Ekstraklasa. Lech Poznań - Wisła Kraków. Wisła rozgromiła Lecha, a przegrywała 0:2

Mnóstwo goli obejrzeli kibice w Poznaniu. Wisła Kraków pokonała Lecha 5:2. Obnażyła tym samym defensywne problemy, z jakimi zmaga się zespół Ivana Djurdjevicia. Piłkarzy "Kolejorza" pożegnały gwizdy kibiców.

Wyobrażam sobie Ivana Djurdjevicia, który ustalając skład przed meczem z Wisłą Kraków długo stuka długopisem w pustą kartkę. Popularne piłkarskie powiedzenie głosi, że drużynę buduje się od tyłu. Jeśli przyjąć, że to prawda i podobnie robi trener rozpisując skład na nadchodzący mecz, to Djurdjević miał bardzo trudne zadanie. Na rozgrzewce przed meczem z Genk kontuzji doznał WołodymyrKostewycz, a po pół godzinie z boiska zszedł też Thomas Rogne. Wciąż treningów po operacji kolana nie wznowił Robert Gumny, a klub wciąż nie sprowadził żadnego obrońcy.

Tym razem Lech zapłacił za swoje błędy

„Kolejorz” furę szczęścia miał już w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec. Brak straconej bramki piłkarze Lecha w całości zawdzięczali nieskuteczności VamarySanogo. Wisła Kraków tak pobłażliwa nie była i wykorzystała kuriozalny błąd Rafała Janickiego poprzedzony biernym zachowaniem Nikoli Vujadinovicia. Tyle, że bramka zdobyta przez Martina Kostala była jedynie golem kontaktowym.

Wcześniej Wiślacy sami nie popisali się w grze obronnej. Największe problemy mieli po prawej stronie boiska. Najpierw JoaoAmaral wpadł w pole karne i po dobrej indywidualnej akcji dał Lechowi prowadzenie. Mateusza Lisa pokonał strzałem w stylu swojego rodaka - Ricardo Quaresmy. Po kilku minutach ręką w swoim polu karnym zagrał Rafał Pietrzak. Blokował w ten sposób dośrodkowanie Macieja Makuszewskiego. „Jedenastkę” wykorzystał Gytkjaer.

Lech niepewnym wyprowadzeniem piłki sam stwarzał Wiśle szanse do zdobycia bramki. Błędy w rozegraniu tuż przed swoim polem karnym popełniali m.in. Cywka i Vujadinović. Ivan Djurdjević mógł się temu tylko przyglądać. Trener Lecha i tak jest pozbawiony możliwości rotacji. W spotkaniu z Wisłą na ławce siedział tylko jeden obrońca – wyciągnięty z rezerw Maciej Orłowski.

Lech został w szatni

Do przerwy Lech prowadził 2:1, ale błędy popełnione w pierwszej połowie nie pozwalały myśleć, że zwycięstwo jest przesądzone. Jeśli piłkarze sądzili inaczej, to już po czterech minutach przekonali się, że byli w błędzie. Gola wyrównującego strzelił Zdenek Ondrasek, a ładniejsza od samej bramki była asysta piętą JesusaImaza.

Lech nie zdołał jeszcze odpowiedzieć na bramkę doprowadzającą do remisu, a Jasmin Burić został pokonany po raz kolejny. Tym razem przez swojego napastnika – Christiana Gytkjaera. W tym momencie obrona Lecha nie wyczerpała jeszcze limitu błędów.

Po godzinie gry goście prowadzili już 4:2. Drugiego gola w tym meczu strzelił Ondrasek. Znów spóźniony był Vujadinović. Czarnogórzec zgubił krycie Kostala, który przytomnie zgrał piłkę do napastnika. Należy pamiętać, że Vujadinović bezpośrednio zawinił też przy pierwszym golu dla Genku. I pewnie po tamtym występie usiadłby na ławce rezerwowych, gdyby tylko było go kim zastąpić.

Wisła dobra, bo mądra

Po przerwie Lech szybko stracił trzy gole i długo nie mógł się pozbierać. Wisła doskonale zarządzała dwubramkowym prowadzeniem – wiedziała, kiedy piłkę przytrzymać, kiedy grę przyspieszyć i jak grać, by Lech nie uwierzył, że straty da się odrobić. Pomogły dopiero zmiany przeprowadzone przez Ivana Djurdjevicia. „Kolejorz” był bliski strzelenia trzeciego gola, gdy po dośrodkowaniu Piotra Tomasika główkował Paweł Tomczyk.

W międzyczasie Wisła dość łatwo stwarzała sobie kolejne okazje. Jedną z kilku wykorzystał w 90. minucie Marko Kolar. Chorwat ustalił wynik spotkania na 2:5.

Odmieniona w przerwie Wisła zasłużenie wygrała przy Bułgarskiej w Poznaniu. Unaoczniła tym samym, z jakimi problemami w defensywie zmaga się Lech. Czyste konto w meczu z Zagłebiem Sosnowiec tylko zakrzywiało prawdziwy obraz sytuacji. Piłkarzy „Kolejorza” pożegnały gwizdy kibiców, mimo że zespół wciąż jest liderem LOTTO Ekstraklasy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA