego zawodnika?

Nie.

A jeśli się uprze i powie, że bez tego czy tamtego piłkarza mistrzostwa nie będzie?

Zgodę i tak będzie musiał wydać komitet. Tak było w poprzednich latach i tak będzie teraz, bo Lech to dobrze zorganizowany klub i trener Nawałka już nie raz to publicznie podkreślał.

To miłe słowa, ale jak w rzeczywistości ta organizacja wpłynie na jego pracę?

Trener będzie miał wspomniane prawo weta. Mieli je Maciej Skorża, Jan Urban czy Nenad Bjelica. To ważne narzędzie w rękach szkoleniowca. Trener może więc przekonywać nas, ale ostatecznie wszyscy członkowie komitetu i tak będą musieli wydać opinię na temat transferu. Zresztą umówmy się: pracujemy ze sobą na co dzień, rozmawiamy i znamy swoje opinie również w kwestii selekcjonowanych piłkarzy. Dlatego nawet jeśli już dochodzi do spotkania, to można się spodziewać kto jaką ma opinię. Przecież wcześniej musieliśmy tego piłkarza obejrzeć, przeanalizować, jego nazwisko pojawiało się w codziennych dyskusjach. Oczywiście, nie można wykluczyć, że mogą zdarzyć się sytuacje, gdy dwie osoby będą za transferem, a trzy przeciw albo odwrotnie. Na tym to polega: każdy może mieć swoje zdanie.

Komitet transferowy i wpływ trenera na zakupy był jednym z punktów spornych przez które negocjacje trwały trzy tygodnie, a nie trzy dni?

W tej materii doszliśmy do błyskawicznego porozumienia. Kilka innych kwestii musieliśmy jasno nakreślić, bo struktura Lecha jest ściśle określona. Najważniejsze jest to, że doszliśmy do porozumienia. Dzięki kilkunastu dniom, które zyskaliśmy, mamy przekonanie, że pan Adam to odpowiedni facet na odpowiednim miejscu – poważny trener w poważnym klubie.

Uważa pan, że w Lechu proporcje Polaków i obcokrajowców w szatni są zaburzone?

Nie chcę użyć tego słowa. Ale powiem, że te proporcje są inne niż byśmy tego chcieli.

A jakich byście chcieli?

Chcielibyśmy więcej Polaków.

Dlatego tak bardzo zależało wam na polskim szkoleniowcu?

Szukaliśmy doświadczonego Polaka, który potrafi pracować pod ciągłą presją wyniku, ale gdyby nie udało się takiego zatrudnić, to braliśmy pod uwagę rynek zagraniczny. Na liście mieliśmy też innych rodaków, ale jedynym z którym negocjowaliśmy, był Adam Nawałka.

Tym kryterium będziecie kierować się także w zimowym oknie transferowym?

W dużej mierze tak. Ale przede wszystkim interesuje nas jakość. Nasza filozofia jest prosta: nie chcemy kupować młodych zawodników za duże pieniądze, bo tych wychowujemy sobie sami. Jestem pewny, że Lech jest w Polsce drużyną, która najlepiej wprowadza do składu młodzież. W tej chwili mamy w kadrze Roberta Gumnego, Kamila Jóźwiaka, Tymka Klupsia i Pawła Tomczyka, a na szansę czekają już kolejni, jeszcze młodsi. Dlatego wolimy kupować zawodników z doświadczeniem i ugruntowaną pozycją. Inna sprawa, że kiedy chcemy wziąć kogoś z polskiego klubu, to cena od razu skacze do miliona euro czy dwóch. To jest kłopot.

Z drugiej strony sprowadzacie tylu obcokrajowców, że jakość niektórych ginie w masie przeciętności, którą tworzyli choćby Elvis Kokalović, Deniss Rakel, Ołeksij Chobłenko.

Trzeba jednak pamiętać, że Christian Gytkjaer to być może najlepszy napastnik w Polsce. W czołówce obrońców był Emir Dilaver, którego sprzedaliśmy do Dinama Zagrzeb. Jakość daje nam Pedro Tiba. Nawet Joao Amaral, który ostatnio przygasł – może przez mrozy – ma dobre liczby. W tym sezonie, chociaż nie gra regularnie, zdążył już zebrać pięć bramek i pięć asyst.

Tiba i Amaral podobno kosztowali po milion euro. Stać was regularnie na takie zakupy?

Pytanie powinno brzmieć inaczej.

Jak?

Czy polskie kluby stać na popełnianie błędów?

Pewnie powie pan, że nie.

To ile możemy realnie wydać zależy od bardzo wielu czynników. Jeżeli korzystnie sprzedamy jakiegoś piłkarza to będzie nas stać. Jeżeli za rok osiągniemy sukces w pucharach, to też. Ale w sytuacji bez pucharów i bez sprzedaży żadnego zawodnika to zapewne tyle nie wydamy.

Co więc z transferami z klubu? Macie przecież oferty, na przykład dla Gumnego.

Naszym priorytetem jest utrzymanie zespołu i zrobimy wszystko, żeby to się udało. Może pojawi się propozycja nie do odrzucenia, bo to możliwe, i wtedy będzie trzeba rozmawiać, ale w innym wypadku nie sprzedamy nikogo. Mamy świadomość, że już latem nasi piłkarze będą mogli zagrać na mistrzostwach Europy U-21. Jeśli Gumny, Jóźwiak czy Tomczyk odegrają tam znaczące role, to pojawi się zainteresowanie zakupem któregoś z chłopaków. Chcemy, aby podążali drogą poprzednich wychowanków. Ale teraz nie chcemy godzić się na transfery z klubu. Inną parą kaloszy są zawodnicy, którzy w tej chwili zawodzą. Jeżeli pojawi się opcja, aby gdzieś ich wypożyczyć czy nawet sprzedać, to będziemy ją bardzo poważnie analizować.

Którzy to zawodnicy?

Oni sami wiedzą. Rozmawiam z nimi regularnie i mówię im wprost, że w tym momencie nie spełniają oczekiwań. Mają więc świadomość, że od najbliższych tygodni zależy bardzo wiele.

Więcej o: