Lotto Ekstraklasa. Lech Poznań - Lechia Gdańsk. Kolejorz w stanie spoczynku

Poznaniacy nawet nie próbują. Nie podejmują ryzyka, nie reagują po stracie, nie pokazują się do podania czy odbioru. W ich przypadku bierność wydaje się być zbyt delikatnym określeniem.

Pustka

Lista błędów popełnianych przez podopiecznych trenera Djurdjevicia byłaby niesamowicie długa. Jest w tym coś przygnębiającego, bo nawet wypunktowanie problemów nie ma najmniejszego sensu – tak bardzo są one zakorzenione.

Lech Poznań zwolnił Ivana Djurdjevicia

Bo to nie chodzi o to, że Lech jest słaby w obronie, niechlujny w ataku, rozrzucony po boisku. Tak naprawdę jest tym wszystkim po trochu. Kawałek pożarła już rdza, inny dogorywa, kolejny całkowicie się poddał. Na murawie są piłkarze, ale przeciwnikowi nie zrobiłoby większej różnicy, gdyby ich nie było.

I można mówić, że gdańszczanie byli świetnie zorganizowani pod względem taktycznym w centralnej strefie, że przede wszystkim nie było rozdźwięku między duetem Paixao-Arak a środkiem pola, bo formacja jest ciasna i porusza się jak jeden organizm. Albo że wyjście Michalaka do pressingu wywoływało jednoczesny ruch do tyłu Łukasika i Kubickiego celem zawężenia sektora. Te mechanizmy są imponujące, ale nie na tle przeciwnika, który nawet nie próbuje.

Ivan Djurdjević zwolniony. "Lech Poznań się skompromitował"

Poznaniacy równie dobrze mogliby wywiesić białą flagę  – tak naprawdę to zrobili, tylko że bez górnolotnych gestów. Nie ma drużyny, jest pustka. Tak samo nie ma jednego winnego.

Kanion

Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na moment wprowadzenia piłki do gry. Jeden z prostszych elementów mówi najwięcej o postawie lechitów.

Screen z meczu Lech Poznań - Lechia GdańskScreen z meczu Lech Poznań - Lechia Gdańsk Screen z meczu Lech Poznań - Lechia Gdańsk

Nie ma absolutnie żadnego znaczenia, kto schodzi do duetuGoutas-Rogne. Nieważne, czy robi to Tiba (jak na grafice powyżej), czy Amaral, czy robiłby to ktoś inny. To nie może się udać, bo między linią obrony a środkiem pola/ofensywą pojawia się potężny kanion – przestrzeń, nad którą z powodzeniem przejmują kontrolę gdańszczanie. Nie muszą się szczególnie wysilać. Wystarczy, że będą się przesuwać o kilka metrów w każdym kierunku.

Lech Poznań vs Lechia Gdańsk. Kryzys Kolejorza trwa. Na jego grę nie da się patrzeć

W Poznaniu nie ma podziału obowiązków. Nie ma gracza w centralnej strefie, który będzie odpowiadał tylko za odbiór lub tylko za rozegranie. Wszyscy są od wszystkiego. Tiba przesuwając się niżej, owszem, może zająć się wprowadzeniem futbolówki, ale jest z góry skazany na porażkę, bo tak wyrachowany rywal jak Lechia z łatwością go wypchnie. I nie będzie to wina Portugalczyka, a pozostałych piłkarzy, którzy nie pokazują się do podania, nie skracają pola gry. Brak jest ruchu w drugiej linii.

Niech najlepiej o skali problemu świadczy to, że Lech z pewnością radziłby sobie lepiej, mając w składzie nawet „ociosanego przecinaka”, który odpowiadałby jedynie za czyszczenie i ryglowanie. Wówczas Tiba czy Amaral mieliby znacznie większe pole manewru. Byłoby miejsce na kreatywność. W stolicy Wielkopolski całkowicie zapomnieli o tym, że zawodnicy potrzebują konkretnych zadań.

Zobojętnienie

To zwyczajne wprowadzenie piłki do gry leży u podstaw kłopotów podopiecznych trenera Djurdjevicia – w tym momencie stają się otępiali. Nie mając do kogo podać, nie tylko wycofują się na własną połowę przez co zwiększają się odległości pomiędzy poszczególnymi częściami formacji, ale również stają się coraz bardziej apatyczni.

Lech Poznań znowu przegrywa. Mateusz Juroszek atakuje piłkarza. "Żenujące"

W spotkaniu z Lechią było mnóstwo takich sytuacji, gdy poznaniacy mieli po swojej stronie inicjatywę, ale nie potrafili zrobić z niej użytku. Nieustannie, w jednym tempie, bili głową w mur. Nie było podań z pominięciem środka, prostopadłych piłek bezpośrednio na Tibę/Amarala, na próżno również wypatrywać podkręcania tempa. Lech po prostu pogrążał się w swoim marazmie. I nie chciał pomocnej dłoni.

Screen z meczu Lech Poznań - Lechia GdańskScreen z meczu Lech Poznań - Lechia Gdańsk Screen z meczu Lech Poznań - Lechia Gdańsk

Z drugiej strony jest w tym pewien paradoks. Co prawda na palcach jednej ręki, ale jednak, można policzyć sytuacje, gdy Kolejorz przyspieszył i dało to efekty. Owszem, w końcowej fazie zawodziła dokładność dośrodkowania lub wykończenie, ale mimo wszystko gospodarze bez większych trudności, dzięki dwóm-trzem podaniom,przenosili się pod bramkę Alomerovicia. Mowa m.in. o dwóch niemalże bliźniaczych próbach, gdy Gytkjaer znalazł sobie miejsce między dwoma liniami przeciwnika (na grafice po rozegraniu w trójkącie Amaral-Gumny-Wasielewski, drugi raz na początku drugiej połowy po dograniu Kostewycza z bocznego sektora).

Lech zamierał po każdej akcji tego typu – jakby nikt nie widział sensu w jakimkolwiek wysiłku. A jeśli nie chcą zobaczyć go piłkarze, to nawet najlepszy szkoleniowiec nie otworzy im oczu.

Więcej o: