Ekstraklasa. Jagiellonia Białystok - Legia Warszawa 1:1. Dyscyplina, proste środki i (odrobinę) za dużo murowania

W zeszłym tygodniu Wisła Kraków zareagowała ogniem na ogień, tymczasem podopieczni trenera Mamrota postawili na chłodną głowę i konsekwentną grę z tyłu. Niewiele zabrakło, żeby taka strategia okazała się kluczem do sukcesu. Legionistom remis rzutem na taśmę uratował Kulenović.

Coś więcej niż rzut rożny 

Akcja, która zaważyła na losach spotkania miała miejsce jeszcze przed upływem pierwszej minuty. Nie z uwagi na samą bramkę, czy nawet to że goście byli źle zorganizowani we własnym polu karnym jeszcze zanim Guilherme dośrodkował z narożnika boiska. Najważniejszy był wpływ gola na dalszą postawę zawodników obu drużyn. A w tym przypadku oznaczało to niemal cały mecz.

Jagiellonia - LegiaJagiellonia - Legia screen

Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na ustawienie Cafu za plecami Jędrzejczyka. Był za daleko, przez co nie mógł przypilnować Runje, jednego z najważniejszych graczy Jagiellonii przy stałych fragmentach gry (całkiem podobne trafienie w poprzedniej kolejce przeciwko Pogoni).

Trudno oceniać strategię obu zespołów biorąc pod uwagę pierwsze kilkanaście sekund starcia. Niemniej jednak już wtedy rzucało się w oczy zupełnie inne podejście warszawiaków niż w konfrontacji z Wisłą Kraków (3:3, Nagy na 1:0 w 75. sekundzie). W zeszłym tygodniu „Biała Gwiazda” od samego początku nie mogła złapać oddechu – była spychana już w momencie wprowadzenia piłki do gry, legioniści odcinali poszczególne strefy dynamicznym i przemyślanym doskokiem. Nic nie pozostawiono przypadkowi.

Tymczasem na wyjeździe do Białegostoku podopieczni trenera Sa Pinto od samego początku byli ustawieni nieco niżej. Formacja „mówiła” zupełnie coś innego niż tydzień temu. I również dlatego Jagiellonia mogła narzucić własne warunki gry.

Ekstraklasa. Jagiellonia Białystok - Legia Warszawa. Ivan Runje: Czuję się ch*****

Odpowiedzialność zbiorowa

Gospodarze w pełni wykorzystali te kilkanaście sekund przed wyjściem na prowadzenie. Istotny jest ten krótki fragment rozegrania jeszcze zanim Frankowski dostał prostopadłe podanie.

Jagiellonia - LegiaJagiellonia - Legia screen

Manewr z  Kwietniem w linii obrony był elementem powtarzalnym w tym spotkaniu. W przeciwieństwie jednak do typowego zejścia między stoperów, pomocnik zajmował miejsce między Runje a Burligą, czyli znacznie bliżej bocznego sektora. Warto zwrócić uwagę na legionistów, którzy umożliwiają rywalowi swobodne zorganizowanie się na tyłach i przygotowanie zagrania w kierunku Frankowskiego (rzut rożny po tej akcji).

Pewnie gdyby Runje nie strzelił gola, mecz ułożyłby się inaczej (chociaż stałe fragmenty gry były jednym z istotnych pomysłów na Legię). Być może warszawiacy mieliby szansę na dokręcenie śruby przeciwnikowi. Niemniej jednak można odnieść wrażenie, że postawa gości nie była bezpośrednim rezultatem szybko straconej bramki, a tego, że podopieczni trenera Mamrota przewyższali ich pod względem konsekwencji i dyscypliny. Wystarczy rzucić okiem na to, jak była zorganizowana środkowa strefa.

Stoperzy (Runje i Mitrović) w momencie wprowadzenia piłki do gry ustawiali się dość wąsko, a bezpośrednie wsparcie zapewniali Kwiecień i Pospisil/Romanczuk. Tym samym przed kołem środkowym białostoczanie byli zorganizowani na planie czworoboku. Jednocześnie, nawet pomimo zapewnionej asekuracji, boki obrony (Burliga, Guilherme) nie wychodziły bardzo wysoko. Drugi wariant polegał na zejściu Kwietnia w sektor między stoperem a bocznym defensorem – wówczas najczęściej chodziło o podanie z pominięciem centralnej strefy.

Podział ról był szalenie istotny nie tylko wtedy, gdy białostoczanie mieli futbolówkę w posiadaniu, ale również w sytuacji odwrotnej. Bardzo często Runje odrywał się od linii obrony, starając się wypchnąć przeciwnika, ale nie pozostawiał po sobie dziury. Zawsze pojawiała się asekuracja. Podobnie działała ofensywa. Kiedy legioniści zajmowali się wstępnym rozegraniem, Frankowski i Świderski ścinali w odpowiednim momencie do rywala znacznie ograniczając mu przestrzeń.

Przesunięcie choćby jednego gracza o kilka metrów w obojętnie jakim kierunku miało ogromne znaczenie. Gospodarze wierzyli w kolektywną odpowiedzialność i dlatego oparli swoją strategię na ciasnej formacji, w której każdy musi znać swoje miejsce. Umożliwiała ona szybkie odzyskanie piłki lub – jak przez większą część drugiej połowy – najskuteczniejsze odcięcie przeciwnika od poszczególnych sektorów.

