Poprzedni sezon skończył się dla Lecha kompromitująco. Zespół zajął trzecie miejsce w tabeli, chociaż przed ostateczną rozgrywką, po podziale tabeli zajmował pozycję lidera i najgroźniejszych rywali przyjmował u siebie. To właśnie z Legią, „Kolejorz” grał ostatni mecz w sezonie. Nie udało się go dokończyć, bo przy wyniku 0:2 na murawę wbiegli kibice. Dzień później na Lecha nałożono dotkliwe kary, które klub odczuje na początku nadchodzącego sezonu.
Dowódca rewolucji
Tuż po zakończeniu sezonu przy Bułgarskiej zaplanowano konferencję prasową podczas, której wiceprezes Piotr Rutkowski zapowiedział rewolucję w zespole i przedstawił nowego trenera – Ivana Djurdjevicia.
Wybór Serba na stanowisko trenera pierwszej drużyny przyjęto w Poznaniu z radością. Djurdjević, co prawda debiutuje w pracy z dorosłymi piłkarzami, ale doskonale zna klub i jego specyfikę, a w pamięci kibiców zapisał się jako piłkarz waleczny i nieustępliwy. Jeśli te same cechy uda mu się zaszczepić w zespole, kibice będą zachwyceni. Zdaniem wielu, to właśnie ambicji najbardziej brakowało drużynie Nenada Bjelicy, która zawodziła w najważniejszych momentach.
Ivan Djurdjević do roli najważniejszego trenera w klubie, przygotowywał się od blisko trzech lat prowadząc trzecioligowe rezerwy. - Chcemy w Lechu jego silnego charakteru, nieustępliwości, waleczności i twardej ręki. Tego nam w tym roku zabrakło – mówił wiceprezes Lecha Poznań, podczas wspomnianej konferencji prasowej. Razem z Serbem pracować będą ci sami asystenci, którzy pomagali mu w rezerwach.
Ustawienie dobre dla wszystkich
Nowy trener oficjalny debiut ma już za sobą. W pierwszym meczu pokonał 2:0 armeński Gandzasar Kapan, w ramach eliminacji do Ligi Europy. Zgodnie z przewidywaniami, Lech zagrał w ustawieniu 1-3-5-2, które testował już w meczach sparingowych. Tak też, pod batutą Djurdjevicia, grał zespół rezerw.
Wszystko wskazuje na to, że nie była to jednorazowa fanaberia i zachcianka nowego trenera. Nowe ustawienie ma być podstawowym w najbliższym sezonie. Djurdjević zapewnia, że pozwala ono w pełni wykorzystać potencjał ofensywny i pasuje do charakterystyki zawodników. W nowej taktyce lepiej ma się czuć najlepszy napastnik Lecha – Christian Gytkjaer i grający wyżej niż dotychczas - Darko Jevtić. Jeszcze przed spotkaniem z Gandzasaerm, Szwajcar chwalił nowe ustawienie, ale w samym meczu zagrał słabo.
Ustawienie z trójką środkowych obrońców jest jednak ryzykowne i udowodnił to już pierwszy oficjalny mecz. Lechowi spore problemy sprawiali szybcy skrzydłowi – Lubambo Musonda (reprezentant Zambii) i Haitańczyk Alex Junior. „Kolejorz” miał sporo szczęścia, że nie stracił z Gandzasarem bramki. Trener Djurdjević do sprawy podszedł spokojnie i tłumaczył dziennikarzom, że na pełną adaptację do nowego systemu potrzeba więcej czasu.
Skład personalny defensywy poznaniaków też był w tym meczu zaskakujący. Obok Rafała Janickiego zagrali bowiem debiutant Thomas Rogne i nieco zapomniany przez kibiców Vernon De Marco. Zanim drużynę przejął Djurdjević wydawało się, że w sezonie 2018/2019 obu piłkarzy w klubie już nie będzie. Obrońcy zdołali jednak przekonać do siebie trenera. I to na tyle, że wskoczyli od razu do pierwszego składu.
