Korona Kielce - Arka Gdynia 2:1. Niebezpieczne zabawy z formacją

- Ustawienie i taktyka nie gra, decydujące są momenty, w których dany zawodnik podejmuje decyzje. Ja nie lubię systemu 3-5-2, za to uwielbiam 3-4-3. I do niego będę zmierzał - stwierdził trener Smółka przed meczem z Jagiellonią (0:2). Wszystko metodą małych kroków, ale niektóre z nich są już w tym momencie niezwykle niepokojące.

Nieudane manewry

W drugim spotkaniu z rzędu widać, że arkowcy coraz częściej przechodzą na trzech zawodników z tyłu w pierwszej fazie rozegrania. Nie jest to w żadnym razie typowe ustawienie z trójką obrońców, ale można zauważyć pewne elementy wspólne.

SołdeckiSołdecki Canal+Sport

Sołdecki, który schodzi między Helstrupa i Maricia, wymusza wysokie i szerokie wyjście Marciniaka oraz Zbozienia. Problem w tym, że brakuje stosownych mechanizmów – nie tylko powrotu (odsłonięte flanki), ale i tych związanych z prostym uruchomieniem drugiego bloku. Większość podań posyłanych z linii defensywy na atak nie znalazła adresata, kilka skończyło poza boiskiem.

Z tej prostej przyczyny, bocznym obrońcom kilkakrotnie zdarzyło się ustawić asymetrycznie, z Marciniakiem zostającym niżej. Miał za zadanie ściąć nieco bardziej do środka i przejąć piłkę od stoperów. Później pojawiały się dwie opcje: albo samodzielnie ją doholować, albo bezpośrednio uruchomić któregoś z bardziej ofensywnie usposobionych graczy. Efekty były minimalnie lepsze, ale Arka nie potrafiła tego wykorzystać – nawet pomimo aktywności w centralnym sektorze, która utrzymywała się do około 30. minuty meczu. Aktywna gra, która na niewiele się zdawała, ale chociaż nieco przykrywała brak jakości i bardzo elektryczną obronę.

Skrzydła bez wiatru

Przed pierwszą bramką (16. minuta, Soriano), oba zespoły grały dość ostrożnie, bez huraganowych ataków. Dzięki temu można było odnieść wrażenie, że ustawienie arkowców jest dość ciasne, co może zapewnić odpowiednią reakcją w przypadku przyspieszenia tempa przez przeciwnika W rzeczywistości jednak brak podziału obowiązków w centralnej strefie mocno dawał się we znaki.

Wymienność pozycji była bardzo chaotyczna. Pod trójkę bardzo często podchodził któryś z duetu Janota-Cvijanović, ale wspomagał ją jedynie krótkim podaniem do tyłu. Nie miało ono żadnego przełożenia na płynność w organizowaniu ataku pozycyjnego. Podobnie zachowywał się Aankour, ale on chociaż starał się coś z tego wyciągnąć. Przed przerwą jego zejście niżej wymuszało ruch do przodu Janoty, po przerwie usiłował przyspieszyć grę w bocznym sektorze boiska. I miałoby to sporo sensu, bo szkoleniowiec gdynian już zdążył zapowiedzieć, że jego drużyna intensywnie pracuje, żeby poprawić ten element.

- Po analizie wiemy, gdzie leży problem. W tych meczach graliśmy praktycznie bez skrzydeł, natomiast w spotkaniu z Legią doskonale one funkcjonowały. Mamy sześciu skrzydłowych, wszyscy są zdrowi, zatem rywalizacja na treningach jest spora – mówił na konferencji przed starciem z Górnikiem Zabrze (1:1).

Co ciekawe, znacznie częściej to nie skrzydłowi, a Marciniak i Zbozień zostawali bardzo wysoko. Tym samym lukę niżej mieli uzupełnić Aankour i Janota. Jak łatwo można się domyśleć – z różnym skutkiem, zwłaszcza jeśli chodzi o powroty do obrony. Temu drugiemu zdarzały się nieudane odbiory na 30.-40. metrze, które skutkowały rajdem przeciwnika bocznym sektorem boiska. Natomiast Zarandia, który faktycznie mógłby pociągnąć grę flanką, wszedł dopiero w 57. minucie.