Ekstraklasa. Jagiellonia Białystok - Legia Warszawa. Bartosz Kwiecień o sędziowaniu: To jest jawne "dymanie"

Zorganizowana prostota

Białostoczanie mogli sobie pozwolić na taką taktykę z co najmniej kilku powodów. Najważniejszy był oczywiście szybko strzelony gol i to, że jeszcze szybciej zaczęli narzucać swój styl gry. Mimo wszystko duży wpływ miało również ustawienie środka pola Legii.

Trener Sa Pinto postawił na nieco inny wariant niż tydzień temu, gdy faktycznie ten dynamiczny doskok funkcjonował przez ok. 45 minut. Do składu kosztem Kucharczyka wskoczył Antolić, a roszada zaburzyła działanie środka pola. Dużo błędów wynikało z braku zrozumienia – warszawiacy bardzo często dublowali pozycje (zwłaszcza na boku, gdzie Hlousek wchodził w drogę Nagy’emu i ścinającemu na skrzydło Carlitosowi) i nieopatrznie zostawali na linii podania.

Jagiellonia - LegiaJagiellonia - Legia screen

Tego typu problemy mocno odbijały się na tempie akcji i stanowiły duże ułatwienie dla gospodarzy, którzy w przeciwieństwie do chaotycznej Legii, wyglądali na bardzo zdyscyplinowanych. Rzadko kiedy dopuszczali do sytuacji, jak na grafice powyżej, gdy rywal mógł zyskać przewagę w bocznym sektorze. W tym przypadku Vesović bez większych trudności minął Guilherme, a przez to, że środek pola nie zdążył się poukładać, miał swobodny dostęp do „szesnastki” Jagi. Lekki strzał złapał Kelemen.

Raczej takie sytuacje były rzadkością. Skrzydłowi (Frankowski, Novikovas) wracali na własną połowę, zapewniając bezpośrednie wsparcie bocznym obrońcom. Bardzo dobrze było to widoczne przy rzutach z autu, gdy dość często Legia nie miała żadnej możliwości dorzucenia piłki bez ryzyka. W okolicach szesnastego metra dodatkową asekurację zapewniał Świderski (jeśli wówczas nie nastawiał się na kontratak).

Ekstraklasa. Jagiellonia remisuje z Legią i utrzymuje pozycję lidera. Kibice z Warszawy w trakcie meczu spalili dwie żółto-czerwone flagi

(Nie)proste środki

Manewr z 21-latkiem zwiększającym szansę odbioru nie był zbyt popularny. Najczęściej Świderski był najbardziej wysuniętym zawodnikiem Jagiellonii, umożliwiającym szybkie wyprowadzenie ataku. Takie zagrania wcale nie musiały skończyć się stratą, bo napastnik nieźle radził sobie w sytuacjach 1 na 1. Przy okazji cały schemat wpisywał się w ogólną strategię gospodarzy na ten mecz – akcja miała wyglądać na prostą i dynamiczną, ale tak naprawdę wymagała nie lada dyscypliny i jej powodzenie zależało od tego, czy każdy będzie odczuwał taką samą odpowiedzialność za zespół.

Podopieczni trenera Mamrota w większości przypadków w pierwszej połowie starali się „zdobywać teren” dwoma-trzema podaniami. W tym również pomagało ciasne ustawienie – zwłaszcza jeśli chodzi o te kilka prób gry na jeden kontakt w bocznym sektorze (głównie pierwsza połowa), gdy cały środek pola pracował na zorganizowanie dynamicznego ataku.

Sytuacja uległa zmianie w drugiej połowie, gdy Jagiellonia więcej energii wkładała w odpowiednie przesuwanie poszczególnych części formacji. Dwa bloki poruszały się bardzo konsekwentnie, ale praktycznie całkowicie zaniechano próby odbioru. W efekcie legioniści coraz dłużej utrzymywali się przy piłce, ale niewiele z tego wynikało, bo bardzo często byli zmuszeni przesuwać futbolówkę po obwodzie. Dopiero od około 75.-80. minuty faktycznie ta przewaga zaczęła przynosić korzyści.

Białostoczanie dali na to przyzwolenie. Już w końcówce pierwszej połowy zaczęli się cofać, a wraz z upływem czasu proces tylko postępował. W połączeniu z niższą jakością podań, popełniali coraz więcej błędów i znacznie częściej dopuszczali rywala w okolice pola karnego. Biorąc pod uwagę, że do 89. minuty utrzymywał się wynik 1:0, tego murowania było zdecydowanie za dużo. Nawet abstrahując od tego, czy sędzia Złotek powinien odgwizdać rzut wolny dla gości (zderzenie Nagy’ego z Runje; po tym stałym fragmencie padł gol), czy nie. Zwłaszcza że im bliżej końcowego gwizdka, tym bardziej rzucało się w oczy, że dokładność była piętą achillesową podopiecznych trenera Mamrota.

Więcej o:
Copyright © Agora SA