Kadra słabsza niż za Bjelicy
Zapracować na zaufanie Serba wcale nie jest łatwo. Przekonał się o tym Niklas Barkroth, który regularnie zawodził w poprzednim sezonie i nawet nie zbliżył się do spełniania oczekiwań, jakie stawiali przed nim właściciele, którzy by go kupić wyłożyli na stół 650 tys. euro. Szwed był najdroższym zakupem „Kolejorza” w poprzednim letnim okienku transferowym. Barkroth nie wsiadł na pokład samolotu lecącego do Erywania na rewanżowy mecz z Gandzasarem. W tym samym czasie przecinał niebo lecąc do Szwecji, gdzie podpisze kontrakt z Djurgardens IF. Złośliwi twierdzą, że dotychczas to największe wzmocnienie drużyny.
Faktycznie nowych piłkarzy nie ma w klubie wielu. Lech sprowadził Tomasza Cywkę z Wisły Kraków, Pedro Tibę grającego dotychczas w lidze portugalskiej, trzeciego bramkarza Karola Szymańskiego i wracającego z wypożyczenia Pawła Tomczyka. Klub z Wielkopolski przegrał z Legią walkę o Carlitosa, a Damian Kądzior zamiast w Lechu wylądował w Dinamie Zagrzeb.
Efektem powolnych działań klubu na rynku transferowym jest słabsza jakościowo kadra niż ta, którą w poprzednim sezonie dysponował Nenad Bjelica. Z „Kolejorzem” pożegnali się Emir Dilaver, Mario Situm, Radosław Majewski, Ołeksij Chobłenko i Elvir Koljić. Ivan Djurdjević zapewnia, że jego celem jest posiadanie jakościowej, a nie szerokiej kadry. Obiecuje jednocześnie, że Lech Poznań pozyska jeszcze dwóch lub trzech jakościowych graczy. Natychmiastowego wzmocnienia potrzebuje pozycja napastnika. Sam Gytkjaer i młody Tomczyk to za mało. Klub jest blisko wypożyczenia z Benfiki Lizbona Joao Amaraldy. To zawodnik, który może grać jako „dziewiątka”, za plecami napastnika lub na skrzydle.
Problematyczny skrawek materiału
Na Macieja Gajosa narzekano, że jest na boisku zbyt spokojny i nie ma zdolności przywódczych, by być kapitanem. W szatni wciąż jego słowo znaczyło mniej niż słowo Trałki. Defensywnemu pomocnikowi, Nenad Bjelica zabrał opaskę, gdy złamał klubowy regulamin i używał w szatni telefonu komórkowego.
Inny pomysł na obsadzenie funkcji kapitana ma Ivan Djurdjević. Dotychczas nie wybrał jednego piłkarza, a opaskę zakładają po kolei wskazani przez niego zawodnicy. Lechem w sparingach dowodzili już różni piłkarze – charakterologicznie i narodowościowo. Kapitanem mógł zostać każdy. Trenerowi zależało, by jak największa liczba piłkarzy mogła poczuć odpowiedzialność za zespół. Djurdjević, gdy grał w Lechu, kilkukrotnie wyprowadzał go na boisko. Dostąpił tego zaszczytu jako pierwszy obcokrajowiec w historii.
W jedynym dotychczas oficjalnym meczu kapitanem był Jasmin Burić. I to po raz drugi, bo dowodził Lechem także w jednym ze sparingów. Nie do końca wiadomo czy Djurdjević idzie wzorem selekcjonera Brazylii – Tite i konsekwentnie będzie zmieniał kapitana, czy też nadal trwa casting mający wskazać piłkarza, który najlepiej sprawdzi się w tej roli.
Na trybunach cichosza
To nie koniec problemów. Kolejnym jest zamknięty stadion. Kibice nie mogli już obejrzeć meczu z Gandzasarem i tak samo będzie w kolejnych rundach kwalifikacji do Ligi Europy, jeśli Lechowi uda się do nich awansować.
Wojewoda Wielkopolski, dzień po meczu z Legią podjął surową decyzję i zamknął stadion przy Bułgarskiej na trzy mecze Ligi Europy i pięć LOTTO Ekstraklasy. W efekcie kibice wesprą zespół z trybun w meczu ligowym dopiero podczas spotkania z Koroną Kielce, 20 października 2018 roku.
Powodów od optymizmu nie ma w Lechu zbyt wielu, bo przyjście nowego trenera nie sprawi, że wszystkie problemy od razu znikną. Potrzeba czasu, o który apeluje Ivan Djurdjević. Wydaje się, że aspiracje kibiców są aktualnie niewspółmierne do sytuacji w klubie.
***