Ekstraklasa. Legia Warszawa przegrywa w ostatnim meczu w tym roku. Pozycja lidera zagrożona

Legia Warszawa przegrała swoje ostatnie spotkanie ligowe w tym roku. Mistrzowie Polski na własnym boisku ulegli Wiśle Płock (0-2). Bramki dające zwycięstwo Nafciarzom zdobyli Cesar Varela i Jakub Czerwiński (sam.). Jeśli swój ostatni mecz przed zimową przerwą wygra Górnik Zabrze, to zepchnie Legię na drugie miejsce w tabeli.

- Załóżmy sobie taką sytuację: jeśli ludzie jadą na narty na siedem bądź 10 dni to którego dnia łamią nogi? Zawsze ostatniego. Dlaczego? Bo są już bardzo rozluźnieni i ich koncentracja nie jest odpowiednia, głowy są zmęczone. Jeżeli możemy użyć tej metafory, to nie chciałbym, by w meczu z Wisłą Płock moi piłkarze połamali nogi. Ten mecz to nie jest pułapka – to jest wielka pułapka - mówił przed sobotnim spotkaniem trener Romeo Jozak.

We wspomnianą pułapkę Legioniści wpadli już na samym początku spotkania. Wisła rozpoczęła bardzo aktywnie, grała agresywnie i stosowała wysoki pressing. Gospodarze wyraźnie zaskoczeni takim stylem gry przyjezdnych nie do końca wiedzieli jak sobie z nim poradzić. Dowodem nieporadności piłkarzy Legii był faul Inakiego Astiza, który w 7. minucie nieprzepisowo zatrzymał jednego z rywali w polu karnym, a sędzia po skorzystaniu z pomocy technologii VAR podyktował jedenastkę dla Wisły. Do jej wykonania podszedł Cesar Varela, który - po bardzo przeciętnej interwencji Malarza - zamienił ją na bramkę.

Im dalej w pierwszą połowę, tym gorzej. Thibault Moulin i Michał Kopczyński nie mogli zdominować gry w środku pola, a dodatkowo Kasper Hamalainen, który w ostatnich meczach był liderem warszawiaków, doznał kontuzji i został zmieniony przez Cristiana Pasquato jeszcze przed końcem pierwszej połowy, którą gospodarze zakończyli nie z jedno, ale z dwubramkową stratą. W 18. minucie Wisła przeprowadziła bowiem dynamiczną akcję lewym skrzydłem, mocno zagraną w pole karne piłkę chciał zablokować Jakub Czerwiński, ale zrobił to tak niefortunnie, że skierował ją do własnej bramki.

Po zmianie stron obraz gry uległ małej zmianie. Legia lepiej radziła sobie w konstruowaniu akcji i zaczęła dominować w środkowej strefie boiska. Przeprowadzała szybkie ataki skrzydłami, za którymi często nie nadążali defensorzy gości. Na nic to się jednak zdało, ponieważ gospodarze razili nieskutecznością. Tak jak Niezgoda, który zmarnował dwie znakomite okazje na początku drugiej części spotkania - najpierw ze skraju pola karnego strzelił tak, że Kiełpin nie miał problemów z obroną, a następnie uderzył głową, z czym bramkarz Wisły również sobie poradził.

Nieskuteczni byli też zawodnicy, którzy weszli z ławki. W 60. minucie Sebastian Szymański, który zastąpił Łukasza Brozia, nie trafił głową do praktycznie pustej bramki, a 10 minut później podobnie - tylko nogą - akcję wykończył Armando Sadiku.

Po sobotniej porażce Legia pozostała liderem Lotto Ekstraklasy, ale jeśli w poniedziałek Górnik Zabrze pokona Cracovię, to on spędzi zimową przerwę na pierwszym miejscu w tabeli.

Więcej o:
Copyright © Agora SA