Domek z kart

Nieuporządkowany środek pola to właściwie wierzchołek góry lodowej. Od niego się zaczynało, stąd brała się opóźniona reakcja. Korona wcale nie musiała się nagłowić, żeby znaleźć najsłabszy punkt swojego przeciwnika.

Sytuacja przed golemSytuacja przed golem Canal+Sport

Arkowcy nie myślą na kilka kroków do przodu. Koncentrują się na tym, co jest tu i teraz. Akcja Kosakiewicza rozpoczęła się w okolicach 40. metra i pewnie nie byłaby tak dynamiczna, gdyby nie bardzo niemrawa reakcja Janoty. Później wszystko zawaliło się jak domek z kart. Zbozień zdecydował się na doskok dopiero na skraju pola karnego. Poszedł na raz, zanotował nieudaną interwencję. Później aż trzech piłkarzy Arki (tj. Cvijanović, Sołdecki, Zbozień) skupia się na Żubrowskim, całkowicie odpuszczając wbiegającego w wolną przestrzeń Kosakiewicza. Tylko zerkają w kierunku przeciwnika – żaden nie reaguje.

Spóźniony doskok i wąsko ustawiona linia obrony – dwa błędy, które będą się powtarzać do końca meczu. Jeden wynikał z drugiego. Warto również zauważyć, że Żubrowski miał jeszcze dwie opcje zagrania. Mógł wypuścić na obieg Jukicia albo podać do ustawionego przed polem karnym Janjicia.

Koroniarze szczególnie upodobali sobie ten 20.-25. metr do oddawania strzałów, bo czy to w obliczu ataku pozycyjnego, czy kontry, arkowcy panikowali. Cofali się bardzo głęboko, jednocześnie zostawiając mnóstwo miejsca bezpośrednio przed polem karnym. Właśnie stamtąd uderzał Żubrowski, gdy o dobitkę – i ostatecznie gola – pokusił się Soriano.

Mało piłki w piłce

Niecały kwadrans po rozpoczęciu drugiej części meczu, trener Smółka zdecydował się na podwójną zmianę. Sołdeckiego i Cvijanovicia odpowiednio zastąpili Bohdanow i Zarandia. Wycofano się z „prowizorycznej” trójki w obronie, ale problemy pozostały. Wystarczy choćby zerknąć na drugą bramkę dla gospodarzy.

BramkaBramka Canal+Sport

Po stracie Bohdanowa przede wszystkim rzuca się w oczy opóźniona reakcja – czyli to, co jest jedną z największych bolączek arkowców. Z tyłu zostają jedynie stoperzy, boczni defensorzy są ustawieni na tyle wysoko i szeroko, że nie ma szans na skuteczną interwencję. Środek pola natomiast, nie zapewnia asekuracji. Sytuacja jest bardzo powtarzalna. W powyższym przypadku Marić daje się ograć Jukiciowi, a  w tym samym czasie Helstrup i Bohdanow patrzą się, jak oddaje strzał, zamiast pilnować Janjicia i Górskiego.

Tymczasem po meczu, na antenie Canal+ Sport, to właśnie trener Smółka stwierdził, że Korona nie chciała grać w piłkę. Ta sama, która oddała ponad dwadzieścia strzałów (vs osiem), w tym osiem w światło bramki. Gospodarze poza kilkoma krótkimi momentami (m.in. na samym początku i po rzucie karnym) mieli nie tylko inicjatywę, ale i pomysł. W przeciwieństwie do arkowców – zamiast przybliżać się do tego, co zaprezentowali z Legią, skutecznie się oddalają.

Michał Probierz to mój faworyt. Idealny kandydat na trenera Legii

Lewandowski skomentował kuriozalnego karnego w meczu Bayernu

Bayern wygrywa, ale nie zachwyca. Czy znów straci Kingsleya Comana?

Więcej o:
Copyright © Agora SA